Przejdź do głównej zawartości

Stawka większa niż pierwsze miejsce na liście

Lubuskie rządzone przez „dobrą zmianę” przy współudziale SLD lub PSL, i przy aprobacie biskupa Lityńskiego – co za bluźnierstwo wymierzone w zdrowy rozsądek, polityczną logikę oraz to wszystko, jak dzisiaj postrzegamy politykę. Dwie „jedynki” na sejmikowych listach opozycji w Gorzowie i Zielonej Górze, to niby jedynie polityczne technikalia, a także kwestia prestiżu.

W rzeczywistości, to także sprawa wiarygodności tych list, a także egzamin z dojrzałości polityków Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej.

Tak się składa, że okręg numer 1 – z Gorzowem oraz dwoma powiatami: gorzowskim i strzelecko-drezdneckim, to aż 7 mandatów, z których w poprzednich wyborach Platforma Obywatelska wzięła aż trzy.

W tym roku raczej nie do powtórzenia, bo wynik sprzed czterech lat obarczony jest „efektem Komarnickiego”, a więc doskonałym wynikiem obecnego senatora Władysława Komarnickiego, który otrzymał aż 11839 głosów, spośród 21 819 oddanych na całą listę. Mandat zdobyła też mecanas Anna Synowiec z bardzo dobrym wynikiem 2124 głosów oraz burmistrz Drezdenka Maciej Pietruszak. Ten ostatni z mandatu zrezygnował, a przejął go po nim, ze swoim mizernym jednak wynikiem 1039 głosów Mirosław Marcinkiewicz.

Dzisiaj w partyjnych gremiach Platformy Obywatelskiej, w mniejszym stopniu w porozumieniu z Nowoczesną, dyskutuje się, kto powinien być liderem listy koalicyjnego komitetu tych dwóch partii: mecenas Synowiec, wiceprzewodniczący sejmiku Marcinkiewicz czy może wiceszef lubuskich struktur Nowoczesnej Jerzy Wierchowicz. Dwaj ostatni są znanymi „brandami” na politycznym rynku, ale dawno nie byli „odświeżani”. Lider listy musi być wizytówką i jej lokomotywą, a nie jedynie dyskontującym energię całego składu „wagonikiem” – takim pasażerem „na gapę”.

Inaczej mówiąc – więcej wodzów, niż Indian, i chociaż zarówno Wierchowicz oraz Marcinkiewicz, to doświadczeni propaństwowcy, dla dobra sprawy, powinni wiedzieć co zrobić. PiS w kraju nie rządzi przypadkiem, i jeśli partyjni liderzy nie zrozumieją, że trzeba schować twarze zmęczone i znudzone, nawet jeśli są zasłużone, a pokazać te piękne i mądre, „dobra zmiana” wprowadzi się również do Urzędu Marszałkowskiego.

Jeśli jest tak źle i dramatycznie, jak w swoich wystąpieniach na wiecach pod sądami i przy fontannie Pauckscha  wygłaszali liderzy PO i N, to ich obowiązkiem jest jedność i mądrość postawienia interesu wszystkich, ponad osobosty.

Szczególnie, że lista Prawa i Sprawiedliwości będzie mocna. Co prawda, Marek Surmacz ze świetnym wynikiem 6391 głosów cztery lata temu, nie będzie się ubiegał o reelekcję do tego gremium, ale na okręt „dobrej zmiany” wrócili lub zostali zwerbowani inni: Ireneusz Madej – który w poprzednich wyborach z komitetu „Bezpartyjnych” dostał 3646 głosów, Józef Kruczkowski z wynikiem 2184 głosów oraz Robert Anacki z partii Jarosława Gowina. Jeśli dodać do tego Elżbietę Płonkę ze swoimi 3144 głosami, to wniosek narzuca się sam: lista opozycji musi być świeża i ciekawa.

