Po
trzech latach funkcjonowania gorzowskiej Rady Miasta, wiadomo, że jest 25
radnych, lecz bardzo niewielu przedstawicieli mieszkańców. Jedni reprezentują
partie polityczne, inni tylko siebie lub nikogo – nie mając świadomości, po co
się tam znaleźli – a w jeszcze innym przypadku: każdy ciągnie w swoją stronę, i
nie patrzy na to, że przyszłość miasta utkana jest z
bardzo cieńkiego materiału, który może się przerwać.
![]() |
FOT.: Telewizja TELETOP/PortalSamorzadowy/RadioGorzów |
Urządziliśmy
sobie trzy lata temu Radę Miasta bylejaką, a mandaty rajcowskie objęły – co najmniej
w połowie – polityczne odpady i „farfocle”,
a nie umysły i osobowości w mieście najtęższe. Tak ubrany samorząd, na politycznym
bazarze albo „lumpeksie” nawet – a nie
u projektantów – kręci się w mieście nad Wartą głównie wokół posad, zleceń i „załatwiactwa”. Mieszkańcy czują, że coś
jest nie tak, ale w kolejnych wyborach, znów będą wybierać „na piękne oczy” tych, którymi dzisiaj są zniesmaczeni.
Poniższy ranking jest subiektywny, ale wiele
mówi o tym, jak bardzo samorząd miejski rozjechał się z tym, czego oczekują mieszkańcy.
1. SYNOWIEC
Jerzy
Podnosi poziom całej Rady Miasta, wywołując wściekłość miernot i
zazdrość tych, którzy już dawno wyzbyli się własnych poglądów. Jako znany
i wpływowy mieszkaniec Gorzowa: filantrop, samorządowiec, mecenas sportu i
uznany prawnik, jest dzisiaj tam, gdzie inni nie dotrą nawet za kilkanaście
lat.
W rankingu jest numerem jeden, gdyż jako zaangażowany w sprawy publiczne,
nie ogranicza się jedynie do wąskiej aktywności w samorządzie, ale jest go pełno wszędzie. Radnym jest aktywnym,
lecz zawiedzionym – postawą i poziomem intelektualnym reszty. Filantropem
hojnym, jak mało kto – czego dowodem
piękne pomniki Jancarza, Szymona Giętego, a ostatnio Kazimierza Furmana. Mecenasem
sportu skutecznym, niczym król Midas – czego się dotknie, zamienia w złoto.
Pozycja
zawodowa pozwala mu na komfort posiadania własnych poglądów, a nawet
eksponowania ich w sposób ekscentryczny, co dla wielu wydaje się być bulwersujące. Kiedy inni z trzęsącymi się rękami
czekają na kolejny przelew rajcowskiej diety, bo bankowe raty nie poczekają, on
hojną ręką wydaje na przedsięwzięcia, za które inna żona wymieniłaby w domu
zamki, uznając to za rozrzutność: wspieranie młodych sportowców, stowarzyszeń,
wydawnictw oraz klubów sportowych.
Jest jedynym, który mógłby pokonać w
wyborach prezydenta Jacka Wójcickiego, lecz nie jest tym zainteresowany, choć
aktywnością publiczną, owszem.
2. WOJCIECHOWSKA
Grażyna
Jedni
ją kochają, inni nie mogą na nią patrzeć, a szczególnie jej słuchać. Mają z nią jednak
poważny problem, bo ona dużo i donośnie mówi, ale jeszcze więcej robi. Wokół inicjatyw Wojciechowskiej, często roztacza
się aurę ekscentryczności, choć bardziej zasdadnym byłoby
mówienie o ich perfekcyjności, czego potwierdzeniem są kongresy kobiet i
konferencje na temat bezpieczeństwa dla młodzieży.
Szczególnie emocjonalnie na jej osobę reagują
wszelkiej maści zazdrośnice i zazdrośnicy, którzy sami niczego nie stworzyli,
ale często przypinają jej łatę nachalnej, bezczelnej lub zbytnio bezpośredniej.
