Nawet jeśli prezydent Wójcicki polityką zajmować się nie chciał, to
polityka zajęła się nim. Główną treścią jego obecnych zabiegów w kwestii
realizacji „Planu Inwestycyjnego na lata
2016-2023” jest konsolidacja zaplecza politycznego, bez którego śmiała i
odważna wizja może pozostać jedynie profesjonalną prezentacją multimedialną. Interes
miasta nie jest dla partii wystarczającym argumentem, by nie przeszkadzać
prezydentowi, bo sukces jego strategii, to marginalizacja ich partii i
powtórzenie układu, który w gorzowskiej polityce był już realizowany: nie wygra
nikt, a tracić będzie miasto...
...które także
w czasach prezydenta Tadeusza
Jędrzejczaka mogło się rozwijać szybciej i bardziej widowiskowo, gdyby nie „piach sypany w szprychy” przez partie
polityczne, które nie życzyły ambitnemu poprzednikowi Jacka Wójcickiego dobrze. Kalkulacja była prosta: sukces
Jędrzejczaka, nawet jeśli było to z korzyścią dla miasta, to mniejsza szansa na
sukces poszczególnych partii.
Prezydent
zdaje się to rozumieć i gotów jest na wiele kompromisów oraz ustępstw, nawet
gdyby wiceprezydnentami mieli zostać od lat lansujący się w mediach
nieudacznicy, aby tylko mieć gwarancję politycznego wsparcia dla swoich inwestycji
na poziomie rządu oraz władz województwa. Na szczęście prezydent Wójcicki się
ceni i popołudniowe wycieczki po. szefa lubuskiej Platformy Obywatelskiej Waldemara Sługockiego traktuje z
przymrużeniem oka.
„To co zrobił Waldek składając hołd
Wójcickiemu, to kompletne zero” – mówi działacz PO o spotkaniu tymczasowego
szefa PO W. Sługockiego z prezydentem Wójcickim. Przedmiotem spotkania była „koalicja”, a poseł Krystyna Sibińska dała się poznać jako „ostra babka”, która potrafi „trzasnąć
drzwiami”. Poszło o to, kto ma dominować – Platforma Obywatelska czy Prawo
i Sprawiedliwość.
Dla
dzisiejszej opozycji, alians z popularnym prezydentem, to szansa na pławienie
się odbitym od niego światłem, które doda jej blasku przed wyborami w 2018
roku.
„Plan inwestycyjny” i interes miasta to
dla polityków temat ważniejszy niż kalkulacje i gry ? Nic z tych rzeczy, a
najwięcej na ten temat wie były prezydent Tadeusz Jędrzejczak, gdy politycy od
AWS, przez SLD, PiS i PO, udawali wspieranie, a po cichu - głównie
przeszkadzali.
Rozmowy
prezydenta ze stronnictwami trwają od tygodnia, a pierwszą ceną jaką zapłaci
Wójcicki za wsparcie go przez radnych PiS-u – którzy szantażują go blokowaniem
poszczególnych elementów „Planu
inwestycyjnego” na poziomie rządu – będzie wiceprezydentura dla Artura Radzińskiego. „Wiceprezydent Radziński, to główny warunek i
minimum dla sytuacji w której coś z tego planu wyjdzie” – mówi polityk PiS.
Ten ambitny
agent nieruchomości nie cieszy się szczególnym mirem wśród fachowców z branży,
ale bez wiceprezydenckiej nominacji dla jego osoby, „Plan Wójcickiego” będzie jedynie kosztowną bajką. Odmawiał
Jędrzejczakowi, ale dziś zrozumiał, że to ostatnia jego szansa i nadstawił
polityczny tyłek, „by wzięli go wszyscy”,
którym jest to na rękę.
Cena ?
Możliwość kreowania się w mediach i tytuł „wiceprezydenta”.
Prezydent
Wójcicki cieszy się społeczną sympatią i jemu wystarczy kilka haseł: „rozwój”, „inwestycje” oraz „szanse”,
ale logika politycznych wydarzeń powoduje iż przez zęby bedzie musiał mówić
częściej: „współpraca”, „koalicja” oraz „współdziałanie”. Politycy PiS grają ostro i w sumie Wójcicki nie ma
wyboru: chcesz wsparcia dla swojego planu, to podziel się władzą. Taktyka
przerasta nawet „szarą eminencję”
Urzędu Miasta Marcina Kurczynę, ale
jak mówią politycy PiS-u – każdy chce żyć.
Próbkę dobroci
już dali.
„Jesli
ten plan się powiedzie, a wszystko wskazuje iż tak będzie, to czeka nas nie
tylko wielki plan budowy, ale również obudzenie się w innym mieście” – konstatuje
szef powiatowych struktur PiS Sebastian
Pieńkowski. Wtóruje mu szef gabinetu politycznego minister pracy, roidziny
i polityki społęcznej Paweł Ludniewski:
„Ten plan zrobił na mnie wrażenie, a
także całe widowisko. Ogólnie plan mi się bardzo podoba i jest to program przy
którym musimy wszyscy współpracować” , a ustępujący radny PiS Mirosław Rawa
dodaje: „Prezydent Wójciski w kwestiach
społecznych wydaje się być uszytym na miarę gorzowian”.
Inaczej
mówiąc - mocno na wyrost kojarzono prezydenta Wójcickiego z apartyjnością, bo
nadzieja na samodzielnie prowadzoną politykę miejską bez partii, zderzyła się z
polityczną rzeczywistością. Tym samym, stanął on przed trudnym wyborem. Mógł
próbować wybić się na niezależność od partii, marginalizując je jedynie do
pokrzykiwania na sesjach Rady Miasta – co skutecznie udawało się jego
poprzednikowi – ale wybrał lawirowanie pomiędzy ich postulatami.
Rozmowy
niepokoją działaczy Platformy Obywatelskiej, bo politycy PiS grają wysoko, ale
też w ich rękach znajdują się najważniejsze argumenty. Żadania są delikatne:
wyciszenie wiceprezydenta Łukasza
Marcinkiewicza i zmiana na stanowisku przewodniczącego Rady Miasta, by
posady nie piastował już Robert Surowiec.
To warunki
minimum, ale Wójcicki nie zdaje sobie sprawy, że jeśli zgodzi się dać palce,
szybko będzie musiał oddać rękę, a później – to już po nim. Układ sił po
stronie prezydenta ma szansę na stabilność do połowy 2018 roku, ale potem do
gry wejdą zawodnicy wagi ciężkiej, a może nawet sama minister Elżbieta Rafalska. PiS nie chce i nie
będzie opozycją totalną, bo taka taktyka nie sprawdziła się w przeszłości, a
doświadczenia sięgają ZCHN i AWS-u od połowy lat 90-ych.
Pewne jest
jedno – Wójcicki uwierzył PiS, a ta partia to kupiła, by sprzedać go za dwa
lata...