Wybryk radiowych związkowców z Radia Zachód łatwo wycenić i trzeba mieć nadzieję, że ich przyszły pracodawca nie będzie działał na szkodę spółki, ale wyciągnie od nich stosowne konsekwencje. Zresztą, powinien to zrobić także ten obecny.
Nie chodzi o politykę, bo radiowi związkowcy mają prawo mieć poglądy, a nawet artykułować je publicznie. Nie mają prawo działać na szkodę firmy w której pracują. Szczególnie w branży tak wrażliwej, jak środki masowego przekazu. Tu każda minuta w radio i telewizji ma swoją cenę, podobnie jak każdy centymetr gazety i portalu internetowego. Jest też cena wizerunkowa, a także ta, która wynika z faktu, że część audycji nie odbyła się, bo nierzetelni pracownicy postanowili zaprotestować.
Mają prawo do protestów, nawet do odmówienia wykonywania pracy i strajków,
ale wszystko to określa ustawa o związkach zawodowych. Nie ma tam zapisów o
tym, że kilka sfrustrowanych osób z zaplecza radia, wyczuło skąd wieje wiatr i
postanowiło okraść swojego pracodawcę. Tak, bezprawne wykorzystanie cennego
czasu antenowego do swoich partykularnych celów, jest złodziejstwem. Wyobraźmy
sobie taką oto sytuację. Pracownik działu marketingu, korzystając z zaufania,
którym obdarzył go pracodawca, wystawia na jego marcetplace produkty swojej
żony.
Uczciwe? No, raczej nie. Podobnie jak kradzież czasu publicznego
radia, aby wygłosić swoje własne poglądy, a tak naprawdę, pomachać flagą do tych,
którzy za chwilę będą tam szefami. Nie ma wątpliwości, że pracownicy Radia
Zachód, którzy bez zgody właściciela, wykorzystali jego zasoby do osobistych
celów, jako pierwsi powinni stracić w przyszłości pracę. Nie za poglądy i ocenę
szefów nominowanych przez PiS, ale za działanie na jego szkodę i wbrew ustawie
o związkach zawodowych. Nie stracą, bo po to właśnie założyli związek zawodowy.
Nie trzeba dużej wiedzy z zakresu prawa pracy, aby wiedzieć, że „związkowcy”
zasłużyli na pisemną naganę z wpisem do akt już od obecnego pracodawcy. Kolejny
powinien ich zwolnić, bo nie dają gwarancji, że nie postąpią podobnie w
przyszłości. To tak pod rozwagę tych, którzy nastąpią po obecnych władzach
rozgłośni z Zielonej Góry.
- Akurat zaprotestowali ci, którzy przez osiem lat byli największymi koniunkturalistami. Przecież oni nie wysyłali żadnych sygnałów, że coś im się nie podoba. Wręcz przeciwnie, podlizywali się i twierdzili, że jest lepiej niż myśleli przed 2015 rokiem - mówi rozmówca z Radia Zachód. On sam zapowiada, że w poniedziałek powiadomi prokuraturę w sprawie zajścia z czwartku i ma dowody na to, że intencje kilku działaczy związkowych były inne, niż te opisane w odczytanym oświadczeniu.