Auć! Co to był za tydzień! Tusk okazał się lepszy niż Jaruzelski, a jego czynownicy w niczym nie ustępowali w tym tygodniu dawnych SB-ekom. Mają swoich naśladowców w regionach, co prawda śmiesznych, ale też potrafią to i owo. Zwłaszcza ruszać żuchwą. Na uwagę zasługuje kobieca wrażliwość lubuskich polityczek. Trzeba współczuć ich mężom...
Grudniowy zamach na media
To
nie był niewinny wybryk, ale wydarzenie historyczne i bez precedensu w
nowożytnej historii Polski. W dniu ogłoszenia stanu wojennego nie było tylko „Teleranka”,
w dniu zamachu na Telewizję Polską, przez czynowników Platformy Obywatelskiej,
nie było dosłownie nic. Pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, akurat pełniący
funkcję ministra kultury, w sposób mało elegancki, postanowił wyłączyć TVP
Info. – Kurde, znów ten grudzień! Pamiętam stan wojenny – mówił na antenie
publicznego radia jeden z słuchaczy. Późnym wieczorem, pod siedzibą TVP Gorzów,
zebrały się tłumy mieszkańców, ale też politycy. - Czego się boi Platforma Obywatelska? Że TVP regionalna puści
materiał o dziurach w ulicy czy materiał o pani Stanisławie, która wyhodowała
największą dynię w województwie lubuskim? – mówił Tomasz Rafalski, gorzowski
radny PiS, który przewodził spontanicznemu zgromadzeniu. - Zrobiono to
podobnie jak w okresie stanu wojennego 13 grudnia 1981. Ten styl, ta jakość, to
wykonanie woła o pomstę do nieba – mówił z kolei Jarosław Porwich, były
poseł i działacz antykomunistycznej opozycji, który ma papiery do tego, by tą
sytuację oceniać obiektywnie.
Ta kobieca wrażliwość
Ekscytacje lubuskich polityków „koalicji 13 grudnia” na temat zamachu na media
publiczne, szorują po dnie. Była marszałek szorowała tam dotychczas w
poszukiwaniu rtęci, ale teraz skorzystała z doświadczeń z zakresu technologii
kosmicznych, po czym kompletnie odleciała. - I to jest już koniec szczucia, hejtu, dezinformacji ! 8 lat
na to czekaliśmy. Teraz zadbamy o prawdziwe Wolne Media, które mają misję
publiczną i szanują praworządność. A pan Życzkowski powinien ponieść
odpowiedzialność za łamanie prawa prasowego i niszczenie ludzi - wypaliła w mediach społecznościowych. Zważyć
należy, że odezwała się też poseł na Sejm Anita Kucharska -Dziedzic. W
dziedzinie damskiej wrażliwości, poziom „master level”. Odniosła się do audycji
dziennikarzy w Radiu Zachód, których określiła mianem „typów”. Pod jej postem,
głos zabrała nawet Maja Sałwacka z „Gazety Koszernej”, swego czasu najlepsza informatorka
o złych obyczajach w Urzędzie Marszałkowskim, a dziś już po drugiej stronie. – Robiłaś tam (red.: w Radiu Zachód) kontrolę,
kiedy upublicznisz ile dostali za autorskie programy? – pytała zazdrośnie.
Pucz didżeja
Kiedy bolszewicy rozpoczynali rewolucję, jednym z pierwszych miejsc, które
opanowali, było Biuro Telegrafu. Mniej więcej wtedy, Włodzimierz Lenin popełnił
zdanie, że państwem może rządzić nawet kucharka. Lubuscy „bolszewicy” z
prorządowego związku zawodowego w Radiu Zachód, twórczo to zdanie rozwinęli. Przywódcą
„puczu” w radiu, został didżej Tomasz Oszmiański, czyli nikt. Podczas porannego
pasma publicystycznego, zamiast umożliwić dziennikarzom rozmowę, postanowił do
niej nie dopuścić. Zablokował studio, aby dziennikarze: Łukasz Brodzik oraz
Janusz Życzkowski, nie mogli przeprowadzić porannej rozmowy. To postawa częsta wśród
kelnerów: przez lata obsługują przy stole klientów, aż w końcu wydaje im się,
że są od nich lepsi. Naplucie do zupy, to opcja minimum. Do incydentu doszło
też w Radiu Zielona Góra. W trakcie audycji z Adamem Ruszczyńskim, rozgłośni
wyłączono sygnał, a materiał można było wysłuchać tylko w internecie. Złe
postawy biorą się z ich podlewania. Takich gości jak prorządowi związkowcy w
radio, powinno się odprawić już dawno, ale komuś zabrakło determinacji. Jak
mawiają Amerykanie: warto spalić stodołę, aby wytępić szczury. To tylko
przenośnia, nie czytać dosłownie.
