Należałoby rozliczanie nowej władzy rozpocząć od analizy twardych
faktów – a więc zaprezentowanych przez nią konkretów, propozycji i rozwiązań,
ale tu nigdzie nie ma twardej powierzchni – jest lepkie bajoro przaśnego picu, radosnego
bajeru oraz życzeniowego myślenia: „Jakoś to będzie”. Więcej zatem
dowiedzieć się można od tego co przegrał, niż tego co wygrał...
...a teraz bawi się miastem niczym prowincjonalny amant obecnością na
prawdziwych salonach. Był uosobieniem sukcesu dla 60 procent głosujących „na złość”, „z nudów”, „na przekór” lub „dla jaj”, bo słabo
zorientowani w sprawach ważnych i mądrych, lubią patrzeć, jak kariery robią
podobni do nich.
Wiara, że młodość prezydenta Jacka Wójcickiego rozwiąże
wszystkie problemy, to wyborcze złudzenie. Im dalej od 16 listopada, tym obraz
jest bardziej rozmyty, a perspektywy dla miasta niejasne.
Przyklejeni do radiowych odbiorników, wpatrzeni w internetowe portale –
tudzież wahając się przed podtarciem tyłka „Gazetą Zielonogórską” – mieszkańcy szukają informacji o prezydenckich
planach. Znaleźć coś nowego – to wyczyn. Doszukać się czegoś rewolucyjnego na
miarę miasta aspirującego do konkurowania z Zieloną Górą – to jak przyłożyć oko
do kurnika, a zobaczyć sceny z „50 twarzy Greya”.
Tego nie zagwarantuje żaden
kurczak i najbardziej jurny kogut – nawet jeśli jest z Deszczna...
Kontrowersje budzi nowa struktura organizacyjna Urzędu Miejskiego. Pod
powierzchnią formalnej reorganizacji kryje się bowiem plemienna mądrość: kto
nie nasz lub więcej od nas rozumie, ten naszym wrogiem. Rwandyjskim bojownikom
Hutu do identyfikacji „nie swojego” potrzebny był płaski nos Tutsi, a Ludziom dla Miasta wystarczy
współpraca z eksprezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem.
Jak pokazała przaśna forma wręczania wypowiedzeń miejskim dyrektorom,
nie było w działaniu prezydenta Wójcickiego empatii i współodczuwania, ale
zwykła chęć wyeliminowania tych, co wiedzą i rozumieją więcej. Cieszyć się
tylko trzeba, że - w tym kontekście – nie zlikwidowano urzędu w ogóle.
„To jest największa czystka, która dotknęła
pracowników samorządowych od 1990 roku. Zwolnieni ludzie nie zasłużyli na takie
potraktowanie. To jest typowy przykład działania typu: nie mam nic do
zaproponowania, to zrobię reorganizację” – uważa były
włodarz Tadeusz Jędrzejczak, a miejscy urzędnicy sami są sobie winni, bo
powinni wiedzieć, że dopóki miastem rządził prezydent – to garnitury, wyszukane
słowa oraz samodzielność były na topie, a odkąd miastem rządzi wójt – lepiej się
nie wychylać, a wystarczyć powinny skromne gumowce oraz konstatacja: „Tak, oczywiście, panie
prezydencie! Jak zawsze ma pan rację”.
Wielu urzędników dało się zwieść myśleniu, ze niewinny młodzieniec z wyborczych
plakatów, to „cudowne dziecko gorzowskiej polityki”, ale dziś poza dyskusją jest to, że w kwestiach personalnych, to „baby face hitman” – co w prostym tłumaczeniuna znaczy: morderca o
twarzy dziecka.
Formalnie wszystko trzyma się kupy, ale na odległość bardzo
śmierdzącej. Mocno podkreślił to dzisiaj w swojej rozmowie z red. Bogdanem
Sadowskim były prezydent T.
Jędrzejczak.
„Województwo lubuskie powstawało na dwóch
osiach: Gorzowie i Zielonej Górze. Cała moja szesnastoletnia działalność była
oparta na tym, że mieliśmy wygrać konkurencję pomiędzy Zieloną Górą. Przegramy tą konkurencję. Nowa
władza ma inne ambicje. Środki finansowe oraz planowane inwestycje zostaną
zarzucone, a skoro tak, to róbmy sobie miasto powiatowe, a prezydent Wójcicki niech
po nim jeździ i wozi pasażerów na imprezy walentynkowe. Będzie bardzo
sympatycznie i bardzo miło” – powiedział.
Przy okazji ujawnił to, co sprzyjający
prezydentowi J. Wójcickiemu dziennikarze wolą na tą chwilę pomijać – ubiegłoroczna awantura o dodatkowe przejazdy do Deszczna – na której
Gorzów stracił 109 tysięcy złotych - była zwykłym picem na koszt mieszkańców.
„Miasto nie chce współpracować, a my chcemy płacić całość kosztów, bo mamy
na to 2,5 miliona złotych” –mówił w 2014 roku wójt Wójcicki.
Tymczasem jego następca Paweł Tymszan uważa inaczej i zwrócił
się do gorzowskiego magistratu z wnioskiem o zmniejszenie liczby przejazdów.
„W ostatnich latach
zajmował się tylko prowadzeniem kampanii wyborczej. Pani skarbnik deklarowała,
że są pieniądze w gminie Deszczno na dodatkowe przejazdy, a teraz doowiadujemy
się, że gminy na to nie stać” – puentuje Jędrzejczak, dodając uwagę od siebie: „Kiedyś prezydent zajmował się miastem, a nie jeżdżeniem autobusem i
dowożeniem pasażerów na walentynkową imprezę”...
Były włodarz miasta, zresztą jak wielu
dziennikarzy i obserwatorów życia publicznego, raczej nie zorientował się iż
prezydent Wójcicki „pajacował” w Walentynki nie dla mieszkańców, ale dla swojej
narzeczonej Aliny Czyżewskiej.
„Z Jackiem jesteśmy od dawna” – skonstatowała jakiś czas temu na portalu
społecznościowym.
Wiec prezydent ma dziewczynę. To
dobrze ...