Ideowcy twierdzą, że jako jedyny rozumie na czym polega służba publiczna,
pragmatycy – że jest oderwany od rzeczywistości. Jeszcze niedawno był świeżo pozyskaną
„wisienką” na platformerskim „torcie”, ale wykwintne dodatki – nawet jeśli są najwyższej jakości i wybitnie
smaczne – nie zawsze pasują do całości. Kiedy masa tortowa jest zrobiona z „półproduktów”, to naturalna „wisienka” po wstępnej konsumpcji może
zostać wypluta ...
Nic tak nie doświadcza polityka, jak wyborcza porażka, a później
wieloletnie oczekiwanie na polityczny „comeback”. Doświadczenie i nauka pokory są tym większe, im ważniejszą i
bardziej eksponowaną funkcję pełniło się przed odejściem w niebyt.
CHCIAŁBY BYĆ TYM JEDYNYM, A
JEST JEDNYM Z BARDZO WIELU
Poza dyskusją, były przewodniczący klubu parlamentarnego współrządzącej
Polską Unii Wolności Jerzy Wierchowicz zaszedł daleko, a jeśli przyjąć
iż premierostwo Kazimierza Marcinkiewicza było plastikowe i na niewiele
rzeczy w państwie miał wpływ bez zgody prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego,
to J. Wierchowicz dotknął spraw najważniejszych dla funkcjonowania kraju, a
przy tym do dzisiaj ma wielu wpływowych przyjaciół z którymi łączy go więcej
niż wspomnienia.
Teraz walczy o szansę na powrót do wielkiej polityki. Chociaż wiedzą,
doświadczeniem oraz kompetencjami nie ustępuje w regionie nikomu, zaczyna nie
pasować do całości, a także obowiązującego modelu, gdzie forma jest ważniejsza
niż treść.
Inna sprawa, że sam zapomniał iż
nie jest już tym jedynym oraz nieomylnym, ale jednym z bardzo wielu, gdzie „omylni” - z wadami, są bardziej w cenie niż „nieomylni” – bez wad, bo dzięki temu nie będą się w przyszłości
stawiać.
I dlatego „stawiania się” unika jak ognia, właściwie potwierdzając tym, że jest tym „jedynym”...
Nie szukając daleko, zabrał głos w sprawie powołania wojewody
lubuskiego. „Znowu wraca wiekopomna, jakże mądra teza, że musi być z północy czyli z
Gorzowa (...).Nieważne więc czy mądry, czy wykształcony, czy kompetentny, ważne
byle był nasz. Pogląd absurdalny” – stwierdził 29 stycznia br., a gdy
nominację otrzymała Katarzyna Osos -
osoba bez doświadczenia i bez głoszonej przez niego od lat 90-ych „mądrości”, po prostu skulił ogon pod
siebie.
„Ę” i „Ą” ORAZ DOŻYWOTNIE TYTUŁY
Od zawsze wywoływał emocje. Przez
jednych szanowany za inteligencję, trzymanie fasonu oraz podwyższonych
standardów, a u innych budzi dużą niechęć z racji wyniosłości oraz wypowiedzi w stylu „ę” i „ą”.
„Nie zapomnę jak zwróciłem się do niego na
stadionie per <panie radny>, a on odpowiedział mi, ze tytuł posła
zachowuje się dożywotnio” – mówi gorzowski przedsiębiorca i uczestnik życia
publicznego w latach 90-ych, który na co dzień z J. Wierchowiczem jest „na ty”.
Tego typu wypowiedzi, to efekt jego oporów przed politycznym
fraternizowaniem się i skracaniem dystansów, które 15 lat temu były pomiędzy
zwykłym mieszkańcem, a ważnym politykiem nie do pomyslenia, a dzisiaj są wręcz
wzynacznikiem politycznych predyspozycji.
„Najmądrzejszy, najpiekniejszy i wszystko wiedzący. Jerzy Wierchowicz to
cała Unia Wolności: wie wszystko najlepiej i nie należy mu się sprzeciwiać” – pisał o Wierchowiczu w 1997 roku w „Pulsie Gorzowa” dzisiejszy
lider gorzowskiej „Solidarności” Jarosław Porwich.
Z tych samych powodów nie rozumieją go media, bo dla pielęgnująch
intelektualną powierzchowność dziennikarzy, jest po prostu „dziwolągiem” lub kimś w rodzaju „przybysza z innej planety”.
Dorównywała mu niegdyś nestorka wolnego dziennikarstwa Grażyna
Pytlak w Radiu „GO”, później Zbigniew Bodnar w Radiu Zachód, ale
dzisiaj jedynym, który mógłby z nim publicznie konwersować na równym poziomie
zrozumienia tematów – inaczej niż tylko przez pryzmat „kto i kogo” lub „kto komu” – jest tylko red. Andrzej Pierzchała.
Inna sprawa, że wcale nie przysparza
mu to sympatyków.
PRZYPADEK
JERZEGO W.
Typowa dla inteligentów z dawnej Unii
Wolności maniera ogłaszania swoich opinii i poglądów w sposób przesadnie
podkreślający ich wyższość moralną lub intelektualną, to przyczyna jego „politycznej banicji”, a odpowiednika takich postaw można by upatrywać
tylko w eksprezydencie i senatorze Henryku Macieju Woźniaku.
„Heniu to przy Wierchowiczu <swój chłop>
i człowiek dostępny jak mało kto” – mówi jeden z działaczy gorzowskiej Platformy
Obywatelskiej.
Jego publiczna publicystyka zdaje się powyższe potwierdzać i nie zagłębiając
się w treść, wystarczy przytoczyć kilka
tytułów jego ornamentowanej podkreślaniem swojej wyższości publicystyki.