Mieli być silni, przyszli śmieszni
Jak wygląda dziś krajobraz po środowym zamachu na media publiczne? Bolszewizm
rozlewa się w dół, do regionów. Politycy PO zapowiadali, że po szefów różnych
instytucji, w tym po szefa Narodowego Banku Polskiego, mieli przyjść „silni
panowie”. Tam nie przyszli, ale przyszli do radia Zachód. Nie „silni panowie”,
ale „śmieszni panowie” tj. Sebastian Ciemnoczołowski oraz Janusz Rewers. Byli
chyba też niezbyt mądrzy, bo liczyli na to, że dziennikarze ich nie wyproszą.
Doszło do ostrej wymiany
zdań, ale to nic do cytowania, bo trefnisie nie są w polityce ze względu na walory
intelektualne, ale ze względu na ich brak. Fajną mają pracę na publicznym,
skoro mogą sobie tak chodzić i rumakować.
Wiceminister z rekomendacji PSL
Ludowcom przypisuje się łatkę, że reprezentują tylko środowiska wiejskie.
Przykład lubuski, całkowicie temu przeczy. Dzięki rekomendacji lubuskiego PSL-u,
a także zaangażowaniu byłego wicemarszałka województwa, posła Stanisława
Tomczyszyna, nowym wiceministrem nauki została profesor Maria Mrówczyńska. Lubuscy
działacze PSL z dumą podkreślają, że chodziło o to, aby podkreślić rangę i
dokonania Uniwersytetu Zielonogórskiego, a także stworzyć mu dodatkowe szanse
rozwoju. Wiadomo, że nowa wiceminister Mrówczyńska będzie nadzorować m.in. Narodowe
Centrum Badań i Rozwoju, które poprzednikom chyba wymsknęło się spod kontroli. Ta
nominacja, to raczej dobra wiadomość dla Lubuszan.
Wicemarszałek Kołodziej
Stan
gry w lubuskiej polityce jest taki, że ludowcy mieli w mijającym tygodniu
jeszcze jeden sukces. Trochę to rwało, i choć sejmikowa koalicja o Zbigniewa
Kołodzieja się nie rozpadła, to widać gołym okiem, że coś się tam kruszy. Nowy
wicemarszałek oskarżany był przez Platformę Obywatelską o coś, co w Lubuskiem określane
jest mianem „grzechu głównego”. Rozmawiał z prezydentem Januszem Kubickim. Wicemarszałek
Kołodziej, to człowiek prawy i kompetentny, bardzo dociekliwy. To wyjaśnia,
dlaczego był przez PO blokowany: jest jak Telimena, zbyt wytworny na Soplicowo.
Z Krosna do Gorzowa
Mamy nowego wojewodę, choć jeszcze nieformalnie. Został nim Marek Cebula z
Krosna Odrzańskiego, choć nie było łatwo. Przez cały czas na tą posadę liczyła
poseł Krystyna Sibińska. Jak się okazało, że nie ma na to zgody, to wpychała
figurantów. W końcu musiała się poddać. Wojewodą będzie człowiek z Krosna
Odrzańskiego. Brzmi znajomo? Gorzowskim działaczom szczególnie, bo to miasto przypadkowo
stało się symbolem egoizmu i małostkowości poseł Sibińskiej. Kiedy prezydent
Jacek Wójcicki zaproponował jej onegdaj desygnowanie kandydata na
wiceprezydenta, obdzwoniła pół
województwa, aby tylko nie był to ktoś z Gorzowa. Wiadomo, trzeba ciąć kłosy,
które mogą wyrosnąć wysoko. Padło na Radosława Sujaka. Teraz było tak samo. Na
szczęście wybór jest lepszy. – To uczciwy, mądry i skuteczny polityk –
powiedział działacz PO, który bardzo chciał być zacytowany, ale tym razem nie
zostanie. Na odległość pachnie lizusostwem.