Mocno to krzywdzące, bo ona od zawsze jest po prostu sobą, a swoją oryginalność i cechy charakteru wykorzystuje po to, by dać coś od
siebie innym, gdy wokół panuje zasada: od innych dla siebie. Bo oceniając panią Grażynę, należy najpierw skonstatować, że jest to osoba
tyleż wyjątkowa - co kontrowersyjna, którą za bezpośredniość się kocha lub
nienawidzi, choć ci ostatni przy bliższym spotkaniu i tak zmieniają zdanie, bo
nie mają argumentów. Gdyby szukać kogokolwiek innego, kto działałby z takim
rozmachem poświęcając swój czas i energię dla innych, to zabrakłoby świeczek, a
nie pomogłyby nawet nowoczesne reflektory.
Aby rzetelnie opisać jej zasługi i dokonania: dla miasta, regionu, kobiet
i po prostu zwykłych ludzi, trzeba by
nie jednej krótkirj notki, ale ale kilku tomów ksiąg, które nie opisywałyby
tego co ona chciała, lecz co zrobiła.
3. BEJNAR-BEJNAROWICZ
Marta
Karierę tej radnej, można pokazywać jako
przykład na prezentacji pt.: „Nowe pokolenie, nowa polityka”. Trudno odmówić
jej zaangażowania, aktywności i braku argumentów w podejmowanych tematach. Dla
prezydenta Wójcickiego jest wyrzutem sumienia, dla reszty radnych,
niedoścignionym wzorem, ale dla członków sportowych, gospodarczych,
urzędniczych i kulturalnych koterii - wrogiem numer jeden.
Przelicytowała
walcząc ze wszystkimi i zajmując się wszystkim. Aspirując do fotele prezydenckiego, gra dużo powyżej swojej wagi, bo
choć aktywistką i samorządowcem jest
świetnym, to kandydatem na włodarza miasta, takim samym, jak architektem:
przeciętnym lub mniej.
Jej bezkompromisowość funkcjonuje zgodnie z zasadą spontanicznego odruchu
bez zastanowienia. Ma w tej kadencji sporo rajcowskich dokonań i spektakularnych
eventów, ale trzy lata pokazały, że nie łatwo znosi krytykę, za to z sympatią
odnosi się do pochlebców. To kiepska predyspozycja do bycia prezydentem, a
nawet liderem organizacji społecznej. Posiada rozmaite wizerunki – twardej i nieustępliwej
obrończyni spraw miasta, bystrej i zaangażowanej radnej, ciepłej i serdecznej aktywistki.
W tym wszystkim ma jedną podstawową wadę: jest solistką, nie potrafi grać w druzynie.
4. MUSIAŁOWICZ
Grzegorz
Jest „tytanem” samorządowej pracy, i co ważne: aktywny był też bez
mandatu i diety, co pozwala sądzić, że aktywność na rzecz innych, jest w jego DNA. Ten radny, wybrany też w ubiegłym
roku przez czytelników miesięcznika „Wspólnota”
na najlepszego samorządowca w Lubuskiem, to dowód na to, że na poziomie miasta
trzeba i można, współpracować ze wszystkimi, bez względu na barwy partyjne.
Jest
aktywny na każdym z możliwych pól działania w mieście. Jego ocenę, która jest
oczywiście tylko pozytywna, utrudnia fakt, że Rada Miasta straciła na
znaczeniu, a jej zwasalizowanie wobec władzy wykonawczej, nie podlega dyskusji.
W gremium, gdzie samodzielne myślenie, to luksus zarezerwowany dla m.in.: Jerzego
Wierchowicza, Jerzego Synowca czy Marty Bejnar-Bejnarowicz,
głos bezinteresownych aktywistów, podobnych do Musiałowicza, przechodzi bez
echa – w cenie są „lanserzy” i „pieczeniarze”. Musiałowicz wydaje się nie zgadzać na swoją bezsilność, i zawiera często sojusze z ludźmi spoza Rady Miasta,
co wychodzi jemu, ale także miastu, na dobre. Nie można zauwazyć, że sporo robi dla Zawarcia nie tylko w sensie geograficznym, ale
także starając się docenić ludzi, którzy są tam zaangażowani. W mieście nad Wartą
to wyjątek: jak można promować ewentualnych konkurentów ?
