Przejdź do głównej zawartości

W Gorzowie nic nam się nie podoba

Z analizy wywiadów lokalnych polityków, a także publicznych tekstów, od gazetowych, przez portale  internetowe i fora społecznościowe, a na sesjach Rady Miejskiej kończąc, wyłania się obraz miasta nad Wartą, który w przeważającej części jest negatywny.

FOT.: Na podst. GazetaWyborcza.pl

     Nie od dziś wiadomo, że gorzowianie postrzegani są na zewnątrz jako straszni marudzerzy. Potocznie, trochę pejoratywnie, z przymrużeniem oka, także ironicznie – po prostu, sami zapracowaliśmy na taki wizerunek. Opisując naszą „małą Ojczyznę”, gorzowianie – ci zwykli, ale też ci zaangażowani, nie wyłączając z tego mnie samego – częściej artykułują porażki, deficyty i wady, niż opowiadają o tym co jest dobre, ma charakter atutu i mogłoby budować pozytywny wizerunek. 

       Ta nasza gorzowska przypadłość, co nie jest charakterystyczne dla zielonogórzan, jest bardzo demokratyczna – nie jest uzależniona od poziomu zamożności, wykształcenia  czy nawet orientacji politycznej. „Największymi krytykami Gorzowa są sami gorzowianie” – skonstatował kilka lat temu eksprezydent Tadeusz Jędrzejczak, ale dzisiaj podpisałby się pod tymi słowami, także prezydent Jacek Wójcicki.

         Można by sparafrazować profesora Bartoszewskiego, że Gorzowowi nie zagraża nic z zewnątrz, ale sami gorzowianie. Sami sobie obrzydziliśmy miasto: politycy dziennikarzom, dziennikarze mieszkańcom, a mieszkańcy w wirtualnych dyskusjach, całej reszcie. Często są to opinie, które łączą umysłowość bramowego żula, z pretensjonalnym stylem niektórych radnych i dziennikarzy.

     Inna sprawa, że w oczy z dużą krzykliwością rzuca się najczęściej to, co jest prymitywne. Opinie stonowane, subtelne, mądre i wyważone, pochylające się nad faktami, nie ogniskują aż tak dużej uwagi. Przykład pierwszy z brzegu. „W Gorzowie bez układu ani rusz” – pisał w 2011 roku kontrowersyjny dziennikarz regionalnego dziennika, dziś nie bez wsparcia tychże układów chcący zostać dyrektorem biblioteki, za nic jednak mając fakt, iż takie tytuły nie są niewinne. Dla inwestorów to sygnał do poważnej ostrożności, a dla miasta stygmatyzacja na lata.

       A opinia o włodarzu miasta ? Bądź co bądź jego twarzy. Może prezydent Wójcicki nie jest wcale taki zły, ale po prostu inny, niż jego poprzednicy. Że nie ma wizji miasta na dekady do przodu ? A który młody człowiek ją dzisiaj ma ? Krytykując go, zapominamy często, ze jest taki, jak jego pokolenie. Robi wszystko inaczej, na co innego kładzie nacisk i akcenty. 

       Na myśl przychodzi głośny esej filozofa  Isaiaha Berlina. W wielkim skrócie, podzielił on ludzi na „lisy” i „jeże”. Ci pierwsi, jak Wójcicki, to ludzie zajmujący się wieloma drobniejszymi sprawami, lecz niepotrafiący skupić się kompetentnie na jednej sprawie. Typami „jeża”, byli eksprezydenci Woźniak oraz Jędrzejczak, zdeterminowani i skupieni na celu, który wcześniej obrali.

        Owszem, zatroskanie o wizerunek miasta, nie może stanowić terenu autocenzury, na którym w imię dobrych intencji, będzie się przemilczało ewidentne wpadki i błędy. Polityczna poprawność jest przereklamowana, a krytyka nie zawsze jest szarganiem dobrego imienia miasta, kalaniem tego „gniazda” i tak dalej.

       Starając się rozwikłać dylemat, czy i kiedy krytrkować, warto się zastanowić, jaki to ma przynieść skutek, i jakie są intencje. W najbliższych miesiącach, nie będzie to proste, bo do głosu dochodzić będą głównie ci, których jesienią zobaczymy na wyborczych listach, chociaż dzisiaj oni się od tego odżegnują. Gorzów jest miastem szalenie interesujacym, nawet jesli młodzi uważają inaczej, i chcąc skończyć dobre studia lub robić karierę, wyjeżdżają z niego do Poznania, Wrocławia, Szczecina, a nawet Zielonej Góry.


      Krytyka świetnie odnowionego „Kwadratu”, bo wycięto kilka drzew więcej, jest tak samo konstruktywna, jak zablokowanie przez średnio rozgarniętych ekologów, remontu ulicy Kostrzyńskiej. Mówienie o automarginalizacji Gorzowa jest bolesne, ale w tym problemie można szukać okazji, choć większość szuka jedynie argumentu do przywalenia Wójcickiemu. Miasto się rozwija, inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy, konfrontując to z okresem sprzed Wójcickiego, ale może to jest właściwa droga. Kiedy Jędrzejczak przenosił targowisko z nad Warty, by wybudować bulwary, okrzyknięto go mordercą handlu. Wcześniej został „budowniczym własnego pomnika”, budując „Słowiankę”, później Filharmonię Gorzowską i stadion żużlowy. Sami krytykowaliśmy to, bez czego dzisiaj Gorzów byłby dziurą. 

      Może jednak, tego nie wiemy, prezydent Wójcicki ma jakąś wizję – taką „lisią” i powierzchowną, ale na te czasy i na takich ludzi. Jak nie zaczniemy szanować samych siebie, i tego czym powinniśmy się chwalić, to nikt nas nie uszanuje, a o chwaleniu nawet nie myślmy.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...