Przejdź do głównej zawartości

Co z Jacusiem ? Mniej PR-u, więcej "picu" i duża niewiadoma...

Sztucznie kreowano go na symbol szybkich zmian i nowego otwarcia w mieście, ale po 63 dniach urzędowania gołym okiem widać, że po władzę szedł bez przygotowania i jakiejkolwiek wizji. Po opłaceniu kampanijnych rachunków, nie ma do zaoferowania nawet PR-owskich zagrywek. Wielu widziało w nim gorzowską „Arkę Noego”, ale dzisiaj przypomina ociążałego „Titanica” ...

... gdzie wszyscy się dobrze bawią, chociaż stojący w przeszłości na kapitańskim mostku, doskonale wiedzą iż katastrofa przy takim zarządzaniu może się wydarzyć.

A przeciez nie musiało tak być. Mogłoby być inaczej - bo prezydent Jacek Wójcicki dał ludziom wielką nadzieję na iluzoryczne zmiany - ale mało kto wierzy, że jest w nim więcej umiejętności i strategicznego myślenia, niż w parówce prawdziwego mięsa.

Wiele do życzenia pozostawia sam sposób myslenia o mieście, co sprowadza się do dialogów wprost z „MisiaStanisława Tyma: „Nie ma Lądynu, jest Lądek Zdrój”. Parafrazując tą wypowiedź na użytek tekstu, nalezy sobie życzyć, by działania Wójcickiego nie przełożyły się w przyszłości na realia lokalne: „Nie ma Gorzowa, jest tylko Gorzówek”.

Dla wielu mieszkańców Gorzowa, mocno znudzonych 16 letnimi rządami prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, elekcja samorządowca bez poglądów – a więc nie wywołującego emocji, lecz tylko wreżenie – miała być szansą na coś nowego. Po części wyborcze obietnice zostały zrealizowane: zamiast twardej polityki oraz gospodarskiego sprawowania władzy – co wcale nie musiało być dla miasta w przeszłosci dobre - opinia publiczna została zarzucona „mixem” opowieści o składaniu w Gorzowie tramwajów z części, obniżaniu o połowę kosztów już rozpoczętych inwestycji oraz żużlowym „Grand Prix”, zamiast którego można by zrobić inna imprezę. „Trzeba sprawdzić komu ta imprezą nabijamy kabzę” – skonstatował w Radiuz Zachód Wójcicki.

Jedno trzeba Wójcickiemu oddać: półprawdami i niedopowiedzeniami posługuje się jak mistrz Adam Bałdych skrzypcami, wybitna dyrygentka Monika Wolińska batutą, a poddeszczniańskie „strażniczki runa leśnego” męskimi członkami.

 Przykład pierwszy z brzegu - zresztą mocno ilustrujący jakiego profilu człowiek rządzi obecnie miastem - kwestia przetargu na odwodnienie Gorzowa.

Pracujemy nad projektem odwodnienia Gorzowa. Opiewa na kwotę 60 milionów. Kiedy spostrzegliśmy z fachowcami na ten projekt jeszcze raz, to jest szansa, że ta inwestycja będzie zrobiona za połowę. Przetarg został wstrzymany! Gdzie jest sens i logika wydawania takich pieniędzy?” – powiedział 23 stycznia w Radiu Zachód prezydent J. Wójcicki, a Radio Gorzów słusznie opierając się na tej wypowiedzi podało: „Prezydent Gorzowa unieważnił przetarg na odwodnienie części miasta”.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dociekliwość radnych. Pod naporem ich pytań i wątpliwości, prezydent Wójcicki szybko pokazał, że „w picerstwie” – inaczej niż w zakresie wiedzy i kompetencji - jest nie do pokonania. „Ja w sposób jednoznaczny powiedziałem, ze maisto unieważniło przetarg. Miasto unieważnilo przetarg we wrześniu. Nie doprecyzowałem daty. Tak więc ten przetarg został unieważniony przez prezydenta Jędrzejczaka” – skonstatował podczas ostatniej sesji Rady Miasta.

Kiedy więc w „Jednej MinucieStanisława Lema obliczono, że w tak krótkim czasie ludzie odbywają 34,2 miliony stosunków seksualnych, wystrzeliwując przy tym 45 tysięcy litrów spermy, prezydent Gorzowa dokonał w jedną minutę niemożliwego: chlapnął, skłamał, a na dodatek spowodował iż będący w ciągłej „sraczce” gorzowscy dziennikarze wycofali się ze słów, których nie powiedzieli. „Nasza informacja sprzed kilku dni okazała się nieprecyzyjna” – ogłosiła stacja red. Piotra Bednarka.

To nie pierwsza taka sytuacja, gdy w ukryciu niekopmetencji pomaga Wójcickiemu parasol rozpięty nad nim przez media, ale i one szybko się zorientują iż jako „polityczny zając” powinien mieć „pazura” deszczniańskiego kurczaka, a nie długi nos Pinokia.

Nie inaczej było z podziałem środków na gorzowski sport, gdzie pieniądze rozdano – często z krzywdą dla wielu klubów – ale w celu uniknięcia otwartego konfliktu, prezydent dla pozoru ogłosił: „Powołam zespół”.

Nijak się to ma do haseł głoszonych przez jego „Ludzi dla Miasta” w trakcie kampanii wyborczej, gdzie głównym celem była dyskredytacja ówczesnego włodarza.

W związku z tym, że z tym wyzwaniem prezydent sobie ewidentnie nie poradził, to my wyszliśmy z inicjatywą, aby pokazać mu, jak to powinno wyglądać. Jak się robi prawdziwe konsultacje społeczne, jak się z ludźmi rozmawia” – mówiła 23 sierpnia obecna szefowa klubu radnych LdM Marta Bejnar Bejnarowicz, gdy na osiedlu Staszica zorganizowała pszenno-buraczany „cyrk” o którym sama już zapomniała.

Urząd Miasta jest dzisiaj jak muszla śmimaka, skąd Wójcicki wychyla różki, a potem swoją „sokratejską” buzię, tylko wtedy, gdy jego Ludzie dla Miasta i sponsorzy – ku uciesze tak sobie rozgarnietego elektoratu – zawołają: „Jacuś, Jacuś, wystaw rogi, damy ci kasy na PR-ogi”.

Kasy chyba brak – może zbierają na grzywnę za przekroczenie kampanijnych wydatków – a fachowcy od PR-u wyjechali. Doskonale widać to po jego profilach na Facebooku: ostatnie wpisy pochodzą z połowy grudnia.


Dzisiaj wytłumaczeniem tego wszystkiego może być tylko konstatacja Napoleona Bonaparte: „Rzadko się zdarza, by ludzie półwartościowi i mierni działali bez krętactw, gdy się ich dopuści do władzy”.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...