5. PIEŃKOWSKI
Sebastian
Testosteron jest
w polityce bardzo ważny, stąd częste w niej zmienianie partnerek, ale w
nadmiarze - bywa zgubny. Prezydent Wójcicki staje na głowie, by w
mieście go kochano. Pieńkowski zdaje się na to nie liczyć, ograniczając się do budzenia strachu i zażenowania sposobem
prowadzenia obrad Rady Miasta.
W sprawowaniu przez siebie mandatu radnego, nie
pozostawia wiele miejsca na subtelności, a przekaz jest prosty, jak budowa
cepa: „Kto nie ze mną, ten przeciw mi”. Trzeba oddać, że jest skuteczny, a na jego konto można zapisać
sukces „Karty Seniora”, która po „Karcie Dużej Rodziny” z poprzedniej kadencji, jest już sukcesem drugim.
Jego megalomania i
głód władzy sprawiają, że te ostatnie dostrzegane nie są, a w eter idzie
jedynie wieść, że jest kimś w rodzaju „buca”. Cechuje się intelektem nienachalnym,
mocno reglamentuje umiar i oszczędnie dysponuje kulturą. Dostrzegli to jego
partyjni koledzy, bo w wyścigu po prezydenturę wielkiej pomocy od części PiS-u
nie uświadczy, gdyż został wstępnie zaakceptowany, nie po to, by wygrać z
Wójcickim, lecz przegrać. To powinno go uzdrowić przed parlamentarnymi
aspiracjami w 2019, co jest na rękę wszystkim, poza nim samym.
Z właściwym
sobie nadęciem, już dzisiaj kreuje się na „nadprezydenta”,
pogania go w kwestiach inwestycji i obiecuje przedsiębiorcom powyborcze cuda.
Generalnie, radny aktywny i skuteczny, choć zbyt chamski.
6. LUDNIEWSKI
Paweł
W Prawie i sprawiedliwości, „gwiazda wschodząca”, ale zbyt mocno „dymiąca”. Jest „pasażerem na gapę”, nie tylko na PiS-owskiej karuzeli posad w
administracji państwowej, ale także w samorządzie, uzyskując mandat po Mirosławie Rawie.
W jego aktywności,
głównie konferencyjno-radiowej, przeraża niedobór sensu i nadmiar lansu,
inflacja słów oraz deficyt pokory. Gorzowska ikona „misiewiczowszczyzny” i nie byłoby to aż tak uwierające nad Wartą,
gdyby był autentycznie inteligentny. Można to jakoś wytłumaczyć przysłowiem: „Kto się z kim zadaje, takim się staje”. Najczęściej radnego Ludniewskiego zobaczyć można w towarzystwie Sebastiana Pieńkowskiego.
7. SOBOLEWSKI
Jerzy
Dusza towarzystwa, w polityce od końca
lat dziewięcdziesiątych i bez tej destrukcyjnej „napinki” na stanowiska, na media i na kreowanie siebie.
Nie jest
typem „retora”, tu bliżej mu do
gawędziarza, ale w sprawach sportu, jest w Radzie Miasta numerem jeden –
wyprzedając aktywnością nie tylko P. Palucha, A. Andruszczaka, ale nawet Halinę Kunicką. Nie mnoży interpelacji,
ale jak jest problem, to „tupta” po
gabinetach, aż sprawa zostanie załatwiona do końca.
Trochę już przewidywalny i
nudny, ale wciąż w platformerskiej grze i na miejskich językach. On wie, że
kariery politycznej już nie zrobi, ale chyba chciałby zaznaczyć swoją osobą, sportową mapę miasta. Wkurza, ale widać, że
mu zależy.
Jego „hipotekę” obciąża
sytuacja w Platformie Obywatelskiej, która w Gorzowie jest karykaturą „obywatelskości”, bo bliżej jest do „kastowości”. Widać to również w klubie radnych PO, którego J. Sobolewski jest szefem, a
który jest najsłabszym ze wszystkich, choć jest tam potencjał ludzki: Kunicka, Surowiec czy Izabela Piotrowicz.
To się może wkrótce zmienić, bo konstruktywnie aktywny jest senator Władysław
Komarnicki, który nie tylko zakłada kolejne koła partyjne, ale coraz
częściej wymieniany jest jako potencjalny kandydat na prezydenta Gorzowa, co
byłoby dobre i dla miasta, i dla samej PO.