„Przypadek Wojciecha J” – to o generale Wojciechu Jaruzelskim, „Przypadek Mariusza T” – to już w obronie przed osadzeniem w zakładzie
zamkniętym Mariusza Trynkiewicza, „Przypadek Romana P” – rzecz o Romanie Polańskim, „Przypadek Pawła P” – wspomnienia przyjaźni z Pawłem Piskorskim czy
wreszcie „Przypadek p.O” – jakby w obronie marginalizowanego Wojciecha
Olejniczaka z SLD.
Gdyby pochować kalendarze,
wyłączyć radio, telewizję oraz internet, a potem odtworzyć jego wypowiedzi,
można by pomysleć, że czas się zatrzymał, a on wciąż obraca się w gronie Bronisława
Geremka, Jacka Kuronia oraz Tadeusza Mazowieckiego. „Rzecz w tym by nie być tanim
populistą, klakierem, politykiem plastikowym, bez charakteru i idei” – pisał 26 marca 2014 roku na portalu echogorzowa.pl
OSTATNI POLITYK W ERZE KOŃCA
POLITYKI
Problem w tym, że „lepsze już było”, a jego samego – tu za Francisem Fukuyamą i jego książką „Koniec człowieka” – śmiało można określić mianem „ostatniego polityka”. Ideowcy i weterani Unii
Demokratycznej oraz Unii Wolności mają go za politycznego „Mojżesza”, który zdaje sobie sprawę czym jest służba publiczna,
pragmatycy – za oderwanego od rzeczywistości „filozofa” i „bufona”.
Mylą się jednak ci, którzy sądzą iż w swoim teoretyzowaniu „odleciał” i pozbawiony jest umiejętności grania, rozprowadzania
oraz przesuwania „figur na szachownicy”. Potwierdzają to jego nowi koledzy z Platformy Obywatelskiej.
„Uskrzydlony wynikiem wyborów samorządowych w
mieście i regionie zakomunikował, że powinien teraz zostać szefem partii w
mieście, chociaż wybory odbędą się za kilka miesięcy, a jego celem jest
przywództwo w regionalnej Platformie Obywatelskiej” – mówi ważny polityk z Gorzowa. Tym samym podkreśla, że trudno mu
było odmówić racji, gdy podkreślał, że: „Gorzów powinien wrócić do centrum regionalnej polityki”.
Tyle teorii, bo z praktyką będzie gorzej. Dzisiejsza polityka mocno
różni się od tej, którą z czasów swojej świetności znał Wierchowicz.
Wtedy bycie politykiem było wyznacznikiem wyższego statusu oraz
przynależności do elity, a dzisiaj jest czesto profesją dla życiowych
nieudaczników, wiecznych działaczy, zakompleksionych ludzi biznesowego sukcesu
i nadmuchanych medialnym rozgłosem „laleczek”.
Owszem, nie brakuje wśród polskich oraz lubuskich posłów, senatorów i
polityków ludzi z dorobkiem oraz „czujących
państwo”, ale w swoim przeintelektualizowaniu kończą często
jako naiwniacy – jak to się stało z Krzysztofem Piesiewiczem, Janem
Rokitą czy Bratłomiejem Sienkiewiczem, albo w eksponowaniu lansu i
dostosowywaniu się do współczesności idą krok za daleko – kompromitując się jak
K. Marcinkiewicz.
CO TERAZ Z JEGO PRZYSZŁOSCIĄ ?
Najbardziej
kuriozalne jest to, że o ile wyborcy moga się mylić – bo w całej swej większości są imbecylami dla których problemem jest
„rozpracowanie” rozkładu jazdy autobusów – to już gremia
partyjne powinny stawiać na najlepszych i powinno im zależeć na tym, by posłami
i senatorami byli ludzie potrafiący coś więcej, niż się tylko usmiechać do
kamery.
I tu właśnie „leży pies pogrzebany”, bo J. Wierchowicz nie jest dziś nikomu i do niczego
potrzebny.
W początkowym zamyśle miał być
przeciwwagą, a właściwie elementem zamiany na liście wyborczej za posła Witolda
Pahla, ale wielu członków władz regionalnych PO głośno podkreśla, że ten
ostatni merytorycznie robi swoje, a Wierchowicza interesuje liderowanie i w
podkreślaniu tego nie przebiera w środkach – artykułując swoją znajomość i
zażyłość z prezydentem Bronisławem Komorowskim.
„Lepszy pracujący jak mrówka w
Sejmie i mniej aktywny w mediach regionalnych Pahl, niż aspirujący do bycia
ministrem sprawiedliwości Wierchowicz. Jak o tym usłyszeliśmy, to z szacunkiem
dla jego wiedzy, ale jednak mocno się uśmiechnęliśmy” – mówi NW polityk PO.
Teoretycznie mógłby liczyć na wsparcie marszałek Elżbiety Polak
z którą łączy go stara znajomość z Unii Wolności, ale jeśli założyć, że i ona
sama „walczy o zaufanie” – ktore kruszy się z każdą jej wizytą w Pałacu Prezydenckim – może liczyć
co najwyżej na jej dobre słowo w stosunku do innych przedstawicieli władz
regionalnych partii, którzy wiszą na sznurku podległości administracyjnej.
Pewne jest jedno, że liderskie aspiracje J. Wierchowicza do
przewodniczącej Bożenny Bukiewicz dotarły, a to nie wróży mu dobrze.
Kluczem może być stara znajomość z prezydentem Komorowskim, ale
wymuszone miejsce na liście to nie wszystko – trzeba mieć jeszcze ludzi, którzy
będą chcieli robić kampanię wyborczą. I tu pojawia się kolejny problem, a gorzowska PO już pokazała w
wyborach do Parlamentu Europejskiego, że potrafi pomagać innym kandydatom, niż ci narzuceni przez centralę.