Przejdź do głównej zawartości

Wolne media

Idę o poważny zakład, stawiając twardą walutę przeciw orzechom, że nie ma w Lubuskiem nikogo, kto za swoją niezależność zapłacił więcej, nie uzyskując z tego dosłownie nic. Nie mówię o kosztach moralnych, ale dosadnych i z portfela. Komfort z tej sytuacji jest duży: nie unikam luster i spokojnie zasypiam.


    Radości dostarcza mi fakt, że wiele niedogodności dzieje się z powodu rzekomo zasłużonych w walce z komunizmem. Zasługa za pieniądze, to nie zasługa, ale nazwiska nie wymienię: nie warto zaczynać felietonu od zera. Postkomuna i jej akolici z tzw. opozycji demokratycznej spod znaku Unii Demokratycznej, ma się dobrze, a mumia Lenina na Placu Czerwonym, śmieje się pełną gębą. Oto stan gry w trosce o wolne media.

   To fakt, rządząca od kilku dni Polską POkomuna, nie chce używać skalpela, bo bliższy jej łom, a to niczego dobrego nie zwiastuje. Z tej nagonki na media publiczne trzeba wyciągnąć także wnioski lokalne. Najpierw jednak o istocie problemu. Nie chcę być ofiarą bańki filtrującej, która dobiera mi kumpli oraz treści, a odbiera umiar i zdrowy rozsądek. TVP miała swoje wady, ale o wiele większą wadą, byłby jej brak. Sporo mówi się o TVP Info i "Wiadomościach", ale TVN24 i TVN-owskie „Fakty” już dawno przekroczyły Rubikon. Ba, zdrowy rozsądek!

   Czas więc przerwać maskaradę, że politycy jednej lub drugiej opcji uzdrowią media. Oni swoje zdanie na temat dziennikarzy mają, a im dalej od Warszawy i medialnych gwiazdek, tym na więcej sobie pozwalają. Bez wyjątku i rozróżniania na polityczne obozy. Z szeregów dziennikarskich nie od dziś dochodzą głosy, że kręgosłupy dziennikarzom łamali dosłownie wszyscy. Z pozoru błahe zachowania polityków wobec dziennikarzy i publicystów na prowincji, wcale nie są mniej ważne, niż spory o to, czy POkomuna odważy się podnieść rękę na media publiczne.

  Bo w opinii polityków jest tak, że to nie bohaterowie głośnych tekstów i audycji na różnych poziomach polityki działają na szkodę społeczną, ale ci wszyscy śmiałkowie, którzy mają czelność o tym mówić oraz pisać. To nie złe zarządzanie jednostką samorządową, chamska postawa polityka i prawnika, czy wreszcie niekompetencja samorządowca lub jego zamiłowanie do luksusu, podważają zaufanie społeczeństwa do spraw publicznych. To nie wina działaczy sportowych, że lubią zaszaleć na egzotycznej eskapadzie, ale tych wszystkich, którzy o tym piszą. Dziennikarze i publicyści, tudzież blogerzy, zamiast tworzyć materiały pisane wątrobą, powinni budować zaufanie Polaków do ludzi działających publicznie. Niektórzy takie „salto mortale” wykonują, ale przyzwoici trzymają fason.

   Bardzo bym chciał, aby wolnych mediów w Lubuskiem nie organizowali ci sami, którzy komunikację z nieprzychylnymi im dziennikarzami kończyli, kończą lub rozpoczynają od straszenia pozwami. Mamy w Lubuskiem bardzo dużo niewyjaśnionych sytuacji, gdy dziennikarz stawał oko w oko z politykiem, będąc przywoływanym do tak zwanego „porządku”. Dla własnego dobra nikt tego nie potwierdzi. 

  To nie dziennikarze są zepsuci, ale politycy wywierający na nich wpływ; oni mają w Lubuskiem nazwiska i adresy, wciąż pełnią swoje funkcje. Swoich wpływów używają w sposób formalny, ale o wiele groźniejsze jest zwykłe zastraszanie. Pomiędzy Nysą Łużycką a Wartą, doświadczyło tego bardzo wielu, wielu w mediach już nie pracuje.

   – Państwo w radiu, będziecie musieli się wyprowadzić z województwa. Komunistów nie ukarano, ale drugi raz tego błędu nikt nie popełni – to nie są słowa polityka PiS, ale lubuskiej Koalicji Obywatelskiej. Można to uznać za uwerturę do tego, co wydarzy w ciągu kilku tygodni. Politycy fałszywie uważają, że dziennikarze zadający im trudne pytania, czynią to na zlecenie. Jedynym sposobem wyjaśnienia takiego myślenia jest zjawisko psychologicznej projekcji: łakomczuch wytyka innym, że dużo jedzą, a złodziej mówi, iż inni kradną.

   Ktoś kto raz próbował złamać dziennikarzowi kręgosłup, będzie uważał, że podobnie robią jego polityczni przeciwnicy. Ktoś, kto dziennikarzom płacił, bo znalazł takich, myśli, że biorą wszyscy. To nieprawda.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...