Są w lubuskiej polityce tacy, którzy mając 50 czy 60 lat, nie mieli normalnej pracy, bo zawsze otrzymywali ją z partyjnego nadania. Marszałek Polak zasługuje na wyższy stopień, niż jej formacja.
Kluczem do naprawy polityki jest zmiana systemu wyborczego. Polityk dobrze ułożony
z szefem partii, dostanie pierwsze miejsce na liście i może nic nie robić przez
cztery lata.
Rozmowa z ŁUKASZEM MEJZĄ, radnym wojewódzkim i jednym z
ogólnopolskich liderów Ruchu Społecznego „Bezpartyjni”.
Nad Wartą: Co pana wkurza w lubuskich politykach?
Łukasz Mejza: ...(cisza, potem śmiech)...
N.W.: No dalej, jest tak dobrze, że słów zabrakło ?
Ł.M.: Nie, z grubej rury pan wali. Ale dobra. Raczej nie
rozgraniczam tego na tych lubuskich i z innych regionów. Ogólnie, w politykach denerwuje mnie
to, że nie chcą pracować, są leniwi. Poza tym mamy w większości „etatowych”
polityków, poodklejanych od rzeczywistości.
N.W.: No bez przesady, pracują tak dużo, że głowa boli od
tych newsów telewizyjnych, radiowych, gazetowych, i jeszcze ta nieustanna
obecność na portalach społecznościowych.
Ł.M.: No właśnie, są obecni tylko i wyłącznie w mediach, a
przecież realna praca jest gdzie indziej. Warto skupić się na tej pracy. Reprezentuję
pogląd, że ludzie dzielą się na tych, którzy rzeczywistość tylko komentują, a
także na tych, co ją kreują i zmieniają. I w polityce mamy za mało kreatorów i
wizjonerów, ale też menadżerów, którzy rozumieją co się dookoła dzieje – w
społeczeństwie, w finansach, w gospodarce.
N.W.: Nazwijmy rzecz po imieniu: oni nie rozumieją tego co
się dookoła dzieje, bo młodzi już byli, a inteligencją błyszczeli wtedy, gdy do
polityki wchodzili. Nie dzisiaj.
Ł.M.: To jest pokłosie systemu wyborczego, który jest
szkodliwy dla obywateli, bo petryfikuje złe praktyki i partyjniactwo.
N.W.: Bycie członkiem partii politycznej, to wada czy zaleta ?
Ł.M: Zdecydowanie
wada, dlatego, że bardzo często ten interes partyjny staje się nadrzędny w
stosunku do interesów mieszkańców. Tym partyjnym politykom, trzeba niestety
przypominać, że nie wybrał
ich prezes, lecz mieszkańcy, których mają reprezentować. Często więc ścieramy
się z tym działaniem partyjnym, które jest dla rozwoju naszych lokalnych
społeczności, niezwykle szkodliwe.
N.W.: Politycy partyjni, mają chociaż konkretne programy,
które można weryfikować i pytać o ich realizację.
Ł.M.: Napisać można wszystko, ale polityka to nie konkurs
bajkopisarski, nie szukamy następców Braci Grim, tylko tych, którzy będą robić
realną robotę dla mieszkańców. Zawsze starałem się być człowiekiem czynu i
chciałbym, aby innych też rozliczano za realne działania, a nie tylko za to, co
mówią lub deklarują. Pod programem można się podpisać, ale ważniejsze, by
realizować konkrety. Moja obserwacja partyjnych polityków, daje powody do
postawienia tezy, że dla nich najważniejsze jest to, aby uwłaszczyć się na danej
społeczności, na danym urzędzie, a nie robić to, co powinni – realizować
postulaty korzystne dla obywateli.
N.W.: Nie rozumiem..
Ł.M.: ...tu nie ma nic do rozumienia. Po prostu, politycy
partyjni robią wszystko, co dobre dla ich partii, a nie o to w polityce chodzi.
N.W.: To kto jest zły w takim razie: politycy czy partie ?
Te ostatnie są tworzone przez konkretnych ludzi, tak samo zresztą, jak
organizacje niepartyjne.
