Nie codziennie
ważny polityk i urzędnik dostaje dyscyplinarkę z powiadomieniem prokuratury, a
jeszcze inny okazuje się prostakiem i leniem "wyłudzającym" z budżetu państwa
wynagrodzenie bez przepracowywania się. Łatwo dzisiaj przychodzi wszystkim krytyka Prawa i
Sprawiedliwości z narracją o zawłaszczaniu państwa, ale w Lubuskiem są miejsca,
które nie przypominały do niedawna normalnych urzędów – lecz udzielne księstwa,
a także osoby, które nie zachowywały się jak propaństwowi urzędnicy – ale jak
rasowi rozbójnicy. Nie da się braku pracy, przy jednoczesnym pobieraniu za nią
ogromnych pieniędzy nazywać służbą, a bezczelnego rozdawnictwa posad
zarządzaniem w administracji...
![]() |
FOT. Na podstawie zdjęc z radio INDEX i Twitter/Mozejko |
...co miało niestety miejsce za
rządów Platformy Obywatelskiej w gorzowskim oddziale Agencji Nieruchomości
Rolnych. Niby szczególnego zaskoczenia nie ma, bo o tym iż rządowa agencja pod
kierownictwem polityka PO Tomasza Możejki
przypominała sycylijskie Palermo, a panującym tam zwyczajom blisko było do
zasad obowiązujących w „Cosa Nostra”,
mówiło się wiele, lecz nigdy oficjalnie.
Kiedy tropem nadużyć w ANR poszło
nowe kierownictwo w osobie Sebastiana Pieńkowskiego, szybko się okazało, że
nawet najgorzej wykonana „dobra zmiana”, będzie dużo lepsza od „braku zmian” na
których dorabiało się kilku, a szczególnie mąż byłej szefowej PO i radny
Zielonej Góry Mirosław Bukiewicz.
I choć trwająca w lubuskiej
Platformie Obywatelskiej trauma ma jeden wspólny mianownik: przekonanie o tym,
że lepsze już było, a teraz trzeba obronić dobrego, nikt nie ruszy raczej
palcem w obronie tego, co miało miejsce w Agencji nieruchomości Rolnych.
Dlaczego ?
Bo to przemijające „dobro” – zresztą bardzo reglamentowane i zastrzeżone tylko dla niektórych - nie jest jednoznaczne, czyli opisując rzecz trochę filozoficznie: przypomina Putnamowską teorię o ziemiach bliźniaczych, gdzie znaczenie tego samego jest jednak dla różnych grup inne.
To „dobro” było dobre dla Możejki i Bukiewicza, ale teraz będzie rzutować na wizerunek całej partii, która wciąż sprawuje władzę w województwie.
Dlaczego ?
Bo to przemijające „dobro” – zresztą bardzo reglamentowane i zastrzeżone tylko dla niektórych - nie jest jednoznaczne, czyli opisując rzecz trochę filozoficznie: przypomina Putnamowską teorię o ziemiach bliźniaczych, gdzie znaczenie tego samego jest jednak dla różnych grup inne.
To „dobro” było dobre dla Możejki i Bukiewicza, ale teraz będzie rzutować na wizerunek całej partii, która wciąż sprawuje władzę w województwie.
Gdy
PiS-owski szef ANR zdecydował się dyscyplinarnie – i bez zgody Sejmiku
Województwa Lubuskiego – zwolnić z funkcji byłego sekretarza lubuskiej PO
T. Możejkę, wstydliwy sekret wszystkich platformersów, znajduje swój epilog w
prokuraturze. Co ciekawe, zdegustowani są także chętnie wypowiadajacy się na
jego temat działacze partii z ramienia której był w pewnym momencie „numerem trzy” w regionie.
„Jak się
o tym dowiedziałem, to pomyślałem sobie, że może i dobrze, że straciliśmy
władzę, bo przykład Mozejki i Bukiewicza pokazuje, że to wszystko już zaczęło
gnić. Nie wyobrażam sobie takich rzeczy w Urzędzie
Marszałkowskim, bo może i Polak musiała kogoś tam zatrudnić, ale nie było
takich przegięć” – mówi jeden z radnych wojewódzkich PO.
Możejko zwolniony, a Mirosław Bukiewicz byczy
się na zwolnieniu lekarskim, korzystając z ochrony innego partyjnego kolegi,
który do dzisiaj nie doprowadził w Radzie Maista Zielonej Góry do głosowania
nad wyrażeniem zgody na zwolnienie. Najczęściej radni takich zgód nie wyrażają,
lecz argumenty w przypadku Bukiewicza są tak mocne, że głosowanie korzystne dla
niego, byłoby wstydem dla podnoszących za tym rękę.
Nikt jednak nie słyszał o tym, by platformerski szef
Rady Miasta Zielona Góra Adam Urbaniak, był kiedykolwiek samodzielny.
„Nie możemy doszukać się śladów pracy pana
Mirosława. Średnia spraw każdego z ekspertów w kraju to od kilkudziesieciu do
kilkuset rocznie, a Bukiewicz w 2014 roku pracował nad zerem spraw, a w 2015
roku powtórzył ten wyczyn i znów nie pracował nawet nad jedną sprawą” – mówi pracownik ANR, zaznaczając przy tym iż dostawał horrendalnie
wysokie wynagrodzenie sięgajace 14,5 tysiąca miesięcznie. „Tyle nie zarabia żaden specjalista w Polsce” – dodaje.
Opinii Sejmiku Województwa Lubuskiego w sprawie Możejki
nie będzie, bo choć wniosek wpłynął 4 marca, a sesja miała miejsce 14 marca, przewodniczący Mirosław Marcinkiewicz
nie zdecydował się poddać go pod głosowanie.
„Pismu został nadany bieg zgodnie z obowiązującymi
przepisami i procedurami, ale porządek obrad danej sesji jest przygotowywany z
wyprzedzeniem i na marcową sesję materiały były już rozesłane do radnych” – wyjaśnia NW rzecznik Zarządu
Województwa Michał Iwanowski.
W zwiazku z powyższym dyrektor Pieńkowski w dniu 26 marca
wniosek wycofał, a Możejce wręczone zostało wypowiedzenie w ślad za którym
zawiadomiona została także prokuratura, której przedmiotem badań i analiz będą
sprawy przetargowe sprzed 2 lat.
Możejko był politykiem dojrzałym, a Bukiewicz po prostu głupim i chciwym na pieniądze. Ten pierwszy dostanie nauczkę, że są granice godzenia się na wszystko – łącznie z lewym zatrudnianiem męża partyjnej szefowej, który przez dwa lata tylko podpisywał listy obecności – a ten drugi nie nauczy się niczego i na wstyd z jego strony również niech nikt nie liczy.
Możejko dyskontował finansowo funkcję, ale wkrótce okaże się,
czy był tylko zakładnikiem systemu, czy jego kreatorem.
PiS-owski dyrektor Sebastian Pieńkowski ma istotny atut, który
czyni go w całej sprawie wiarygodnym i zaciera słabości „dobrej zmiany”. Tym
atutem jest jego osobista uczciwość oraz wstręt do „kombinatorstwa”.
Platforma się jednak zagalopowała, ale nie wszyscy są tacy jak Bukiewicz i Możejko...