Przejdź do głównej zawartości

Akademia Gorzowska: utopia czy uczelnia na siłę ?

Ciagnąca się latami epopeja z Akademią Gorzowską, to żenujący spektakl o tym, jak ludziom na pozór mądrym i formalnie wykształconym, udało się poważny temat zamienić w karykaturę dyskusji. Można odnieść wrażenie, że gorzowski „odpust ku czci Jakuba z Paradyża” trwa w najlepsze, jego uczestnicy dobrze się bawią za pieniądze podatników, ale brakuje Andersenowskiego dziecka, które oznajmi wszystkim wszem i wobec: „Królowa jest naga”...

...choć w przestrzeni publicznej wierzga nogami, jakby zaplątała się w rektorskiej todze, a w dodatku pomyliła wyższą uczelnię z planem filmowym „Seksmisji”.

Najpierw pytanie: czy budowa stadionu żużlowego w Krakowie spowoduje, że to miasto stanie się stolicą speedway'a ?

Odpowiedź jest oczywista: raczej nie.

PUŚCIĆ Z DYMEM DOKONANIA AWF

Nie ma wątpliwości, że pod względem liczby fałszywcyh poz, cynicznie formułowanych trosk oraz werbalnych piruetów – rektor PWSzZ Elżbieta Skorupska – Raczyńska, już dzisiaj wyprzedziła kardynałów czyhających na argentyńskiego papieża. Choć profesorskie gronostaje to nie to samo co purpura, wciąż wierzy w biały dym – a dokładniej w puszczenie z dymem dokonań gorzowskiego wydziału Akademii Wychowania Fizycznego.
              
         Zdumiewające, że trzeba było plenarnego posiedzenia regionalnego sejmiku, by już nie tylko w Gorzowie, ale także w Zielonej Górze, dowiedziano się o tym iż wieloletnie zaniedbania w zakresie powołania Akademii Gorzowskiej, to nie problem administracyjny, ani nawet polityczny czy instytucjonalny, ale psychiatryczny.

Oświadczam, że PWSZ podtrzymuje deklarację o włączeniu w struktury PWSZ wydziału zamiejscowego Akademii Wychowania Fizycznego” – prowokacyjnie oznajmiła podczas dzisiejszej sesji Sejmiku Województwa Lubuskiego rektor Raczyńska.

Reakcja była szybka i uzasadniona, a głos zabrał sam rektor AWF prof. Jerzy Smorawiński: „Chcemy akademii, ale prawidłową drogą jest ustawa sejmowa. Uczelnia powinna być budowana na jednostce, która ma uprawnienia do doktoryzowania, a my mamy. Byliśmy pierwszą jednostką niosącą edukację wyższą w Gorzowie. Przejście wydziału o prawach akademickich do PWSZ spowoduje utratę uprawnień do doktoryzowania”.

NAPRAWIŁA SZPITAL, TO MOŻE POMOŻE W SPRAWIE UCZELNI ?

Tym samym opera mydlana pt. „Powołanie Akademii Gorzowskiej” przybrała wymiar ogólnoregionalny, a co za tym dalej idzie, jasnym się stało, że jeśli kiedykolwiek poważna uczelnia wyższa w Gorzowie powstanie, to nie dzięki politykom i „elitom naukowym” z północy, lecz z południa. Ci pierwsi mają w temacie do powiedzenia tyle, co eunuchy w procesie prokreacji: sporo chęci, jeszcze więcej przechwałek i zapowiedzi, ale instrumentarium im brak.

 Gorzowskie elity polityczne i naukowe, to w tym konkretnym temacie - chór głuchych, piłkarska drużyna „beznogich”, szczypioniści z ogipsowanymi rękami oraz „ptasi klucz” z zagrodowych kurczaków i kaczek.

Pokaz takich umiejętnosci zaprezentowała posłanka PO z Gorzowa Krystyna Sibińska, zapewniając iż utracenie przez AWF głównego atutu na rzecz powołania Akademii Gorzowskiej – prawa do doktoryzowania, to żaden problem.