Ł.M.: Kluczem do naprawy polityki jest zmiana systemu
wyborczego. Od lat jestem zwolennikiem systemu jednomandatowego, który
sprawiłby, iż politycy będą walczyć o przychylność lokalnych społeczności i
wyborców. Teraz wolą biegać za nogawką partyjnego lidera, czy spódnicą
partyjnej baronessy - podwórko lubuskie było tu szczególnie doświadczone - wychodząc z założenia, że nie warto się starać dla obywateli, bo to przecież
partyjna wierchuszka układa listy wyborcze. A z jedynki popularnej partii, to
nawet koń wejdzie do Rady, Sejmiku czy Sejmu…
N.W.: Sama deklaracja, że jest się bezpartyjnym, nic nie
zmieni. Taka organizacja, ot chociażby Bezpartyjni też będą reprezentować
jakich interes grupowy, w tym konkretnym przypadku interes samorządowców.
Ł.M.: To nie chodzi o nazwę, ale autentyczną bezpartyjność.
Bezpartyjni są nową jakością w polskiej polityce, bo skupiamy ludzi, którzy już
coś osiągnęli w samorządzie, ale także tych młodych, ze świeżym spojrzeniem na
otaczającą rzeczywistość. Ponadto, samorządowcy każdego dnia podejmują tysiące
ważnych decyzji, rozwiązują realne, codzienne, problemy i oni się już
sprawdzili w konkretnej robocie. To nie są opaśli politycy parlamentarni,
którzy weszli w te sejmowe i senatorskie kapcie i z nogami wyciągniętymi do
przodu, chcą egzystować w polityce. To jest ważne: większość parlamentarnych
kocurów nie chce ciężko pracować i działać, tylko chce egzystować, trwać.
Potrzebujemy zmiany, i wierzę, że tą nową jakość wniosą do polityki właśnie
Bezpartyjni.
N.W.: Powstaliście w kontrze do propozycji Prawa i Sprawiedliwości,
które chciało ograniczyć kadencję do dwóch, z prawem działającym wstecz. Ta
propozycja jest już nieaktuwalna. Czy w takim razie i wasza formacja, też nie
ma już racji bytu ?
Ł.M.: Z tym się nie zgodzę. Bezpartyjni powstali w kontrze,
owszem, ale w kontrze do brudnej polityki, która jest tworzona przez polityków
partyjnych, w kontrze do utraty z pola widzenia interesu obywateli. Te
propozycje PiS-u, były jedynie katalizatorem, a nie czynnikiem, przez który
nasz ruch powstał. Samorządowcy próbowali się zjednoczyć od kilku lat, ale
chyba dopiero teraz jest ten właściwy moment, żeby powiedzieć partiom
politycznym „stop”.
N.W.: Dobrze, ale większość z założycieli Bezpartyjnych,
pierwsze polityczne szlify nabierała w partiach politycznych: Janusz Kubicki w
SLD, a Piotr Krzystek w Platformie Obywatelskiej, prezydent Raczyński też był w
jakimś ugrupowaniu. Nie są więc dziewicami, bo do polityki weszli dzięki
rekomendacji partii.
Ł.M.: Nie wszyscy, bo prezydent Raczyński z Lubinia należał
do partii, ale chyba z 20 lat temu. To, ze należeli do partii, pozwala im z
pełną odpowiedzialnością mówić o tym, jak bardzo są one szkodliwe. Oni widzieli
te wszystkie patologie...
N.W.: ...raczej współtworzyli je.
Ł.M.: Nieprawda, gdyby chcięli się układać w ramach partii,
to pewnie z powodzeniem mogliby w nich dalej działać. Widzieli jednak, jak
niekomfortowo się pracuje, gdy ma się tą partyjną „czapę” i „kaganiec”, i
wiedzą też teraz, jak wiele można zrobić dla mieszkańców, gdy się to obciążenie
z siebie zrzuci. Onie wiedzą jaką satysfakcję sprawia praca tylko dla
mieszkańców, i nikt gdzieś tam z Warszawy, nie przynosi w teczce wiceprezydenta
lub dyrektora wydziału.
N.W.: Przykład gorzowski z prezydentem Jackiem Wójcickim,
zdaje się przeczyć tej tezie. Wygrał wybory jako polityk bezpartyjny,
wprowadzając do samorządu wielu zdolnych i spoza partii, działaczy. Po trzech
latach, to chyba najbardziej upartyjniony Ratusz w województwie. Czyli to nie
działa tak, jak pan mówi. To chyba Wadim Tyszkiewicz powiedział: kibicuję, ale
czuję, że i tak wpadną w ręce PiS-u.
