Jaki biznes i biznesmeni
- takie standardy. Jaka wiarygodność imprezy - takie jej efekty. Nic nie trwa
wiecznie, a kiedy idea od początku podszyta jest hipokryzją, nie do końca
czystymi intencjami oraz zwykłym „parciem
na szkło”, to nie ma co się dziwić, że beneficjenci „szczodrości gorzowskiego biznesu” zostają na lodzie...
...a organizatorzy Balu Charytatywnego Stali Gorzów – nie
wyłączając z tego prezesa honorowego klubu Władysława
Komarnickiego - stają się pionierami nowego zjawiska społecznego o
wdzięcznej nazwie „bańka charytatywna”.
Analogia do „bańki spekulacyjnej”
jest jak najbardziej uzasadniona – to
stan rynku w którym cena dóbr znacznie przekracza ich wartość, co po jakimś
czasie doprowadza do załamania się mechanizmu i krachu. Nie inaczej z gorzowską
„bańką charytatywną” – wartość
ogłoszonych w mediach środków z licytacji od początku jest lipna i pod
publiczkę, medialny przekaz zostaje zweryfikowany i następuje krach autorytetu
tych, którzy opowiadali dyrdymały. Inaczej
mówiąc - kołtuńska recepta na medialny sukces w Gorzowie jest prosta: zorganizować
bal lub wziąć udział w licytacji w której nie płaci się od razu, pokazać buzię w
telewizji w charakterze „dobrodzieja”
i „łaskawcy”, a następnie wypiąć się
do całości tylnią częścią ciała. „Cała ta
zbiórka jest przykładem niewiarygodnej bezczelności, gdy ogłasza się iż zebrano
240 tysięcy złotych, miesiąc później wręcza się publicznie czeki jako
potwierdzenie iż te pieniądze za moment wpłyną, po czym po kilku miesiącach
okazuje się iż z kwoty blisko 240 tysięcy przekazano tylko 40 tys.” –
podsumowuje sprawę samorządowiec, prawnik i b. prezes „Stali Gorzów” Jerzy Synowiec. „Jaka w tym wina Władysława Komarnickiego?” – dopytywał w Radiu
Gorzów red. Piotr Bednarek. „Jakich ludzi on sprasza na tą imprezę ? Po
drugie: człowiek honorowy jeśli wyciąga publicznie czeki bez pokrycia, to
powinien te środku uregulować z własnej kieszeni. I tak sobie wyobrażam, że
zrobi to organizator. Jeśli czeki nie mają pokrycia to organizator powinien
wyciągnąć pieniądze z własnej kieszeni lub wskazać osoby, które brały udział w
licytacji – jedli, pili i bawili się przy Bayer Full, a potem nie zapłacili”
– słusznie irytuje się Synowiec. „Każda złotówka jest
dla nas bardzo cenna, a także pilnowana i rozliczana” – mówił 17 lutego br.
podczas konferencji prasowej W. Komarnicki. Już na samym balu, zaraz po
ogłoszeniu wyników licytacji, cieszył się także dyrektor Hospicjum Marek Lewandowski: „Widać, że licytujący się
przy tym biciu kolejnych rekordów dobrze bawią, a beneficjenci balu tylko na
tym zyskują”, choć 19 maja br. – a wiec kilka
miesięcy po imprezie – jego entuzjazm jakby osłabł. „Mamy pieniądze tylko z tych firm,
które musiały z nami podpisać darowizny” – mówił w Radiu Gorzów. Co na to organizatorzy ? „Czekamy aż wszyscy darczyńcy wpłacą
zadeklarowane pieniądze. Wydaje się, ze najsensowniejszym będzie przekazywanie
tego co już jest. Nie ma sensu czekać na całość, bo możemy się nie doczekać”
– odpowiedział 19 maja br. bogu ducha winny prezes „Stali” Ireneusz Zmora, co nijak się ma do tego co 18 marca br. mówił na
konferencji jego poprzednik W. Komarnicki: „To są czeki, które
pozwalają z dużym optymizmem patrzeć na potrzeby. Wszystkich co do złotówki
poinformujemy o pełnym rozliczeniu w najbliższych dniach. Cała dokumentacja
znajduje się w klubie. Każdy darczyńca może przyjść i sprawdzić, czy jego
złotówka została dobrze ulokowana”. Nic dodać i nic ująć, ale trudno nie zgodzić się z tezą wielu, że przebieg imprezy oraz procesu
wpłacania środków za udział w licytacji na Balu Charytatywnym Stali Gorzów jest
gorszy – autor wie co pisze - niż relacje pomiędzy klientem, a prostytutką. W
ostatnim przypadku zapłata za usługę jest zawsze, a w tym pierwszym, okazało
się iż ktoś „dał tyłka”, ale
całkowicie za darmo: błysnął na imprezie, wykorzystał i dobrze się zabawił, ale
pieniędzy nie przekazał. Jest też inna wersja – prezes Komarnicki nie jest tym
„wykorzystanym”, ale tym który „wykorzystał” – dziennikarzy, opinię
publiczną, a w ostatecznym rozrachunku potencjalnych beneficjentów „zbiórki”, bo coś jednak nie gra. „Stal Gorzów jest marką, którą się
posługujemy(…). To największa ikona w mieście” – perorował po balu prezes
honorowy klubu. „Cała ta impreza
to humbug, plotka i ośmiesza ona ideę oraz organizatorów” – konstatuje mec.
Synowiec. Będzie jak zawsze: "Ja Władysław zebrałem", ale "Oni przedsiębiorcy nie wpłacili" ...