 „Kłócimy sie o to, kto ma być dowodzącym w tym procesie(...).Są możliwości poprzez łączenie PWSZ i AWF. Fakt, że w ten sposób utracone zostaną uprawnienia do doktoryzowania, ale ministerstwo zapewniło, że będzie zielone światło, by te uprawnienia zostały szybko odtworzone” – powiedziała poseł Sibińska, której polityczna moc sprawcza nie jest większa niż stróża w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a pamiętliwi mogliby jej przypomnieć inne deklaracje z podpieraniem się tekstami typu „ministerstwo zapewnia”: w sparwie remontu gorzowskiej estakady kolejowej  czy w kwestii środków w ramach „Planu Transportowego”.

Jeśli chodzi o konstatacje przewodniczacej gorzowskich struktur Platformy Obywatelskiej, lepiej być ostrożnym i pod żadnym pozorem jej nie ufać.

Tu – mimo kontrowersyjności tego stwierdzenia – bardziej rzetelnie brzmią zapowiedzi marszałek Elżbiety Polak oraz senator Heleny Hatki.

Pierwsza wbrew wszystkim zrestruktyzowała gorzowski szpital, biorąc na siebie ryzyko niepowodzenia całej operacji – choć poseł Sibińska żadała w tym samym czasie „wyjaśnień” – a druga stworzyła w powstającym województwie lubuskim podwaliny pod cały system służby zdrowia, czym była Lubuska Regionalna Kasa Chorych.

O co w tej sprawie tak naprawdę chodzi? (...)Jeśli nie zrobimy czegoś konstruktywnego w tym temacie, to ktoś będzie miał w przyszłości grzech zaniechania”- perorowała dzisiaj w Zielonej Górze senator Hatka.

Mamy realny wpływ na zmiany w Gorzowie (...). Mamy niż demograficzny i w tym kontekście łączenie uczelni jest akceptowane przez ministerstwo. Oczywiście, to musi być autonomiczna decyzja władz uczelni, my możemy ją jednak wspierać” – to już opinia marszałek Polak.

           Wnioski ? Partnerów do działań w sprawie powołania Akademii Gorzowskiej nie należy szukać na północy, ale na południu – w końcu nawet Chińska Republika Ludowa inwestuje w Afryce, by mieć dobra naturalne oraz  „prawdziwych murzynów”.

AKADEMIA DLA ZAINTERSOWANYCH I BIEDNYCH ?

Apetyt na dyskusję o akademickości Gorzowa był wyostrzony kilka lat temu, gdy głód poważnej uczelni na północy województwa był planem na rozwój subregionu, a nie – jak to ma miejsce obecnie – wyborczym manifestem partii politycznych oraz postulatem „związku zawodowego nauczycieli PWSzZ”. Dzisiaj, po latach politycznych „obiecanek cacanek”, to projekt mocno spóźniony – a co za tym dalej idzie: zdezaktualizowany, by nie stwierdzić, że zdeprecjonowany niezrozumiałą postawą polityków oraz władz Państwowej Wyższej Szkoły zawodowej.

A może cały projekt jest już wręcz niepotrzebny ?

Można bowiem zaryzykować tezę, że dla gorzowskich środowisk „politycznych” i „naukowych”, podnoszenie postulatu połączenia dwóch uczelni i powołania akademii, jest tym samym, co dla górników postulat utrzymywania nierentownych kopalni: węgla z tego nie będzie, koszty będą duże, a radość mieć będą nieliczni.

Skoro Gorzów jest miastem przemysłowym, a Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa nie zdała w tym segmencie egzaminu, to może lepiej inwestować w Centrum Edukacji Zawodowej, aniżeli w uczelnię dla nielicznych, ale z ambitną kadrą naukową, która po studiach wróciła do miasta i teraz obawia się utraty pracy.