Ł.M.: Nie zgadzam się z tą tezą, bo samorządowcy to ludzie
doświadczeni, którzy wiedzą, po co są w polityce i chcą działać, a partie im
tego nie ułatwiają. Nie wierzę, że wpadniemy w objecia jakiejkolwiek partii. To
my będziemy kreować polską politykę. Przekonamy do tego również działaczy partyjnych,
ze czas zmienić optykę polityczną, i oni to zrobią, bo taka będzie wyborcza rzeczywistość. Polacy
wielokrotnie dali wyraz tego, że mają dość partii politycznych...
N.W.: ...i chyba tylko w kilku miastach wybrali na
prezydentów polityków niepartyjnych.
Ł.M.: Ostatnie badania pokazują, ze 90 procent respondentów
wskazało, że partie polityczne są organizacjami, które dbają tylko i jedynie o
swój interes. Ponadto ponad 90 proc. Samorządowców jest bezpartyjnych. Jak się
zjednoczą, to część partyjnych cwaniaków będzie musiała pójść na emeryturę lub
znaleźć sobie normalną pracę. Na marginesie - wie Pan, że są tacy, którzy mając
50 czy 60 lat nie mieli normalnej pracy tylko, zawsze otrzymywali ją z
partyjnego nadania?! Dramat.
N.W.: Samorządowcy też będą interesowni, choć w tym
pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ułożą się z każdym, aby tylko dostać pieniądze
na szkołę, drogę czy kanalizację, a wszystko po to, by mieć argument do
reelekcji, często przez kilka kadencji z rzędu. W takiej formacji trudno będzie
utrzymać dyscyplinę. Będzie jak w KUKIZ’15 gdzie każdy mówi i robi co chce.
Ł.M.: I dobrze, że każdy może myśleć i mówić, co chce. My w
naszej inicjatywie, skupiamy się przede wszystkim na ustroju i gospodarce. Nie chcemy wdawać się w kwestie światopoglądowe,
zostawiając to sumieniom każdego
polityka z osobna, a także ich wyborców. Poprzez brak rozwiązań wielu kwestii
ustrojowych i niedostateczne skupienie się na kwestiach gospodarczych, przez
obecnych polityków w regionie i w kraju, młodzi ludzie emigrują z kraju. To są
realne problemy, które trzeba rozwiązywać. Nie rozwiążą ich ci, którzy rządzą
naprzemiennie w polsce, przez 20 lat. Proszę zauważyć, Polską od 1990 roku
rządzi kilkudziesięciu ludzi, którzy się tylko co jakiś czas wymieniają. Albert
Einstein powiedział kiedyś, że głupotą jest robić wciąż to samo i oczekiwać
innych rezultatów. Jeśli chcemy nowej
jakości w polityce, to musimy postawić na nowe twarze.
N.W.: Wolne żarty, dwie trzecie włodarzy miast i gmin,
rządzi więcej niż dwie kadencje, a rekordziści po dwadzieścia lat. Politycy
partyjni mogą wam zarzucić, że chcecie nowe twarze w Sejmie i Senacie, ale z
drugiej strony, te stare twarze w samorządzie, to niby nic złego.
Ł.M.: Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, wybierani są w
jednomandatowych okręgach wyborczych. Jeżeli się nie sprawdzają, to w
nastepnych wyborach ich nie ma. Jeśli rządzą długo, to znaczy, że są dobrzy w
tym co robią...
N.W.: ...tak samo, jak poseł lub senator, który co wybory
zdobywa mandat.
Ł.M.: To nie tak. Polityk dobrze ułożony z szefem partii,
dostanie pierwsze miejsce na liście i może nic nie robić przez cztery lata, ale
i tak dostanie reelekcję. Tak więc, politycy samorządowi różnią się od tych
parlamentarnych, przede wszystkim skutecznością i nie chodzi tu o wygrywanie
wyborów, lecz efekty ich działalności.
N.W.: Bezpartyjni, to oferta tylko dla tych, którzy nie są
dzisiaj w partiach, czy również dla tych, którzy zostali samorządowcami z
partyjną legitymacją ?
Ł.M.: Mogą
mieć przeszłość partyjną, ale warunkiem przystąpienia do naszego ruchu, jest
brak posiadania legitymacji partyjnej.