8. SUROWIEC
Robert
Zawsze kochał politykę, ale ona nie
zawsze mówiła mu: „nawzajem”. Kłopot
w tym, że choć
większych głupstw w swojej wieloletniej pracy samorządowej nigdy nie popełnił,
to jeszcze mniej uczynił rzeczy konstruktywnych, pożytecznych i takich od serca
oraz dla ludzi, a nie z podręczników PR-u i pod publiczkę.
Ma Robert Surowiec w
sobie wielkie ambicje i aspiracje, trudno się dziwić skoro parlamentarzystami,
a nawet prezydentami i wiceprezydentami, zostali już w wielu partiach gorsi,
głupsi, biedniejsi, mniej inteligentni oraz utytułowani, ale nie ma szczęścia.
Jeszcze inni, i chyba w punkt, uważają, iż nie ma odwagi oraz „politycznych jaj”.
Samorządowa specjalność wiceprzewodniczącego Rady Miasta, to facebookowe „fanpejdże”
oraz płatne teksty i audycje bez treści oraz wyrazu. Nijakość, to jego główny
grzech – tak na sesjach Rady Miasta, jak też w produkowanych przez siebie
przekazach. Z grubsza, wszystko u niego jest takie, że nie jest ważne, jak jest
naprawdę, ważne, żeby dobrze wyglądało. Wygląda niemrawo, szaro, nudnie i „bez
iskry”. Kreowanie się na antykomunistycznego opozycjonistę, stonowanego męża
stanu i naśladowcę Marty Bejnar-Bejnarowicz podczas „Spotkań przy kawie”,
to kolejny pomysł na katastrofę.
Ma zbyt duże doświadczenie i wiedzę, a także
samodyscyplinę – jest maratończykiem - by z lokalnej polityki wypadł. Ma do
siebie zbyt mało dystansu, a w relacjach z innymi za mało przebojowości i
naturalnosci, by z niej wypłynąć gdzieś dalej. Na duży plus, trzeba mu oddać
ważny postulat, który udało mu się doprowadzić do fazy realizacji, przekazania
przez władze miasta 100 tysięcy na Wydział Zamiejscowy AWF w Gorzowie.
Zawiedzeni mogą się czuć mieszkańcy kwartału przy Krasickiego, Mickiewicza i
Mieszka I, którym w 2015 roku zblokował renowację podwórka, na złość
ubiegającemu się o reelekcję Tadeuszowi Jędrzejczakowi, a następnie
obiecał na to pieniądze w budżecie na 2015 rok.
9. WIERCHOWICZ
Jerzy
Długo czekał na partię, w której
mógłby być jednym z regionalnych liderów, a co za tym dalej idzie, jej kandydatem
na posła.
W Radzie Miasta ewidentnie się nudzi, przeszkadza mu intelektualna
pustynia i ocean bezmyślnosci, w którym pływają ludzie o twarzach ze smutkiem
wypatrujących rozumu. W samorządzie, co nie jest samo w sobie niczym złym, stara
się być aktywnym na niwie ideologicznej – od uchwały w sprawie
konstytucji, przez kwestię uchodźców, a na „in vitro” i kwestiach związanych z wymiarem sprawiedliwości,
kończąc.
Mógłby w ciepłych kapciach, siedzieć w domowym zaciszu, ale jest mocno aktywny w Nowoczesnej, w środowisku
dawnych opozycjonistów oraz w gorzowskiej lecznicy. Absolutna perełka wśród
gorzowskich rajców, ale to Nazarejczyk powiedział, że nie rzuca się pereł,
między wieprze. Co racja, to racja, i szkoda błyskotliwego adwokata,
doświadczonego parlamentarzysty i sędziego Trybunału Stanu, w gremium, gdzie myślenie nie ma przyszłości.
10. KACZANOWSKI
Jan
Jest
samorządowcem aktywnym i wpływowym, ale wynika to ze słabości pozostałych
rajców. Wśród ślepych jednooki jest królem. Nawet wtedy, gdy gra tego „króla”, gorzowskiej lewicy szkodzi. Jeszcze
chyba do niego nie dotarło, że jest jej „grabarzem”,
radnym aktywnym werbalnie – poprzez liczne interpelacje, marudzącym miejskim
urzędnikom – którzy już się na niego uodpornili, i człowiekiem, który lecząc
kompleksy względem eksprezydenta Tadeusza
Jędrzejczaka, zakiwał się na polityczną śmierć. Z punktu widzenia prezydenta Wójcickiego, Kaczanowski jest
użyteczny, gdy atakuje uznanych radnych opozycji z Nowoczesnej i Platformy
Obywatelskiej.