Jeśli jedyną ambicją akademickich „bajkopisarzy” są kolorowe pochody w pelerynach z gronostajami, to sensowniej będzie zainwestować miejskie i wojewódzkie pieniądze w doroczne pochody przebierańców: koszty mniejsze, a splendor i ogólnopolski rozgłos większe niż pozycja PWSzZ na mapie uczelni wyższych.

Nie byłoby też tak druzgocących opinii na temat uczelni, jak ta sformułowana przez ekswykładowcę – którego PWSzZ pozbył się z powodu zawyżania poziomu – Wojciecha Wyszogrodzkiego.

 „Tolerowanie nieuctwa, cwaniactwa i kombinatorstwa jest haniebne dla uczelni i nieuczciwe wobec większości studentów. Chciałem zajmować się rozwojem moich studentów, a nie pilnować, by nie robiono ze mnie idioty i pośmiewiska. Znam argumenty o subwencji ciągnącej się za studentem i niżu demograficznym. Uważam jednak, że na uczelni może być biednie, byle było uczciwie” - pisał w 2013 roku Wyszogrodzki.

Zdolni i tak wyjadą, bo E. Raczyńska – Skorupska nigdy nie będzie prof. Jerzym Bralczykiem, a dr Piotr Klatta - swoimi przaśnymi diagnozami - nawet nie zbliży się do poziomu dr Jarosława Flisa czy nawet dr Marka Migalskiego. To nie zarzut i chęć odebrania komuś kompetencji, ale opinia i suchy fakt.

Kiedy na polskich uczelniach brakuje pieniędzy dla naukowców – w Gorzowie brakuje naukowców, którym takie pieniądze można by przekazać na konstruktywną działalność. Efekt jest taki, że wyższa uczelnia o profilu zawodowym stała się koedukacyjnym seminarium duchownym, a na rynek wysyłani są utytułowani kandydaci na bezrobotnych.

Nawet gdyby się starali, to akademickość to nie budynki, ani nawet tytuły naukowe wykładowców, lecz klimat i środowisko, którego w Gorzowie od wielu lat już nie ma, a prężąca muskuły Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa jest w stanie zorganizować atmosferę rekolekcji, ale nie ostrych i merytorycznych dyskusji.

Przykład idzie z góry i nie ma się czemu dziwić, że rektor PWSzZ E.  Skorupska-Raczyńska nie może się porozumieć z inteligentnym, wymagającym oraz kulturalnie obytym rektorem AWF Jerzym Smorawińskim.

„Uczelnia z Teatralnej nie pełni żadnej roli kulturotwórczej w mieście(...). wszyscy rektorzy pochodzą z wydziału humanistycznego, ale nie pamiętam nikogo ani na premierze w teatrze, ani na koncercie w filharmonii czy wernisażu” – to publiczna opinia wykładowcy W. Wyszogrodzkiego.

NIE SĄ PARTNERAMI BO SĄ MALI I NIE PODNIECAJĄ...

Patrząc na wieloletnią „niepełnosprawność” gorzowskich polityków, dzisiaj jest oczywistym, że bez zaangażowania, determinacji i dalekowzroczności Kazimierza Marcinkiewicza, nie byłoby w Gorzowie nawet PWSzZ-u.

On jeden – czesto niczym cervantesowski Don Kichotwalcząc z wiatrakami” - był dla rozmówców partnerem większym i ważniejszym, niż kolejne tuziny parlamentarzystów oraz dziesiątki radnych i partyjnych działaczy.

Tak ważne dyskusje powinny emocjonować, ekscytować, a nawet podniecać – bo to jest sedno akademickości, skąd wzięło się powiedzenie: akademickie dyskusje.

„Zakon” wszystko zepsuł, a stroną i jej stronnikami w dyskusji są kobiety. Tu oceny są subiektywne, ale nie ma w lubuskich winnicach takiej ilości wina, by bez inteligencji mogły kogokolwiek podniecić.


A przecież inteligencja, to najlepszy afrodyzjak ...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...