Przejdź do głównej zawartości

Wybory w "Solidarności": Amisze w Nowym Jorku

Sposób myślenia „starego-nowego” kierownictwa gorzowskiej „Solidarności” o rynku pracy i wartości jaką jest zatrudnienie w dobie korporacji, to jak obrazek Amisza w Nowym Jorku – metropolie się rozwijają, stając się coraz bardziej nowoczesne oraz „inteligentne”, a Amisze dalej tkwią w XVII wieku. Bogaty zrozumie biednego, mądry nauczy głupiego, ale ktoś kto nigdy nie pracował tak na serio, nigdy nie zrozumie tych, którzy czynią to od lat ...

Przewodniczący Porwich był dobrym rozwiązaniem w 2006 roku i trudno mu odmówić
talentu organizacyjnego, ale dzisiaj - nie wydaje się, by w planach na związek miał co-
kolwiek innego niż zagwarantowanie sobie bycia - w związku lub poza nim - na kolejne
lata. Niestety pracownicy takiego komfortu nie mają, a dystans w sposobie postrzega-
nia pracy przez "S" i pracowników jest ogromny. Jest jak za PZPR: "Oni - partia" ...
Piątkowe wybory w gorzowskiej „Solidarności”, to klasyczny przykład zwycięstwa pyrrusowego, gdy koszty jakie ta organizacja będzie ponosić  za brak jakiejkolwiek dyskusji o przyszłości związku, za koniunkturalizm, udawane na użytek publiczności kontestacje oraz z powodu uczynienia z  niej na poziomie regionalnym jedynie miejsca dobrze płatnego „bycia dla bycia”, będą  nieporównywalnie większe niż zyski. „Nie było sensu startować, bo Waldek z Jarkiem już dawno dogadali się z trzema największymi i sami mocno pokombinowali ze swoim własnym zapleczem w <Stilonie>, gdzie przez chwilę nawet zapomnieli płacić składek” – mówi NW wpływowy działacz, nawiązując do trwających od marca kombinacji przy konstruowaniu struktury związku w „Stilonie” i powstałych na jego bazie spółkach. Dotychczasowy przewodniczący regionalnych struktur „Solidarności” Jarosław Porwich został wybrany po raz trzeci, ale po raz pierwszy w historii związku nie miał konkurentów. Dlaczego ? Brak kontrkandydatów nie wynika niestety z siły i powszechnie uznawanego „geniuszu” starego – nowego przewodniczącego, ale z pogłębiającej się słabości związku. W obszarze pracowniczym – jako organizacja zakładowa i nie identyfikująca się z „centralą” – ma się całkiem dobrze. Jako struktura regionalna – został wypłukany z autorytetów i stanowi jedynie miejsce zatrudnienia dla najbardziej zasłużonych lub też bystrych w dbałości o to co raz zdobyli. Jest dziś platformą do załatwiania mniejszych i większych „deali” oraz leczenia kompleksów z powodu politycznej marginalizacji. W trakcie piątkowych wyborów konkurentów mogło być przynajmniej trzech : Krzysztof Gonerski – szef związku w gorzowskiej „Enea”, Marek Tymanowski – lider związku w SE Bortnedze oraz najbardziej z nich znany Andrzej Andrzejczak z gorzowskiego szpitala. „Andrzeczak nie chciał, bo już właściwie jedną nogą jest na emeryturze, a Gonerskiemu i Tymanowskiemu zamiana funkcji szefa organizacji zakładowej na szefa związku w regionie nie opłaca się finansowo” – mówi NW wpływowy działacz „S”, podkreślając iż 8 tysięcy brutto szefa gorzowskiego regionu, to bardzo niewiele przy wynagrodzeniach szefów związku w SE „Bortnedze”, a przede wszystkim w „Enea”. „Mieliśmy nadzieję, że uda się namówić szefa związku w Poczcie Polskiej Sławomira Steltmanna, który miałby spore szanse i nie straciłby finansowo na zmianie stanowiska, ale on mocno podkreślił, że chce być lojalny względem Jarka, którego funkcjonowanie w godzinach pracy ocenia krytycznie, ale przeciwko któremu nie wystartuje” – dodaje działacz. Co ważne, każdy z nich miałby spore szanse na zwycięstwo oraz dokonanie tego, co – przy obiektywnym dostrzeżeniu ich talentu oraz związkowego „drygu” - nigdy nie uda się tandemowi J. Porwich – Waldemar Rusakiewicz: profesjonalizacji związku oraz uczynienia z niej organizacji „propracowniczej”, a „nie „antypracodawczej”. Nie dlatego, że J. Porwich oraz jego zastępca są źli i nie chcą zmian, tak im wygodniej lub taką mają strategię, ale dlatego iż nie potrafią i biorąc pod uwagę zmieniające się systemy organizacji i zarządzania firmami – po prostu nie potrafią. Obaj nigdy dłużej nie pracowali w normalnej firmie i na normalnych stanowiskach - gdzie rozlicza się za wyniki i efekty, nie byli szefami ani pracownikami – ale zasiadali w komisjach zakładowych, a co za tym dalej idzie: nie doświadczyli tego co ludzie dla których chcą być autorytetami. Od zawsze funkcjonowali na etatach związkowych lub politycznych, a rynek pracy, struktury firm oraz sposób zarządzania nimi, przeszedł w ostatnich kilku latach „rewolucję kopernikańską”, która powoduje iż ludzie pokroju „starych-nowych” władz związku wyglądają w pierwszej lepszej korporacji międzynarodowej w regionie jak Amisze w Nowym Jorku. „Czuję się dowartościowany, bo mnie wybrano, ale dowartościowani zostali też moi współpracownicy, bo zostali wybrani” – to komentarz tuż po wyborze, a drugi warto pozostawić bez reakcji: „Wojewoda Jerzy Ostrouch także nam pomaga, choć nie mogę powiedzieć w jaki sposób”. Nam” czyli „komu” ? Jeśli jest tak dobrze i wręcz wzorowo – inaczej niż w kraju – to może gorzowska „Solidarność” pomoże  wojewodzie  Jerzemu Ostrouchowi, a co za tym dalej idzie: wróci do rozmów z nim w ramach Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego ? Nie wróci, bo to tylko „cyrk” w którym chodzi o posady – tą rządową u Donalda Tuska oraz te związkowe na trzy lata. A pracownicy ? W wielu zakładach mamy dużo problemów i musimy z pracodawcami spierać się o sprawy, które należą się pracownikom, stąd bardzo często składamy pozwy do sądów” – powiedział Porwich. Amisze mają się dobrze, a świat idzie do przodu. Związki na Powązki ...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...