Cztery lata temu Anna Synowiec, była żoną znanego i popularnego męża, dzisiaj rozwinęła własną markę, wcale nie gorszą i nie będącą efektem tylko urody.

W samorządzie skutecznie pracowała na swoje konto. Zamiast uprawiać turystykę po redakcjach, wybrała pielgrzymki do gabinetu marszałek Elżbiety Polak. Narzekanie gorzowskich polityków na „pazerność falubazów”, zamieniła na donośniejszy głos gorzowian w Winnym Grodzie. Ją osobiście widać mniej, niż innych, ale u innych nie widać efektów pracy. Mało który radny z Północny, może się pochwalić takimi konkretami, jak ona. Komisja ds. Młodzieży, wspieranie Budżetu Inicjatyw Obywatelskich, sprawy Ośrodka Radioterapii  czy gorzowskich instytucji kultury: teatru oraz muzeum.

Problemów z „jedynką” nie ma w Zielonej Górze, bo wiadomo, że zapracowała na nią marszałek Polak, a jej ostatni wynik 6613 głosów, budzi respekt. Na południu też trudno oszacować przed wyborami wynik jesiennego starcia, bo i tam miał miejsce nienaturalny „efekt Kubickiego”. Prezydent Janusz Kubicki, kandydując z 12 pozycji na liście Platformy Obywatelskiej, otrzymał aż 4667 głosów, co oznacza, że on sam z marszałek Polak otrzymali 60 procent, z 18 686 wszystkich głosów oddanych w Zielonej Górze na Platformę Obywatelską. Wyniki pozostałych nie przekraczały dwóch tysięcy.

Problemy są w innych okręgach, bo nie będzie już Klaudiusza Balcerzaka, który odszedł do PiS-u, a który w 2014 roku otrzymał 2676 głosów. Na dobre, wyjdzie PO odejście Tomasza Możejki, bo na listach zastąpi go najpewniej popularny starosta słubicki Marcin Jabłoński. Co prawda, cztery lata temu nie kandydował, ale w 2010 roku otrzymał 9 597 głosów, co jest wynikiem fenomenalnym i porównywalnym tylko z W. Komarnickim. 3193 zebrane przez Możejkę, to przy Jabłońskim śmiech na sali.

Gołym okiem widać więc, że aby nie oddać władzy w Lubuskiem „dobrej zmianie” kluczowy jest dobry wynik w Gorzowie, ale też utrzymanie status quo w pozostałych okręgach. To wymaga od ludzi zdolnych, ale zmęczonych i „przyblakłych” delikatnego odsunięcia się w tył lub w bok. Niestety atmosfera jest taka, że każdy patrzy, aby drugiego ograć, i wypromować siebie. Taka jest polityka, gdzie bawią się głównie samce alfa, i nie łatwo oddają pola ambitnym samicom alfa.

Jeśli jednak nie pójdą po rozum do głowy – a intuicja podpowiada, iż nie pójdą - opozycyjna czaszka już nigdy się nie uśmiechnie. Sondaże opinii publicznej CBOS pokazują, że poparcie dla partii rządzącej utrzymuje się na poziomie 40 procent, a ta sympatia wyborców, przekłada się również na poziom lokalny, dając PiS-owi klucze do władzy w większości sejmików. Bardziej szczegółowe badania pracowni IBRIS z grudnia ub.r. dla czterech województw zachodnich, pokazują, że i w Lubuskiem partia Elżbiety Rafalskiej zdobędzie więcej niż PO i Nowoczesna.

Nawet jeśli nie uzyskają samodzielnej większości, niedawne pokrzykiwania Bogusława Wontora z SLD na gorzowskich dziennikarzy: „A co, nie popeira pan naszej minister Elżbiety Rafalskiej?!”, zdają się być bardziej wymowne, niż wiara w jego lewicowość.

Przykład gorzowski, będzie egzaminem na mądrość Platformy Obywatelskiej, a także patriotyzm liderów opozycji.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...