Platformerskie „Nie dla PiS”, ewidentnie przegrało z PiS-owskim „Polska jest jedna”. Idea powrotu do cywilizowanej
przeszłości, przegrała z wizją kolejnych kroków, za które płacić będą kolejne pokolenia. A wszystko
dlatego, że na „kapitańskim mostku” Platformy
Obywatelskiej, która od dwóch lat grzęźnie na politycznych i intelektualnych
mieliznach, stoją ludzie, którzy nie rozumieją i nie wiedzą co się dzieje
dookoła. Inna sprawa, że w „kajutach pod pokładem”, trzymają
wielu zdolnych i myślących innymi kategoriami.
FOT.: pis.org/po.org |
„Oni są przewidywalni. Nie warto się nimi
zajmować” – słusznie zauważył podczas sobotniej konwencji lider
Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, po czym roztoczył przed
zebranymi i społeczeństwem wizje, przy których „wioski potiomkinowskie”, to nic. Tak się składa, że „dobra zmiana”, to szwindel, ale znów opakowany profesjonalnie, a w
dodatku nie da się go zdekonspirować hasłami typu „Nie dla PiS”. Do rozpuku śmieszy sytuacja, gdy Grzegorz
Schetyna zapowiada likwidację CBA, gdy notowania PiS-u idą w górę właśnie
dlatego, że ludzie uwierzyli w narrację, że poprzednicy głównie kradli.
Nie obraził wyborców, ale rozsądek, który podpowiadał, jak w
przysłowiu, że milczenie jest złotem, mowa zaś srebrem.
Pomimo dwóch lat rządzenia, potrafią opakować ściemę w kolorowe szaty,
i sprzedawać jako wizję przyszłości. Inaczej niż politycy PO, którzy chcą nam „opędzlować”, tu znów parafrazując mojego ulubionego Michała
Bułhakowa: „wizję drugiej świeżości”, choć istnieje tylko pierwsza świeżość. Po dwóch latach „postu”, jakiemu poddane zostały „tłuste koty” z Platformy Obywatelskiej, widać, że ta drużyna
posłów i senatorów nie da rady.
Mojżesz przez 40 lat prowadzał Izraelitów po pustyni, by wymarło
pokolenie pamiętające niewolę egipską, a opozycja ma problem z tymi, którzy
pamiętają uroki władzy i smak ośmiorniczek z „Sowy i Przyjaciele”. Ludzie bardziej boją się, że stracą to co mają, niż
tego, że nie uda im się uzyskać czegoś, o czym marzą. Posowie i senatorowie PO,
mają w pamięci czasy, gdy mogli wszystko, i dzisiaj boją się, że jakimś trafem
mogą stracić nawet parlamentarne mandaty.
Największym problemem PO oraz znanych nam z telewizji liderów, jest nieumiejętność
pozytywnego mówienia o tym, co będzie, jeśli wyborcy kolejny raz, powierzyliby
tej partii władzę. Uciekając od polityki
krajowej, można to sobie jakoś przedstawić lokalnie, z pytaniem: czy jest
lepiej, niż dwa lata temu ?
Wystarczy prosty eksperyment
myślowy: czy Krystyna Sibińska jest lepszym i skuteczniejszym
politykiem, niż Elżbieta Rafalska ? Czy „wsiowy” wojewoda Władysław Dajczak, to „marionetka”, jak to miało miejsce, gdy ów funkcję pełniła
dzisiejsza poseł Katarzyna Osos ? Kto jest lepszym posłem Anno Domini
2017: Marek Ast i Jerzy Materna, czy Bożenna Bukiewicz, Katarzyna
Osos i Tomasz Kucharski ? Przy wszystkich swoich wadach, kto jest
lepszym i bardziej kreatywnym szefem Rady Miasta, Sebastian Pieńkowski
dzisiaj, czy Robert Surowiec, kilkanaście miesięcy temu ?
Tsunami opozycyjnej krytyki pod adresem „dobrej zmiany”, rozlewa się po bokach, bo fale nie są wysokich lotów
merytorycznych, a ich siła uwodzenia, jest żadna. Polacy patrzą dziś na
największą partię opozycyjną z podejrzliwością, trochę jak w maksymie Wergiliusza:
„Obawiam się Greków, nawet jak niosą dary”.
Owszem, Ludzie PiS faulują: od Warszawy, przez Zieloną Górę, a na
Gorzowie kończąc, ale żaden cios „z łokcia” ze strony rycerzy „dobrej zmiany”, nie zwiększa wiarygodności platformersów. Wręcz odwrotnie:
organizując podobne imprezy jak sobotnia Rada Krajowa, w kontrze do kongresu
PiS-u, „spasione koty” Platformy Obywatelskiej, tylko się ośmieszają.
Tymczasem czas nagli, i nie jest wcale tak źle, jak można sądzić po
wszystkim, co napisane zostało wcześniej.
Owszem, ponad 10 lat rządów PO w samorządzie wojewódzkim i 8 lat aktywności
lubuskich polityków na arenie ogólnopolskiej, pozbawiło wielu prominentnych działaczy,
wrażliwości na oddolne impulsy. Ludzie wiedzą, że nie warto z nimi rozmawiać,
bo wszystko wiedzą lepiej. Więcej, poirytowani są szeregowi działacze, widząc,
że – przynajmniej w Gorzowie – wszystko jest „poukładane” personalnie, a jeśli ktoś nie gwarantuje lojalnosci,
to nie ma dla niego miejsca.
Aż dziwne, bo mogłoby być
inaczej. O ile w PiS-e ławeczka jest krótka i zmienników brak, to Platforma
Obywatelska dysponuje ogromną rzeszą mądrych, kompetentnych i doświadczonych „zawodników”, którzy kojarzą się z sukcesami w samorządzie, a przy
tym, nie są obciążeni intelektualnym wyjałowieniem. Wystarczy wymienić
marszałek Elżbietę Polak, ale jej podobnych jest znacznie więcej – w Lubuskiem,
a także wielu innych województwach.
Stojący przed największą partią opozycyjną dylemat widoczny jest jak na
dłoni: platformerskie elity są zepsute i kontrproduktywne, ale to ugrupowanie
posiada spory rezerwuar ludzkiego potencjału w samorządach. Przykład pierwszy z
brzegu. Pożar gorzowskiej Katedry i niemal natychmiastowa reakcja radnych Mirosława
Marcinkiewicza, Anny Synowiec oraz marszałek Polak - nie deklaracje,
ale konkrety: zapowiedź wsparcia i specjalna sesja Sejmiku Wojewódzkiego w
Gorzowie. „Taka sesja w Gorzowie unaoczni skalę zniszczeń
i tu trudno będzie o jakikolwiek spór, a zresztą, nie o politykę tu chodzi, bo
Katedra jest ważna dla wszystkich” – powiedziała NW radna A. Synowiec.
Obserwując działalność lubuskich struktur Nowoczesnej i Platformy
Obywatelskiej, wyłączając z tego megaaktywność Polak oraz senatora Waldemara
Sługockiego, można odnieść wrażenie, że działacze partii rządzącej regionem
i mającej siedmiu parlamentarzystów, są mniej aktywni i słabsi od Nowoczesnej,
która ma jednego posła oraz kilku radnych – w tym Jerzego Wierchowicza i
Jerzego Synowca – a także przebojowego prezydenta Nowej Soli Wadima
Tyszkiewicza.
Należy współczuć lubuskim platformersom, bo mogliby więcej, ale ciąży
im narracja narzucana przez centralę, gdzie nie ma miejsca na przyszłość, ale
powrót do przeszłości.