N.W.: Pan próbował
już kiedyś, zresztą z prezydentem Raczyńskim z Lubinia, wejść do wielkiej
polityki. Wtedy budowaliście ruch z Pawłem Kukizem. Nie udało się, i nie ma pan
obaw, że i tym razem może się skończyć podobnie ?
Ł.M.: My z prezydentem Raczyńskim walczymy o interes
społeczności lokalnych, i na pewno nie
odpuścimy. Projekt, który narodził się w Polsce Lokalnej już raz zatrząsł krajową
sceną polityczną, bo przecież 21 % w wyborach prezydenckich Pawła Kukiza, to
był pomysł i praca Bezpartyjnych Samorządowców oraz milionów obywateli.
N.W.: Nawet jak dostaniecie się do parlamentu, to jest
obawa, że rozejdziecie się po różnych partiach politycznych. Da się łatwo
wytłumaczyć: chcemy być skuteczniejsi dla naszych wyborców, a to jest możliwe z
pariami, które współrządzą.
Ł.M.: O sile danego podmiotu, świadczy siła jego członków.
Politycy parlamentarni, w zderzeniu z samorządowcami, przegrywają sromotnie na
każdej płaszczyźnie. Jeśli już, i zmierzymy się w wyborczej rywalizacji, to
jestem pewien, że bezpartyjni okażą się duzo lepsi.
N.W.: Może warto
postawić na ruchy miejskie, które są jeszcze nieokreśloną masą, ale potencjału
tam bardzo dużo.
Ł.M.: Oczywiście,
będziemy z nimi współpracować, podobnie jak z każdą inną osobą lub organizacją,
dla której ważny jest los jej społeczności lokalnej.
N.W.: Bezpartyjni chcą działać globalnie, a pan wszedł do
Sejmiku jako Lepsze Lubuskie, dziś to większy klub Bezpartyjnych. Jeden z
założycieli LL Wadim Tyszkiewicz stwierdził w „Gazecie Wyborczej”, że zawiódł
się na was, i 35 tysięcy głosujących, też ma prawo być zawiedzionych. Nie
łatwiej byłoby pracować dla społeczności, wchodząc w koalicję z Platformą Obywatelską
w sejmiku ?
Ł.M.: Bezpartyjni Samorządowcy, to kontynuator i bezpośredni
sukcesor Lepszego Lubuskiego. Zdecydowaliśmy się zmienić nazwę, bo w ten sposób
łatwiej jednoczyć się na poziomie ogólnopolskim. Jeśli mamy reprezentację na
poziomie ogólnopolskim, to łatwiej się negocjuje ważne rzeczy w regionie.
Uważam, ze to kolejny dobry krok. Czas na zmiany.
N.W.: Nie macie duzo czasu, bo do wyborów rok, a wy nie
macie trzech istonych rzeczy: struktur, pieniędzy i rozpoznawalnych w kraju
liderów.
Ł.M.: Jestesmy obecni w 9 województwach, a za chwilę będziemy
w dwóch kolejnych. Do kongresu, który chcemy zorganizować we wrześniu, będziemy
posiadali autonomiczne stowarzyszenia we wszystkich województwach. To ważne, bo
w każdym województwie będzie odrębne stowarzyszenie, i tym właśnie różnimy się od
partii. O to nam chodzi, żeby nikt z Warszawy nie decydował o naszych lokalnych
sprawach, bo modernizacja drogi czy
budowa przedszkola nie mają wymiaru politycznego. Regionalnie zaangażowani politycy, będą wiedzieć lepiej,
co jest ważne dla ich mieszkańców.
N.W.: Boję się, ze jeśli wybory samorządowe odbędą się razem
z referendum przedkonstytucyjnym, to narracja wyborcza będzie ogólnopolska i
mocno zideologizowana, a nie obywatelska i lokalna. To partie narzucą narrację
przedwyborczą...
Ł.M.: Jestem przekonany, że Polacy to mądry naród i chcą
zmian. Zmianę mogą przynieść tylko politycy spoza układów. Wkurzenie na partie
jest ogromne.
N.W.: Będziecie współpracować z Piotrem „Liroyem”Marcem ?
Ł.M.: To bardzo zdolny i świetnie oceniany parlamentarzysta.
Więcej, ma sukcesy, i będziemy z nim współpracować merytorycznie. Nie dziwię
się, że został wyrzucony z KUKIZ’15, bo za bardzo urósł.