W roli krytyka poczynań prezydenckiej koalicji, do której sam
należy, jest już niegroźny i pełni rolę „pożytecznego
idioty”, choć ze swoim doświadczeniem i czuciem
zwykłych ludzi, mógłby być największym autorytetem. Powyższe potwierdza jeden
obrazek: podczas sesji Rady Miasta dotyczącej zmiany nazw ulic, mocno przeciw
temu wystąpił, wygłaszał patetyczne tyrady, by w trakcie głosowania, wstrzymać
się od głosu. Stary człowiek, nie zawsze już może i potrafi. Jakie będą skutki
? Skoro nie ma odwagi grać o większą pulę i iść inną drogą, niż ta wyznaczana w
kancelarii M. Kurczyny, niech w 2018 liczy na łut szczęścia.
11. BROSZKO
Patryk
W prezydenckim klubie, to „smakowity rodzynek”. Sporo tam starej
mąki, spleśniałych owoców i mdłych przypraw, lecz radny Broszko, to „dodatek” pełnowartościowy . Trudno ocenić, czy jego aktywność wznosi się tylko na poziom werbalny, czy weryfikuje
się też w wymiarze realnej aktywności, lecz jego wypowiedzi mówią więcej o
wymierze gorzowskiej polityki, niż niejedna polityczna analiza: nie ważne jak
jest, ma ładnie wyglądać, nie istotne co mówię, ważne, by celnie przyłozyć w tych, którzy są bardziej znani ode mnie.
Pewnie dlatego, radny
Broszko nie zdołał nikogo przekonać, że w mocnych „wyskokach” do Wierchowicza, Synowca czy Bejnar-Bejnarowicz, chodziło mu
kiedykolwiek o coś więcej, niż tylko pławienie się odbitym od nich światłem.
Dla przyszłego adwokata, znane nazwisko, kojarzone z konfrontacjami z jeszcze
bardziej znanymi, to potencjał bezcenny.
To radny, któremu warto wróżyć wielką karierę, bo poza bezczelnością, jest błyskotliwie inteligentny.
Nie jest wybitny, tylko cwany, ale w klubie „Gorzów Plus” na próżno szukać lepszych od niego.
12. KURCZYNA
Marcin
Inteligentny, ale niepozorny i na co
dzień milczący. Jest najważniejszym człowiekiem gorzowskiego samorządu, o
którym nie ma pojęcia opinia publiczna. Nie pełni eksponowanych funkcji i nie
często pojawia się w mediach, a
politycznych starć unika jak ognia. Zasięg jego władzy i wpływów w mieście
jest ogromny.
Nie chce grać na pierwszej linii, uznając, iż pieniądze lubią ciszę.
Jest w działaniu samorządowo-politycznym skuteczny, choć mieszkańcy sie o tym nigdy nie dowiedzą, ale opiekunowie jego
bankowych kont, wiedzą o tym od dawna. Skutecznie rozbił gorzowską lewicę, i
jeszcze skuteczniej zrobił to z klubem Ludzie dla Miasta.
Mimo tych wszystkich
bezeceństw, ma jedną ważną cechę, która przy takich wpływach nie u wszystkich
bywała oczywista: jest uczciwy. Dotychczas był zakładnikiem myśli,
marzeń i westchnień byłego szefa Rady Miasta Jana Kaczanowskiego, przez wielu uszczypliwie określanego mianem „garba Kurczyny”.
Zbyt częste „podcieranie sobie tyłka” przez
Kaczanowskiego, autorytetem wpływowego prawnika w duchu: „Kolega Kurczyna”...to i tamto, nie służyło mu dobrze. Dziś to
Kaczanowski jest „klientem” Kurczyny,
któremu do stołu podaje prezydent Wójcicki. Kurczyna jest przy stole, oni są w
jego menu. Szkoda, że z tej aktywności nie wynika nic ciekawego dla jego
wyborców.
