Przejdź do głównej zawartości

Wyrąbać drogę dla "PiSiewiczów". Zamach na samorządy...

Skoro można „wypierdo..ć z fejsa”, to dlaczego nie można by było „wypierdol...ć z samorządu”. „Dobra zmiana” chce ubrać skok nieudaczników na samorządowe posady z wyboru w garnitur walki z lokalnymi układami. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość chce „osuszyć samorządowe bagno”, to nie uda się to przy pomocy polityków, którzy tylko w bagnie potrafią pływać. Projekt zmian w ordynacji wyborczej z zasadą działania prawa wstecz, odbieranie kompetencji sejmikom wojewódzkim oraz kontrole służb w urzędach marszałkowskich i miejsko-gminnych, to preludium do realizacji najczarniejszego scenariusza w którym samorządy zostaną zwasalizowane względem jedynie słusznej partii.


        Pozorne zmiany mają przeciąć lokalne układy i przebić sufit rzekomej niemożności, która blokuje zmiany personalne w samorządach, ale w rzeczywistości będą twórczym wdrożeniem w życie tezy, którą w 1997 roku sformułował – krytykujac podobne zachowania - prezes Jarosław Kaczyński: „Teraz Kur...a My”. Tworzy to całkowiecie realne zagrożenie – przynajmniej w Lubuskiem – iż rzekomo skorumpowane układy, stworzone przez kompetentnych ludzi z Platformy Obywatelskiej, PSL-u oraz SLD, zostaną zastąpione przez jeszcze bardziej pazerne - bo składające się z ludzi zakompleksionych - układy tworzone przez PiS-owskich nieudaczników.

          O planach Prawa i Sprawiedliwości wobec samorządów można powiedzieć wszystko, bo wiele propozycji ma sens, ale nie to, że są uczciwe i zmierzają jedynie do przecięcia układów. Dotychczasowe dokonania tej partii są tak mroczne, że teoretycznie gorzej już być nie może, ale to błędne myślenie.

To zamach na to, co w Polsce od lat działa najlepiej, bo samorządowcy bywają różni, podobnie jak różni są Polacy, ale bezdyskusyjnym jest fakt, że to oni wykonują tą prawdziwą pracę dla poszczególnych społeczności i potrafili się dotychczas dogadywać dla dobra ogółu” – mówi w rozmowie z NW Sebastian Ciemnoczołowski, były wicemarszałek województwa, burmistrz Kargowej, a dzisiaj radny Sejmiku Wojewódzkiego. 

Urząd Marszałkowski, 83 urzędy lubuskich miast i gmin, a także 12 starostw powiatowych, to nie tylko wpływ na ogromne pieniądze, ale przede wszystkim nieograniczony zasób miejsc pracy, których nie wystarczyło dla „PiSiewiczów” w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, inspekcjach, spółkach i agencjach. Obecnie PiS ma do nich dostęp ograniczony do kilku powiatów w których wszedł w koalicję oraz niektórych gmin i miast, ale ta partia zrobi wszystko, żeby to zmienić i powtórzyć manewr, który od dekad sprawdza się w przypadku PSL-u: doprowadzić do sytuacji, gdy samorządowi urzędnicy oraz ich rodziny, będą twardym elektoratem.

Część gmin i miast miała szczęście do wyboru dobrego gospodarza, ale często nie miały. Te osoby zbudowały <udzielne księstwa>, korzystając z tego, że bardzo często wójt, burmistrz i prezydent są dużymi pracodawcami” – diagnozuje dla Nad Wartą sytuację lubuski polityk i samorzadowiec PiS Jacek Budziński, który odnosi sie także do kwestii ograniczenia liczby kadencji z zasadą działania wstecz: „Ludzie zwracali nam podczas kampanii uwagę, co do konieczności rozbicia tych układów, poprzez natychmiastowe wprowadzenie dwukadencyjności”.

       I tu częściowo zgoda, bo rzecz nie jest w tym, iż ambitni PiS-owcy chcą być prezydentami, burmistrzami i wójtami – to ich święte i demokratyczne prawo – ale w tym, że zagranie z prawem działającym wstecz, będzie politycznym „faulem” na demokracji. „Prawo nigdy nie powinno działać wstecz. To oczywisty zamach na samorządy i chęć odsunięcia od władzy najlepszych z Gdyni, Sopotu, Gdańska, Wrocławia, Krakowa czy łodzi, których uczciwie pokonać kandydaci PiS-u nie potrafią” – mówi NW radny Nowoczesnej i uznany adwokat Jerzy Synowiec. Wtóruje mu zielonogórski radny SLD Tomasz Nesterowicz. „Pomysł PiS-u ewidentnie stoi w sprzeczności z zasadą, że prawo nie działa wstecz” – konstatuje.

