Problemem Gorzowa nie jest nadmiar śmiałych i dalekosiężnych wizji, ale
ich całkowity brak lub zastępowanie miejskich strategii, kalkami partyjnych
programów. Polityka już dawno wydrenowała z gorzowskich działaczy odwagę
myślenia oraz planowania daleko poza czubek własnego nosa. Jest nadmiar
bezmyślnych klakierów i niedobór wizjonerów, a zatem „Plan Wójcickiego” – nawet jeśli jest trochę „napompowany marketingiem” - przyjąć należy z życzliwością. Strategii
wiele można zarzucić, ale ponad wszelką wątpliwość jej rozmach, dalekozroczność
oraz sposób prezentacji, pierwszy raz od dłuższago czasu, dały wielu poczucie
iż w tym mieście jest jakaś wizja przyszłości...
![]() |
FOT. TELETOP. PL |
... bo to, co
z perspektywy nudnych przeciwników prezydenta Jacka Wójcickiego było zwykłą propagandą, w rzeczywistości okazało
się profesjonalnie zaprezentowaną wizją miasta, jakiego chcieliby wszyscy za
kilkanaście lat - inną niż posiadali poprzednicy, ale wcale nie gorszą.
„Musimy spojrzeć na miasto z perspektywy
wartości i zbudować trzon jego rozwoju” – mówił w Filharmonii Gorzowskiej
prezydent Wójcicki, tłumacząc się tym samym, że pierwszy rok urzędowania „był mało spektakularny, bo trzeba się było
przygotować na rozwój”.
Magia jego
słów w połączeniu ze scenografią była ogromna, ale na sali czuć było „feromony walki”, a gdy operator
przyciemnił światło, dostrzec można było białe zęby przeciwników. Gospodarczy
sen prezydenta Wójcickiego zamieni się bowiem w koszmar, jeśli lokalni politycy
nie zapomną na jakiś czas o wyborach w 2018 roku. On sam zdaje się naiwnie
wierzyć, że kokietując radnych wszystkich opcji i eksponując ich w reklamowych
materiałach, zapewni sobie spokój.
Tymczasem już
na samym poczatku popełnił „foux pas”,
bo mając szansę przejść do historii jako włodarz skuteczny, uległ tej samej
chorobie, co dwóch jego poprzedników, będąc przekonanym iż dzieje Gorzowa
rozpoczęły się w dniu w którym objął w
mieście władzę.
Mówiąc o wszystkich i o wszystkim, całkowicie
zapomniał, że Henryk Maciej Woźniak
nie mógłby być prezydentem dobrym bez Lecha
Marka Gorywody, a Tadeusz
Jędrzejczak nie przeszedłby do historii jako włodarz doskonały, gdyby
innych spraw nie uporządkował wcześniej prezydent Woźniak. Przed Wójcickim
szansa bycia prezydentem wielkim, ale zapominając o swoich poprzednikach,
okazał zwykłą małość.
Miliard
zainwestowane w kulturę, drogi, rewitalizację, budownictwo społeczne, sport i
administrację, brzmią dobrze, ale realna polityka nie takie rzeczy potrafiła
utopić w bagnie kłótni o palmę pierwszeństwa.
Mocne oceny
wyartykułowały jeszcze w Filharmonii Gorzowskiej osoby, którym trzeźwości
osądu, kompetencji oraz obiektywizmu odmówić nie sposób. Były wicepremier uznał
„Plan Wójcickiego” za strategię na
trwanie, ale pozbawioną myślenia o tym, co później. „Ważniejsze czy te pieniadze zostaną wydane jest to, czy one się
przyczynią do rozwoju miasta, a więc czy te koszty znajdą pokrycie w
dodatkowych kosztach dochodów, które pozwolą utrzymać te obiekty. Powstaje
pytanie: czy te inwestycje publiczne wygenerują jakieś inwestycje prywatne ? Moim
zdaniem nie” – uważa profesor Jerzy
Hausner.
Brak nazwania „po imieniu” spraw gospodarczych zarzucił
„Planowi Wójcickiego” były
wicewojewoda, twórca Kostrzyńsko - Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, a
dzisiaj szef Zachodniej Izby Przemysłowo Handlowej Jerzy Korolewicz. „To nie
może być tylko hagiografia jednego człowieka. Zabrakło dzialu zatytułowanego
<gospodarka>, ale też kwestii uzbrojenia terenów pod inwestycje czy też
spraw związanych z marką miasta. Nie było słowa o partnerstwie
publiczno-ptywatnym, czy też o terenach po byłym <Stilonie> lub
przylegających do strefy ekonomicznej nieruchomościach po byłym <Ursusie>”
– mówił były polityk i przedsiębiorca.
Dobrą minę do
złej gry robiła parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej Krystyna Sibińska, która jednak w swoim wystąpieniu „strzeliła”
celnie. „Zabrakło mi tu hucznie
ogłoszonej przez prezydenta Północnej Obwodnicy Gorzowa” – skonstatowała posłanka.
To jednak
opinie ludzi, którzy Wójcickiemu w 2014 roku nie kibicowali, stając po
całkowicie innych stronach politycznej barykady. On sam diagnozę ma słuszną –
nie wystarczy zrewitalizować nieruchomości i przestrzeń, trzeba rewitalizować
tkankę społeczną. „Ludzie muszą się w tym
mieście dobrze czuć i wiedzieć, że ono jest dla nich” – perorował prezydent.
Wokół poparcia
„Strategii Wójcickiego” już
rozpoczęły się harce polityczne, a w tle pojawia się nawet słowo „koalicja”. Pojawiły się więc postulaty, pierwsze
personalne żądania oraz warunki. Chociaż trzeba mieć zaćmiony partyjniactwem
umysł, żeby z jedynej i ostatniej szansy dla Gorzowa czynić „kartę przetargową” w prostych
rozgrywkach półinteligentnych radnych, to w tym mieście możliwe jest dosłownie
wszystko.
Ze strony
Prawa i Sprawiedliwości bezwarunkowe poparcie dla ewentualnego sukcesu Jacka
Wójcickiego jest absolutną fikcją, ale ze strony kończącej żywot Platformy
Obywatelskiej, to do bólu realna opcja, która pozwoli kilku osobom „nie zatonąć”, a może nawet „wypłynąć” na prezydenckich listach w
przyszłych wyborach.
Wspieranie
przez PiS „Planu Wójcickiego” będzie wyglądało jak dotychczas: „rycie” w Warszawie, w instytucjach i
wszędzie, gdzie jest to możliwe, a w lokalnych mediach i na sesjach Rady Miasta
wielkie słowa poparcia. Dlaczego tak ? Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by
dać wiarę iż komukolwiek w PiS-ie zależy na sukcesie Wójcickiego, ale można
znaleźć dziesiątki argumentów za tym, że wszyscy politycy tej partii życzą mu
jak najgorzej.
Dla 61-letniej
Elżbiety Rafalskiej i mającego tyle
samo lat Marka Surmacza, wizja
trzech kadencji Jacka Wójcickiego to zaproszenie do dokonania politycznej
eutanazji. Chyba iż w nowym Ratuszu bedą windy i schody dla ludzi bardzo
starych...