13. KUNICKA
Halina
Na tle patologizującej się Platformy
Obywatelskiej, radna Kunicka jest jedyną w tym klubie, która zrobiła postępy,
nie wisi u klamki decydentów po zlecenia, i wypracowała sobie autorytet wziętej
bussimeswoman. „Sportowe Pożegnanie
Wakacji”, to już marka sama w sobie, podobnie jak nazwisko tej radnej.
Robiąc sobie żarty z jej „parcia na szkło”, warto pamiętać, że w tym przypadku, jest chociaż na co popatrzeć. Chociaż tyle, ale nie jest tajemnicą, że gdyby pojawiła się na
listach parlamentarnych PO, zamiast Tomasza Kucharskiego, otrzymałaby więcej
głosów i większy byłby z niej pożytek. Kto wie, niczego nie można wykluczyć.
14. KOCHANOWSKI
Krzysztof
Cień mecenasów, radny bez właściwości,
chociaż posiada wszystkie predyspozycje ku temu, by być kimś bardziej widocznym i aktywnym. Trudno formułować względem niego jakieś zarzuty, ale jeszcze trudniej za coś pochwalić. Zięć znanego eksposła, współpracownik jeszcze bardziej
znanych prawników - to nie pomaga, może przytłaczać i onieśmielać. Z SLD wskoczył na wysokie fale Nowoczesnej, ale gdy
te osłabły, może wylądować na politycznych mieliznach. Ma w ręku atut: zawodowo
jest niezależny. Czy wybije się na niezależność w podejmowaniu inicjatyw, eksponowaniu własnego zdania oraz walce o
sprawy mieszkańców ? Wszystko przed nim, dobrze by było.
15. RAFALSKI
Tomasz
W nadodrzańskich Słubicach, chwalą go
za sprawność, z jaką potrafi organizować przedsiębiorcom, różne administracyjne pozwolenia. Tej skuteczności
nie uświadczają jego wyborcy w Gorzowie, bo najzwyczajniej, nie ma na to czasu.
Znana, wpływowa i zasłużona w mieście nad Wartą mama, nie może być alibi dla bezczynności i lenistwa. Konia z rzędem temu, kto zacytuje
choć jedną merytoryczną wypowiedź radnego Rafalskiego. Kto wie, może więcej
czasu, będzie miał po październikowym rozwodzie z żoną, gdzie nie bez winy są
niemieckie korporacje.
16. SZMYTKOWSKI
Michał
Radny bez garnituru, z dredami i
rezydenturą w Szwecji, to dowód, że w przestrzeni publicznej rozpoczęła się
rewolucja i do polityki nieśmiało wchodzi nowe pokolenie ludzi. Pokolenie Y,
które ma wygórowane oczekiwania, co nie zawsze jest adekwatne do zaangażowania.
Jest sporo racji w twierdzeniu, że przedłużeniem palców „Igreków” jest klawiatura, bo radny Szmytkowski bardziej aktywny był
na portalach społecznościowych, niż w mieście, częściej publikował polityczne
manifesty w Internecie, niż ogłaszał je na sesjach Rady Miasta lub podczas
spotkań z mieszkańcami.
Bilans jego aktywności wypada marnie. Zabawne, że do
dzisiaj – już po formalnej rezygnacji z mandatu – uważa, że nic się nie stało.
Wielu sądzi, że złożenie mandatu, a tym bardziej motywowanie tego względami
osobistymi, to cyniczna kalkulacja i już wkrótce ujrzymy go na listach Partii RAZEM.
Poobijany jako leniwy radny, musi przekonać gorzowskich wyborców, że Gorzów to
nie jest dla niego fanaberia przy okazji odwiedzin rodziny w Polsce, ale coś
więcej.
Czy mu się to uda, skoro miał na to trzy lata ? Warto traktować
porażki, jak naukę, a tego ostatniego, nigdy za mało.
17. PIOTROWICZ
Izabela
Jest ozdobą tej Rady Miasta, ale tylko
w sensie fizycznym, bo drugiej tak urokliwej i zjawiskowej nie ma, i dawno
wśród rajców znad Warty, nie było.
