Pesymiści uważają, że bardziej strasznie i śmiesznie niż w 2016
roku już być nie może, ale optymiści nie pozostawiają wątpliwości: „Oj może, może!”. Będzie więc tak jak
było dotychczas, z tą tylko różnicą, że jeszcze gorzej, bo na widnokręgu
pojawiają się wybory, które po wakacjach wejdą w stadium „serdeczności plemiennych”. Miniony rok był jak każdy, choć
gwiazda nie świeciła w politycznej „stajence”
wszystkim po równo: kulawe cielaki z LdM przytuliły się do baranów z Gorzów
Plus, a królowicze z PiS obsypani zostali złotem posad, intratnych pensji i
wpływów w administracji...
...i myliłby się ten, kto dał
wiarę Nietzschowskiej tezie, że „Bóg
umarł”, podczas, gdy w Lubuskiem On tylko zmienił płeć i ubrał się w szaty wszechmocnej
minister Elżbiety Rafalskiej.
Jej zaś moc była i jest tak
spektakularna, że doprowadziła do powołania Akademii im. Jakuba z Paradyża, za
co obsypani złotem królewicze – od Mirosława
Rawy, przez Sebastiana Pieńkowskiego,
Romana Sondeja, Marka, Surmacza, Roberta
Jałowego, a na Władysławie Dajczaku
kończąc - klaszczą jej we wszystkim, jak foczki w obie płetwy. Tak więc
spełniło się proroctwo, że „Pan z gnoju
wyprowadzi biedaków i posadzi przy stole książąt”, choć nie od dziś
wiadomo, że niektórym z pełnionymi funkcjami jest do twarzy, mniej więcej tak
samo, jak krowie z siodłem.
To ma być dla nich coś w rodzaju
„belle epoque”, ale może się nie
udać, bo z pławieniem się władzą, a co za tym dalej idzie - przebywaniem w
ciągłym napięciu i podnieceniu – jest jak ze struną: zbyt długo naciągnięta,
może w końcu pęknąć.
Prawo i Sprawiedliwość nie jest w
tym względzie wyjątkiem, bo nie lepiej jest w całym regionie. Im bardziej z
perspektywy roku zaglądamy do środka lubuskiej polityki, tym bardziej tam
pusto.
To jak z Kubusiem
Puchatkiem, który zagląda do garnuszka, a im głębiej wsadza swojego ryjka,
tym bardziej nic tam nie ma. Czesław
Miłosz zażartował niegdyś, że całe polskie życie umysłowe zmieściłoby się w
trzech wagonach kolejowych. Pewnie nie miał na myśli polityków, bo ci
zmieściliby się w jednym, a jeśli mowa o lubuskich – ze szczególnym
uwzględnieniem gorzowskich - to problem byłby z obsadzeniem przedziału, a cóż dopiero
samolotu z Babimostu do Warszawy.
To będzie początek końca –
przepowiadał Nostradamus, ale chyba mądrzejszy był Henry Kissinger, który przebiegle proponował: „Prorokujcie, lecz nie podawajcie dat”. Tak więc koniec świata
nastał, ale jedynie dla rzeszy platformerskich urzędników w Lubuskim Urzędzie
Wojewódzkim oraz Ludzi dla Miasta – „zdradzonych
o świcie”, to znaczy po kontakcie jego liderki z Jackiem Wójcickim i chyba bez śniadania. Tu jest więcej pytań niż
odpowiedzi, choć poza dyskusją prezydent mógł być bardziej „glamour”, a Alina Czyżewska bardziej „bajkowa”
„Miałbym
pewien pomysł, ale nie myślcie, że jest on bardzo dobry” – rzekł Puchatek i
wcale nie jest to analogia do magistrackich inwestycji w Gorzowie, które wcale
nie idą „jak po maśle”, a na pewno są
realizowane gorzej niż te w Winnym Grodzie przez Janusza Kubickiego. Tu nad Wartą strumień inwestycyjnej niekompetencji,
zamienił się w rwącą rzekę. Może się więc zdarzyć, że – jesli będzie taka
przedwyborcza potrzeba - dojdzie do sytuacji w której wiceprezydentowi Arturowi Radzińskiemu pozostanie
jedynie nucić: „Tak bardzo się
starałem, a ty teraz nie chcesz mnie”.
Wszystko dlatego, że choć w
kwestii kandydatów na miejsce Wójcickiego, panuje cisza jak na cmentarzu, a
wszyscy – nie wyłączając z tego naciągniętego jak struna Roberta Surowca z Platformy Obywatelskiej – zachowują spokój
grabarza, to biegunka pomysłów na Ratusz eksploduje wcześniej niż myślimy.
Pewne jaskółki już są, a Marta Bejnar-Bejnarowicz „dziobnęła” rękę prezydenta wielokrotnie,
choć wszystko dopiero przed nami: wizyta
„czarnego łabędzia” w mieście nad
Wartą nie jest wykluczona, a wtedy przegrają wszyscy, bo Sebastian Pieńkowski
pasuje do fotela włodarza miasta, jak pięść do nosa. Lepiej więc, by rok 2017
nie był wstępem do „Requiem” dla
Wójcickiego, gdyż „Hosanna” dla
Pieńkowskiego w 2018 będzie, pogrzebem miasta. Jeden „czarny łabędź” mógłby podkreślać biel wszystkich innych, ale ryzyko,
że - PiS-owska ciemność i zwykła ciemnota zdominuje biel, jest zbyt duża.
Co więc robić i jak komentować, to wszystko
? Śmiać się czy bić na alarm ?
Chciałoby się być jak J.W. Goethe w anegdocie o utarczkach ze
swoim sąsiadem.
Ich posiadłości dzielił
niewielki mostek na który wejść mogła tylko jedna osoba, a ponieważ panowie nie
pałali ku sobie miłością, problem pojawił się wtedy, gdy dokuczający
kompozytorowi z całej swej prostoty sąsiad, wszedł nań pierwszy , gdy Goethe
już na nim był. „Ja idiotom, nawet najbardziej
utalentowanym, nigdy nie ustąpię” – wypalił sąsiad, na co kompozytor
odpowiedział równio krótko i dosadnie, co pokornie: „A ja wręcz przeciwnie”.
Na taką postawę szkoda jednak
Polski, regionu i miasta.
Jaki będzie 2017 rok ?
Amerykańscy
naukowcy wieszczą w 2017 roku kolejne kataklizmy, ale nauczeni doświadczeniem
przepowiedni Majów, my wiemy swoje i bardziej lokalnie: Dreamlinery będą
lądować w Babimoście; Janusz Dreczka
zostanie kustoszem Sanktuarium Elżbiety Rafalskiej Królowej Gorzowa; dwóch
znanych PiS-owskich dygnitarzy wróci do żon, Marek Surmacz napisze książkę
kucharską, Robert Surowiec przeprowadzi „eutanazję”
gorzowskiej Platformy Obywatelskiej, Grażyna
Wojciechowska napisze „Podręcznik
dobrych manier”, wiceprezydent Radosław
Sujak zostanie wybrany spośród 200 tysięcy chętnych na wyprawę na Marsa w
jedną stronę, a prezydent Wójcicki weźmie
udział w kolejnej edycji „Taniec z gwiazdami”, gdzie jego partnerką zostanie Marta
Bejnar-Bejnarowicz. Wszyscy inni z ulgą wykrzyczą: „Przeminęło z wiatrem”…