Bez kultury wysokiej, nawet jeśli nie wszyscy ją rozumieją, nie
będziemy „w sam raz”, ale ...bez
szans. Wszystko, co obecne władze miasta robą w obszarze kultury, podane jest w
polewie mocno obciachowej, mętnej i doprawionej bylejakością. W kwestii
Filharmonii Gorzowskiej, tak bardzo się rozpędzili, że za chwilę będzie po zawodach.
Bywają bowiem informacje tak nieprawdopodobne, że nie sposób w nie uwierzyć.
Dokładnie taką jest informacja, że odejście wybitnej dyrygentki, nie jest już
tylko domysłem i spekulacją, ale faktem...
![]() |
FOT.: Filharmonia Gorzowska/Głowa J.W.: - Gazeta Wyborcza/Głowa E.H. - Gorzow24 |
...bo decyzja
nabrała formalnego kształtu we wtorek, gdy prawnicy dyrygent Moniki Wolińskiej złożyli stosowne pismo
kierującej Filharmonią Gorzowską Adriannie
Chodarcewicz, a także powiadomili o nim prezydenta Jacka Wójcickiego. W piśmie podnoszą kwestię sposobu traktowania Wolińskiej
oraz uniemożliwienia jej kierowania orkiestrą, co miała zagwarantowane w
kontrakcie, a co stanowi podstawę do jego rozwiązania z winy władz miasta.
Tym samym w
mieście rządzonym przez „Sokratesa z
Deszczna” – jak nazywała go jeszcze dwa lata temu w ogólnopolskim materiale
„Gazeta Wyborcza” - zwyciężył prymat
idei „w sam raz” nad ambicjami, by
nad Wartą było coś mocno ponad, na poziomie, lepiej i z klasą.
„A czy widział ktoś filharmonię na wsi ?
Przecież Gorzów, to coraz większa, a właściwie mniejsza, wiocha <fsamraz>
dopasowana do miary wójta” – uszczypliwie skomentował sprawę na portalu
społecznościowym artysta, grafik i wieloletni dyrektor Klubu Myśli Twórczej „Lamus”
Zbigniew Sejwa. Trudno się z nim nie
zgodzić, bo gorzowianie są świadkami bezprecedensowego zwalczania w mieście
wszystkiego, czego nie ogarnia prezydent, a więc spraw na które nie ma miejsca
w kreskówkach.
Dyrygent
Monika Wolińska nie zgodziła się pełnić roli figurantki, a prezydent Wójcicki
uznał, że skoro on w 2013 roku wylicytował jednorazową dyrygenturę na Wielkiej
Orkiestrze Świątecznej Pomocy i dał radę, to ze znalezieniem nowego „machacza batutą”, nie będzie problemu. Bodaj
po raz pierwszy Wójcicki i dyrektor Ewa Hornik mieli możliwość pokazania, że
ich myślenie o gorzowskiej kulturze wybiega dalej niż strażackie remizy, ale z
tej szansy nie skorzystali. Podobno swój dyrygencki frak odświeża już nominat
Platformy Obywatelskiej Krzysztof
Świtalski, dla którego będzie to wielki „come back” po trzech latach.
Psucie
Filharmonii Gorzowskiej zaczęło się od konfliktu jej dyrektor Małgorzaty Pery z niektórymi członkami
orkiestry. Potem były donosy, medialna dyskusja i wreszcie kunktatorskie
milczenie prezydenta, który doszedł do wniosku, że w filharmonii też ma być „w sam raz”, bo wysokie loty Wolińskiej
nie gwarantowały, że obniżenie poziomu bedzie możliwe. Doszło do tego, że o
kadrach w orkiestrze decydować chciała radna Grażyna Wojciechowska.
„Kryzys wygenerowała radna Wojciechowska,
bezprawnie ingerując w kompetencje dyrekcji. Poparły go związki zawodowe i bezprawnie
rozpoczęły się procedury. Ostatecznie kryzys pogłębiła i rozdmuchała dyrektor
Hornik” – to już opinia blogera Piotra
Steblin-Kamińskiego.
Wszystko
dzieje się trochę na własne życzenie środowisk kulturalnych Gorzowa, bo nie
jest tajemnicą, że dwa lata temu - mniej lub bardziej oficjalnie – popierały
kandydaturę wójta Deszczna, wierząc iż taki młody, komunikatywny i otwarty,
szybko przechodzący „na ty” oraz
organizujący to „ambitne” Święto
Pieczonego Kurczaka, będzie prezydentem marzeń. Niestety, rzutki „Sokrates z Deszczna” zniknął jak bałwan
po odwilży, a gorzowską kultura dusi się dymem z grilowanych w Ratuszu
kurczaków...