Nie jest radną aktywną, nawet w mediach, a
co gorsza, nic w jej samorządowej aktywności nie wynika z tego, że jest także szefową
Wydziału Zamiejscowego Urzędu Marszałkowskiego. Przecież to ona powinna być pierwszym adresem dla wszystkich gorzowskich urzędników,
przedsiębiorców i społeczników. Gdyby na szali postawić aktywność I. Piotrowicz, i niebędącej radną Katarzyny
Kozińskiej z tego samego urzędu oraz miasta, to ta pierwsza wypada bardzo
słabo.
Była niegdyś radna Piotrowicz asystentką wicemarszałka Tomasza
Gierczaka, ale aktywności i zaangażowania, od niego się nie nauczyła.
Wybrała drogę swoich promotorów: R. Surowca i Krystyny Sibińskiej: przez
nijakość do przodu.
18. JAŁOWY
Robert
Mieszka w gminie Deszczno,
kandydował na wójta Kłodawy, pełni mandat radnego Gorzowa.
Nawet
życzliwi niekonfliktowemu Jałowemu przyznają, że to dziwny zbieg okoliczności,
bo drugiej takiej sytuacji, by nazwisko definiowało „jałowość”
osoby je noszącej, w mieście i regionie nie ma. Bez polotu, bez
własnego zdania i udając bezpartyjnego, regularnie melduje się w partyjnej
siedzibie PiS-u przy Hawelańskiej. Jego szarżę za zmianami ulic, podpartą
IPN-owską narracją z Internetu, trudno uznać za przejaw samorządowej aktywności, raczej za dowód niekompetencji,
jako szefa regionalnego ośrodka publicznej telewizji.
W polityce zawsze na
uboczu, a w Radzie Miasta tej kadencji kontrproduktywny. Inaczej niż w
poprzedniej, gdy wraz z Sebastianem Pieńkowskim, przeprowadzili proces
wdrożenia w Gorzowie „Karty Dużej Rodziny”. Jako szef regionalnej stacji mógłby
dla Gorzowa zrobić wiele, nie robi nic
19. SURMACZ
Maria
Gra rolę napisaną jej przez męża Marka Surmacza, ale nikogo to nie
dziwi, bo radną została w konsekwencji zaistnienia zjawiska, które najlepiej
ilustruje film z Eddyem Murphym pt.
„Fałszywy senator”. W jej przypadku,
jak i w filmie, nie potrzeba było wiele, a tym bardziej doświadczenia.
Wystarczyło jedno: nazwisko. „Głosuj na nazwisko, które znasz!” –
krzyczał fałszywy senator.
Radną została po rezygnacji Krzysztofa Kielca i do dziś nie wiadomo, czy obecny prezes K-SSSE
byłby od niej lepszy, czy gorszy. Obiektywnie: wstydu nie ma. Kilka razy
wystąpiła „na żywo” w lokalnych mediach
i choć
wrażenie czytania z kartki było oczywiste, to na plus trzeba jej oddać, że do
występu chociaż się przygotowała, co w mieście nad Wartą nie jest już tak
oczywiste.
To doświadczona i uczciwa była urzędniczka, żadna radna, a tym
bardziej polityk. Szkoda, że znani mężowie wykorzystują swoje mało znane żony,
jako „mięso armatnie” w wyborach politycznych.
20. SYSKA
Zbigniew
To dziwne, ale będąc filozofem w
polityce, rozterkę „być albo nie być”
aktywnym radnym, sprowadził do poziomu: podkładać się i brać dietę przez lata,
czy być aktywnym i stracić, co się zyskało. Wybrał Epikura, sławiącego
przyjemności stołu, za nic mając Arystotelesa, postulującego „roztropną
służbę dla dobra wspólnego”.
Jako jeden z najlepiej
wykształconych rajców, a przy tym człowiek, który dał się w przeszłości poznać jako świetny
pedagog, wychowawca i wykładowca, mógł być jednym z najlepszych radnych. Ot,
przynajmniej w połowie tak dobrym, jak niegdyś profesor Paweł Leszczyński.
Mogli mieć z niego pożytek liczni nauczyciele, a także ludzie, którzy od swoich
wybrańców oczekują czegoś więcej, niż tylko bycia. Jeśli taką szansę miał, to
stracił ją już dawno, a flirtując ku zdradzie klubu Ludzie dla Miasta, z
którego do rady się dostał, podeptał etykę i filozofię aktywności publicznej na
rzecz dobra wspólnego, których jest teoretykiem.
