Nadzieja na
przeczekanie Wontora – aż poleci w Kosmos, zostanie wzięty swym wielkim ciałem do Nieba lub ktoś powierzy mu posadę ambasadora w Korei Północnej – jest
naiwna. Mało kto ma jednak głowę do tego, by rozumieć co mają w głowie gorzowscy oraz zielonogórscy działacze, optujący za
utrzymaniem „status quo” i dający pociagać
sobą przez Wontora, jak lalki w teatrze kukiełkowym z żyłką przymocowaną do
drewnianych główek. Brak zmian w lubuskim SLD będzie przekroczeniem rubikonu, a
zatem również początkiem końca partii, która ma w regionie piękną kartę wielu
dokonań jej prominentnych przedstawicieli...
...którzy byli marszałkami
województwa, prezydentami i burmistrzami miast, a nawet wiceministrami i
wicemarszałkami Senatu.
To jednak przeszłość, bo liderujący
lubuskiemu Sojuszowi Lewicy Demokratycznej Bogusław
Wontor jest odwrotnością mitycznego Króla
Midasa. Ten drugi, wszystko czego się dotknął zamieniał w złoto, a Wontor
wszystko zamienia w zgliszcza: tak było z potęgą i majątkiem ZSMP, pozycją
lewicy w Sejmiku Wojewódzkim i teraz z samą partią w dwóch największych
miastach regionu.
Była przez chwilę nadzieja na zmiany
podczas kwietniowych zjazdów w Gorzowie i Zielonej Górze, a także na tym
wojewódzkim, ale ostatecznie ambitni działacze wystraszyli się i wywieszą zapewne białą flagę. W Winnym Grodzie eksposeł skutecznie zmarginalizował przed zjazdem
ludzi Tomasza Nesterowicza, a w mieście nad Wartą upadł pomysł wymiany
nijakiego i posłusznego Wontorowi Macieja
Buszkiewicza na wyrazistego Leszka
Sokołowskiego.
Ten ostatni, to człowiek inteligentny
i niezwykle komunikatywny, a Buszkiewicz jest po prostu sympatyczny i niegroźny.
Pierwszy jest pełen energii i pomysłów – co mogłoby przyciągnąć do partii wielu
młodych ludzi – a drugi ma „charyzmę mopa”,
co pozwalało dotychczas Wontorowi „zamiatać
nim” każdą wewnątrzpartyjną krytykę pod zmurszałe dywany SLD-owskiej
siedziby przy Mostowej.
Nie inaczej w Zielonej Górze, gdzie Tomasz Nesterowicz cieszy się sympatią
mediów, środowisk naukowych i kulturalnych, a bracia Wontorowie nie są już
darzeni mirem nawet przez kelnerów ich ulubionego kasyna przy ulicy Chrobrego.
Zarówno Nesterowicz, jak i Sokołowski,
to ludzie tego samego pokolenia, którzy mają pomysły na przyszłość SLD w
czasach, gdy polityka i partie muszą być „cool”
i „trendy”, a nie „wicie rozumicie”. Te ostatnie z lubością
i sukcesami urzeczywistniają ludzie pokroju Wontora, czy Jana Kaczanowskiego, ale to sympatii lewicy nie przysparza.
Dla nich miarą wartości przyszłego
lidera struktur w mieście wojewódzkim jest bierność, mierność i wierność.
Szkoda, bo gorzowska i zielonogórska
lewica skarlała jak nigdzie indziej w Polsce. Był czas, że było to środowisko
wartościowe i to nie tylko ze względu na sprawowanie władzy w kraju, regionie i
miastach, lecz z powodu poziomu intelektualnego jego przedstawicieli. Było tak
wtedy, gdy mądry Andrzej Brachmański czy
Jan Kochanowski nie bał się mądrego Andrzeja Bocheńskiego, Tadeusza Jędrzejczaka, Edwarda Fedko czy Franciszka Wołowicza, a skończyło się, gdy w partii nastał czas
wycinania lepszych od siebie – od Janusza
Kubickiego, a na Filipie Gryko
kończąc.
Nawet jeśli przyszłym szefem
wojewódzkim SLD nie będzie Bogusław, lecz Tomasz
Wontor – lub ktoś równie mało samodzielny jak Dariusz Ejchart – elekcja ta będzie pierwszym krokiem do
politycznego grobu lewicy, która w Lubuskiem – a w Gorzowie szczególnie –
powinna posiadać swój bastion, a nie domek na politycznym piasku.
Gra jest więc ostateczna: albo
zwycięży na zjazdach tchórzowska strategia oparta na trawestacji na użytek lokalnej
polityki Heideggerowskiego bytu ku politycznej śmierci, albo zostaną
wyciągniete wnioski i lewica w regionie pełnym fabryk oraz najmniej
zarabiających w kraju pracowników, rozpocznie długi marsz ku nowemu.
To ostatnie wymaga zmiany liderów od Zielonej
Góry, przez Gorzów, a na innych powiatach kończąc, a to pierwsze będzie odpowiedzią
na wątpliwości Gottfrieda Leibniza: „Dlaczego istnieje coś, a nie istnieje nic”,
bo trwanie Wontora na stanowisku szefa partii jest potwierdzeniem, że „nic” może istnieć całkiem długo.
Może więc Partia Razem ?
To bardzo dobra oferta, podobnie jak
i ta w którą zaangażował się eksposeł Maciej
Mroczek, ale niemrawość tego środowiska w Lubuskiem, słabość organizacyjna
i bliskie zera umiejętności przebicia się w mediach, nie nastrajają
optymistycznie.
Ciekawym nabytkiem dla lewicowych
środowisk w regionie, a na pewno dla prezydenta Jacka Wójcickiego, może być nowa dyrektor w gorzowskim Ratuszu Hanna Gill-Piątek, która była w Łodzi liderką
lewicowej Krytyki Politycznej i znana jest jako charyzmatyczna oraz przebojowa
działaczka społeczna.