N.W.: Może teraz urośnie ktoś w KUKIZ’15. Właśnie mają
pierwszego radnego wojewódzkiego, którym został nie kto inny, ale znany ze
skuteczności w polityce partyjnej, były szef sejmiku i sekretarz Platformy
Obywatelskiej Tomasz Możejko.
Ł.M.: Szanuję skuteczność Tomasza Mozejki w polityce i powiem
szczerze, ze szanuję go również jako człowieka. Szkoda, bo dla niego ten ruch
nie skończy się najlepiej, dlatego, że KUKIZ’15 w wyborach samorządowych nie
odniesie sukcesu. Inna sprawa, ze dla nich Tomasz Możejko na okręcie, to cios w
obszarze wizerunkowym. Chodzi o ich autentyczność. Jeśli cały czas mówią, że są
antysystemowi, a potem biorą do ugrupowania osobę zdolną i ponadprzeciętnie
inteligentną, ale jednak symbolizującą system, to nie są w tym momencie
wiarygodni. W polityce wiarygodność jest ważna.
N.W.: Pan zna Kukiza. Myśli pan, że on panuje nad tym
wszystkim, ogarnia to ?
Ł.M.: Myślę, że nie. Brakuje mu tego całego zaplecza, które
stało przy nim, gdy odniósł pierwszy sukces. Gdy byliśmy jeszcze przy Pawle, to
było to 21 procent, w parlame ntarnych 10 procent, a gdyby wybory odbyły się
miesiąc później, to walczyliby z progiem wyborczym. Brak zaplecza widać
dzisiaj, a jeszcze bardziej będzie zauważalny w wyborach samorządowych, gdzie potrzeba dużej
ilości kandydatów, a ludzie głosują na nazwiska, które znają.
N.W.: Co z tą miedzią i węglem ? Jakaś dziwna cisza, choć
wiem, że pan jest tu mocno aktywny.
Ł.M.: Niech pan spojrzy na to tak. Młody człowiek zostaje
radnym sejmiku i od razu zaczyna działać w tematach, które mogą być dwoma potencjalnymi
silnikami gospodarczymi Lubuskiego: kopalnia miedzi i kopalnia węgla. W kwestii
miedzi, wcześniej nie działało wielu, a to poważny błąd. Rozwój każdej
dziedziny życia, jest pochodną rozwoju gospodarczego. My w Lubuskiem, musimy
przywiązywać do tego szczególną wagę. Niestety, nikt nie chciał się tym zajmować,
bo było to niekorzystne dla poszczególnych partii. Wracamy do poczatku rozmowy,
o tym, że interes partyjny bywa nadrzędny do interesów mieszkańców.
N.W.: Coś tam chyba robiono w tym temacie, tak przynajmniej
pisano i mówiono. Jak pan ocenia 7 lat rządów Platformy Obywatelskiej w
Lubuskiem, i personalnie: marszałek Elżbiety Polak ?
Ł.M.: Ale to były fasadowe działania, wydmuszki PR – owe!
Dla większości polityków przecinanie wstęg było wtedy ważniejsze niż walka o
realny interes województwa. Co do oceny,
to Marszałek Polak zasługuje na wyższy stopień niż jej formacja, którą ktoś
trafnie nazwał Partią Braku Pomysłów, a ja już dawno wskazałem, że „wzięła rozwód z rozumem”, po drodze uprawiając polityczną bigamię w Sejmiku. Poza tym poprzedni rząd, w ostatnich latach
zabierał tlen regionom i zabijał lokalność. Szczególnie mocno mogły to odczuć
takie województwa, jak lubuskie. Lokalna PO nie podnosiła wtedy larum, nie zawalczyła
o wielkie lubuskie szanse, takie jak wspomniana miedź czy węgiel, pozostając w
strefie partyjnego komfortu,
dlatego funkcjonowanie tej partii
w naszym województwie oceniam krytycznie. Należy jednak stwierdzić, że są tam
również wartościowe osoby, którym jeszcze się chce, lecz, niestety, są w
mniejszości.
N.W.: Jaka ocena za tą kadencję w skali od 1 do 6 ?
Ł.M.: Ja nie jestem od wystawiania laurek czy przyozdabiania
skroni wieńcami laurowymi. Historia i rzeczywistość wyborcza rozliczy
rządzących… no i także saldo migracji w naszym województwie wśród młodych ludzi
(śmiech).