Łatwo przewidzieć, że za rok
znajdzie się na listach Prawa i Sprawiedliwości, lub klubu prezydenckiego,
potwierdzając tym samym regułę gorzowskiego samorządu, że nauczyciel raz
zdobywając mandat, zrobi wszystko, by czerpać z niego korzyści do końca życia.
21. PALUCH
Piotr
Był w historii „Sejm niemy”, mogą być też niemi radni. W tej kadencji jeszcze nie zabrał głosu,
ale ma ku temu powody, gdyż swoje już zrobił. Do historii przejdzie jego
przemówienie sprzed lat, które najprawdopodobniej uratowało cały miejski
samorząd i wielu urzędników, przed
zagładą. Było krótkie, ale jakże lapidarne: „Tu jest duszno. Czy można
otworzyć
okna ?”. Całkiem serio, jest człowiekiem dla miasta i gorzowskiego sportu
zasłużonym, ale byłby jeszcze bardziej, gdyby już nigdy nie kandydował. Już nic
nie musi, a nazwisko na trwałe jest zapisane wśród tych, którym mieszkańcy
zawdzięczają radość z sukcesów „Stali Gorzów”.
22. ANDRUSZCZAK
Artur
Podobno jest taki radny, nawet na
sesjach bywa częściej niż Michał
Szmytkowski. Po co się nad nim znęcać, jest jak gorzowska Platforma Obywatelska: jest, a
jakby go nie było. Śmiejemy się z niego
? Nie, to byłoby krzywdzące dla tego wybitnego sportowca. Warto śmiać się z partii, która na niego postawiła, i jeszcze bardziej z wyborców,
którzy wybierając piłkarza, byli przekonani, że będzie strzelał bramki lub
chociaż kopał po nogach miejskich szkodników. Wybrał ławkę rezerwowych.
23. ZWIERZCHLEWSKI
Piotr
Sympatyczny i miły chłopak, który odrzucił
niemądry zapał stawania okoniem, na rzecz wchodzenia w dupę. Postawa jak z Kina
Moralnego Niepokoju: po co się wychylać ? Kiedy milczy, wydaje się być rajcą mądrym, gdy się odzywa, irytuje bardziej niż wczesnojesienny
komar przed zaśnięciem. Jest w całej tej cyrkowej trupie, która odeszła od
Ludzi dla Miasta, gościem wydającym się osobą najbystrzejszą. Poza dyskusją,
jego oczy tęsknią za rozumem, ale giętki kręgosłup nie pozwala się wyprostować, by zrobić krok w kierunku, gdzie można by z niego skorzystać.
24. GRANAT
Przemysław
To granat wrzucony do zbiornika z
resztkami przyzwoitosci Rady Miasta tej kadencji. Jest zaprzeczeniem tezy Leibniza, że istnieje coś, a nie
istnieje nic, bo on jednak radnym jest, choć nie robi nic. Wiadomo, wyżej zadka się nie podskoczy,
i koniec. Dramatyzm tej postaci objawia się również w tym, że bardzo by chciał
coś zrobić, ale nie potrafi, nie wie jak, nie rozumie po co i
dlaczego, skoro nie robiąc w klubie „Gorzów Plus” nic, też mu za to płacą. I
jeszcze bilety na żużel za darmo dadzą. Nicość jest piękna.
25. GÓRECKA
Aleksandra
Jest symbolem „odpadków” z komitetu Ludzie dla Miasta, które zassał gorzowski
samorząd. Przykładem krótkiej ławeczki tego środowiska, gdzie zmiennikiem
doświadczonej Ewy Hornik, został „Ktoś Nikt”.
Ta pani nie zawraca sobie
głowy gorzowskim samorządem, skoro pracuje dla tego z Lubniewic. Mandat radnej,
to po prostu dodatkowy dochód i gwarancja zatrudnienia. Możliwość odkucia się
finansowo, a to ważne, bo jak do pracy trzeba dojeżdżać, a kredytów
konsumpcyjnych ma się na blisko 80 tysięcy, to półtora tysiąca złotych
rajcowskiej diety spadło jak z Nieba.