Inna sprawa, że zgadza się ze swoim samorządowym kolegą z PiS, że niektóre samorządy mocno się spatologizowały. „Są miejsca w których wykształciły się zależności i mechanizmy, które powodują, że zaczynają przypominać księstwa udzielne” – mówi NW Nestorowicz i zaznacza, że fikcją jest ustawowe założenie z którego wynika zależność władzy wykonawczej w osobie prezydenta czy burmistrza, od władzy uchwałodawczej jaką, jest rada danego szczebla. Postulat Nesterowicza, aby wzmocnić rady, może być jednak nie na miejscu, bo „rycerze dobrej zmiany” zdają sobie sprawę, że nie wszędzie uda im się wygrać – szczególnie w dużych miastach – i dlatego chętnie rozszerzą kompetencje rad miast kosztem prezydentów i burmistrzów. Dzięki temu radni zawsze będą w stanie zablokować działania ratusza w Gorzowie, Zielonej Górze czy Nowej Soli.

Gra toczy się o zbyt duże pieniądze i jeszcze większe instrumentarium wpływu na społeczeństwo, by ktokolwiek wśród PiS-owców bawił się w skrupuły. Szczególnie dlatego, że w strukturach wrze, bo żony, szwagrowie, kuzyni oraz znajomi regionalnych polityków PiS-umuszą chodzić do pracy, w której się od nich wymaga, a miała być „dobra zmiana”.

Społeczeństwo raczej nie zareaguje na ten zamach na samorządy, bo urok PiS-owskiego rozdawnictwa i słodki smak szaleństwa za „pięćset zeta” sprawiły, że ludzie stracili słuch i wzrok, a frajda patrzenia na wyganianych burmistrzów i wójtów, będzie dla „prawdziwych Polaków” wartością cenniejszą, niż ich rzetelna praca od lat. Nowa władza zajrzała ludziom do głów i wie o co im biega – o kasę i zemstę na tych, „przez których” jej nie mieli. Nowoczesna i Platforma Obywatelska mogą sobie dyskutować o hejcie, praworządności czy mowie nienawiści, ale programowane przez PiS społeczeństwo wie swoje – oczekuje czynów. Skoro można „wypierdo..ć z fejsa”, to dlaczego nie można by było „wypierdol...ć z samorządu” zasłuzonego burmistrza lub wójta ?

Szaleństwem jest propozycja, by samorządowe listy kandydatów mogły wystawiać tylko partie. Ta propozycja „rycerzy dobrej zmiany” tylko potwierdza, że jeśli PiS jeszcze nie oszalał, to poza dyskusją z szaleństwem flirtuje i jest kwestią czasu, że wyląduje z nim w łózku i spłodzi coś jeszcze głupszego niż „misiewizm”.

Partyjne listy, to jakiś absurd, bo zniszczą ideę samorządności, a więc możliwość zrzeszania się obywateli w samorządne komitety wyborcze” – mocno bulwersuje się mecenas Synowiec, a jego głos niemal niczym nie różni się od opinii T. Nesterowicza z SLD. „To byłoby ograniczenie demokracji i swobód obywatelskich. To bardzo niebezpieczny kierunek i boję się, że na koniec mogłoby się okazać, że będzie jedna jedyna partia na którą ma głosować 99 procent Prawdziwych Polaków” – uważa zielonogórski radny.

 A co na temat partyjnych komitetów mówi Jacek Budziński z PiS ?

Wypowiem się dopiero w momencie, gdy będzie gotowy projekt” – skonstatował.

           Troska tej władzy o samorząd terytorialny jest rejestrem wykroczeń przeciw temu, by województwa, powiaty i gminy mogły się rozwijać bez dyrektyw z centrali PiS. Kwestia kadencyjności działającej w tył potwierdza, że PiS nie promuje swoich najlepszych działaczy – bo nie ma ich zbyt wielu – ale zależy tej partii na wyeliminowaniu lepszych od siebie. Jest jeszcze opcja, że „asiory” z administracji i spółek wyczują nastroje społeczne na rok przed wyborami parlamentarnymi, a co za tym dalej idzie – zwieją do powiatów, miast i gmin. Lepszy „samorządowy wróbel” w 2018 w garści, niż „rządowy gołąb” w 2019 roku na dachu...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...