Trajektoria opinii Nad Wartą na
temat prezesa honorowego „Stali Gorzów”
była różna – od bardzo krytycznych, przez tylko krytyczne, ale zawsze
obiektywne, aż po pozytywne i wręcz entuzjastyczne: bo człowiek wiele zrobił i
choć nigdy za swoje, to czynił wszystko solidnie, dobrze i z myślą o tym, jak
zostanie to odebrane w przyszłości …
…ale dziwnym trafem prezes Władysław
Komarnicki postanowił uwielbiać tylko tych, którzy składają mu „hołd” lub przyjmują darmowe prezenty. Cała
reszta, to „zawistnicy”, „ludzie którzy muszą jak żółwie żyć trzysta
lat by zrobić 2 procent tego co Władysław Komarnicki”, „kretyni” raz „idioci”. Wśród nich znalazł się także, obok mec. Jerzego Synowca i senatora Roberta Dowhana, jak to ładnie Komarnicki
powiedział w swoim programie w TV Teletop „znany
bloger”, który – tego już prezes nie powiedział, ale pewnie będzie miał
szansę – jako jedyny lub jeden z niewielu, nie przyjął darmowych zaproszeń na
bale i imprezy, a co za tym dalej idzie, ma moralne prawo zadawać pytania. Mimo
tego prezes powiedział: „piszący na
zlecenie”, co jest kłamstwem, pomówieniem i miarą, której autor tego
stwierdzenia używał w trakcie swoje „nieoperacyjnej
pracy” w DDR. Bloger nie jest święty, ale prezenty przyjmuje tylko od ludzi
honoru i nigdy „za coś”, a konstatacja
W. Komarnickiego była tak elegancka, jak Wartburg obok BMW. Więc za Sokratesem: "Przyjacielem jest mi Platon, ale milsza prawda".
Zresztą zdanie
można wyrobić sobie samemu: