Obserwatorzy wielu medialnych akcji, czyli także tych prawdziwych i
wartościowych, a nie jedynie nagłaśnianych przez lokalne media „jednodniówek”, służących lansowi tej lub innej teatralnej
aktywistki, znają Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta od dawna. Co ważne – znają
nie z powodu heppeningów oraz tanich eventów, lecz z konkretnej pracy i
aktywności, którą ta organizacja prowadzi. O ile więc dobroczynna aktywność
gorzowskich „celebrytów”,
bywa najczęściej obraźliwa dla prawdy, faktów i przyzwoitości, owoce działalności
Towarzystwa, a także jej skala i charakter, pozytywnie zaskakują...
...bo stu czterdziestu usamodzielnionych bezdomnych w ciagu 28 lat
działalności organizacji, musi robić na wszystkich większe wrażenie, niż jakakolwiek
liczba politycznych konferencji prasowych, wpisów na Facebooku i Twitterze lub
deklaracji, że „coś tam coś tam”.
Tu słowa są jedynie cieniem
czynów, a ponieważ wewnętrznie puste przedmioty wydają dźwięki donioślejsze niż
te pełne, głośno w lokalnej przestrzeni publicznej jest najczęściej o
inicjatywach miałkich, propagandowych i nikomu nie służących, poza tymi, którzy
się przy ich okazji lansują.
Towarzystwo im. Brata Alberta nie jest ulubieńcem mediów, bo też i lokalni
„celebryci” stronią od
tematu bezdomności – wybierając często lans wokół tematów mammografi, różnego
rodzaju nowotworów, przeszczepów i wielu innych problemów, które są ważne, ale
przede wszystkim można tam realizować narrację sukcesu: „Wygrałem z rakiem”, „Moje życie po przeszczepie” itd.
Bezdomność nie jest medialna, dla zainteresowanych bardzo wstydliwa, a jej
obserwatorzy szybko i łatwo wydają lapidarne wyroki: „Bezdomny bo niezdara”, „Chlał to teraz ma”, „Pewnie wszystko przepił”, „Wyszedł z kryminału to i bezdomny”.
Zorganizowany w restauracji „Pycha Ryba” event dla dziennikarzy – w którym
obok ogólnopolskiego kierownictwa Towarzystwa Brata Alberta udział wziął m.in.
prezydent Jacek Wójcicki – powinien być w Gorzowie cenną wskazówką dla
wszelkiej maści polityków, samorządowców i aktywistów, którzy uwielbiają
robienie wokół siebie hałasu z którego nic nie wynika. Gotowanie przez
prezydenta „zupy miłosierdzia” – jako promocja działalności organizacji – to potwierdzenie
tezy, że media trzeba oryginalnie i pomysłowo wykorzystywać, ale nie dla lansu
lecz po coś, przez duże „C”.
Jest w Gorzowie wielu „werbalnych dobrodziejów” z senatorskimi i samorządowymi
mandatami oraz obsesją "parcia na szkło", ale gdyby zorganizować akcję poszukiwawczą tych, którym za swoje pomogli, to szybko by się okazało iż są oni
tak samo powszechni jak Yeti.
Inaczej jest ze Stanisławem Żytkowskim, który szefuje gorzowskim
strukturom Towarzystwa im. Brata Alberta. Dokonaniami dla kraju i
konkretnych osób, mógłby obdzielić pół Gorzowa, ale nie od dziś wiadomo, że jest
ostatnim, który przypisywałby zasługi tylko sobie.
„To praca całego zespołu ludzi i tych którzy
nas wspierają, a tego typu akcje jak gotowanie <zupy miłosierdzia> mają
za zadanie popularyzację naszej aktywności” – mówił skromnie podczas eventu w „Pycha Ryba”.
Ten uznany prawnik, były senator i społecznik, wypowiadając się na
temat działalnosci koła, bardziej dbał o promocję sprawy, niż siebie, a
medialnym splendorem i pochwałami obdzielił przede wszystkim najbliższych
współpracowników.
Postawa niespotykana, ale właśnie dzięki temu Towarzystwo Brata Alberta
w Gorzowie ma na swoim koncie dokonania na skalę krajową.
Dla przykładu – w prowadzonej
przez organizację „izbie wytrzeźwień” – nie takiej, gdzie pensjonariuszy przyprowadzani są przez
policjantów, ale gdzie przychodzą sami –
tylko w pierwszym kwartale bieżącego roku skorzystało ponad 1800 osób.
Wsparcie dla pijaków ? Nic z tych rzeczy. „Każdy nietrzeźwy pozostający na ulicy może do nas przyjść i otrzyma
pomoc. Dzięki temu, że do nas trafili, udało nam się zdiagnozować ich problemy
i pomóc im wyjść z alkoholizmu oraz bezdomności” – mówił Żytkowski, a wtórował mu prezydent Wójcicki: „Wspieranie bezdomności, to nie tylko przygarnięcie tych bez dachu nad
głową, ale przede wszystkim praca z nimi i nad nimi”.
Można się na Wójcickiego zżymać, że to propaganda i słowa „pod publikę”, ale będzie to niesprawiedliwe, gdyż z wypowiedzi
działaczy Towarzystwa wynika, że ta współpraca istnieje od dawna i ma konkretny
wymiar udzielanego wsparcia przez władze miasta.
Jest w Gorzowie jeszcze kilku gigantów dobroczynnosci, by wspomnieć
tylko o szefie Stowarzyszenia im. Brata Krystyna Augustynie Wiernickim,
szefowej Fundacji „Czysta Woda” Grażynie Wojciechowskiej, a na prezes Fundacji „Pozytywka” Urszuli Niemirowskiej kończąc.
Wszyscy oni i kilku innych, robią wiele – często dlatego iż to czują, mają wewnętrzną
potrzebę, gen pomagania innym lub nie chce tego robić nikt inny. Jeśli nie
robimy, to może warto przy okazji podatkowych rozliczeń dołożyć swoje „pięć
groszy” w postaci wsparcia 1%, który warto zabrać państwu i politykom, by
bezpośrednio wesprzeć te organizacje...