Problemem polityków jest to, że deklarują troskę i walkę o wolność
mediów, ale tylko do czasu, gdy te nie zagrażają ich politycznym interesom. Nie
inaczej media – samozwańczo ogłosiły się „czwartą
władzą”, ale są bardziej zdegenerowane w dbałości o partykularne interesy:
personalnie i instytucjonalnie, niż ci wszyscy których mają niby kontrolować. Niewiele
w tym winy zwykłych dziennikarzy, bo na ogół są ludźmi uczciwymi i chcącymi
dobrze wykonywać swój zawód, ale nie zawsze mogą…
… bo nie leży to w interesie
dyrektora, prezesa, właściciela lub redaktora naczelnego. „Rozumieć siebie nawzajem”, to hasło pod którym wojewoda Jerzy Ostrouch spotkał się z
gorzowskimi dziennikarzami, choć tych akurat było niewielu, ale za to licznie
wstawili się ci, którzy za psucie dziennikarstwa odpowiadają szczególnie:
medialni decydenci. „Chcę pokazać
zrozumienie po stronie administracji dla roli jaką pełnią media i jak wielka
odpowiedzialność spoczywa na dziennikarzach” – mówił wojewoda w gorzowskiej
bibliotece, a słuchali go również ci, których los w redakcjach zależy od wiatru
politycznego: szefowie mediów publicznych. „Żenada
i jeszcze raz żenada. Zabrakło głosu, który by ten dziwny spektakl i urzędową
propagandę obnażył, a dziennikarzy było mniej niż różnej maści szefów” – to
opinia jednego z uczestników. Tymczasem, lubuskie i ogólnopolskie media mają te
same problemy, co politycy: oportunizm, obniżający się poziom refleksji, brak zdolności
analizy oraz formatowanie „myślenia”
tj. słuszne jest tylko to, co akceptuje większość. W cenie są redaktorzy posłuszni
szefom, tak jak politycy oddani partiom, a główne kryterium doboru, to
abdykacja niezależności – tak w redakcji, jak też w polityce. Kiedy polityka
uległa teatralizacji, gdzie radny lub poseł częściej występuje w Radiu Gorzów, Telewizji
Gorzów czy na łamach lokalnych portali, niż na forum lokalnego lub krajowego
parlamentu, szefowie redakcji poczuli się ważni. Owa pozycja przybiera
częstokroć postać wręcz patologiczną. „To
dziwne, że już niemal wszyscy powtarzają, że on wydzwania i szuka na mnie jakiegoś
haka, by skompromitować mnie przed wyborami” – komunikuje NW jeden z
burmistrzów z powiatu sulęcińskiego, zaniepokojony postawą szefa jednej z
dużych gorzowskich redakcji. „Powiedział,
że nie puszczą tego jeśli zrezygnuję z kierowania radą programową, by jego
miejsce mogła zająć żona” – to już zdanie wypowiedziane przez ważnego
lubuskiego polityka PSL, któremu
decydent z publicznego Radia Zachód złożył kilka miesięcy temu propozycję nie
do odrzucenia. Politycy nie pozostają oczywiście dłużni. „Chcesz mieć upier… y łeb i namiętnego wroga do końca życia ? To
będziesz go miał! Masz 10 minut na zdjęcie tego tekstu” – to słowa byłego polityka
PO w emocjonalnym monologu z Nad Wartą. „Hatka
zadzwoniła do Frejmana, żeby ten materiał zdjęli i już go nie ma na stronie”
– to już inny dziennikarz, który podpadł poprzedniczce J. Ostroucha.
Organizator spotkania z gorzowskimi mediami też nie jest bez winy, a jego
doświadczenia z mediami spokojnie można określić mianem pikantnych. Nie kto
inny, ale właśnie on w 1994 roku zasiadał w zarządzie wydawnictwa, które wydawało
„Gazetę Lubuską”, a gdy we władzach spółki doszło do konfliktu, wjechał do redakcji
z ochroniarzami agencji „Skorpion” i zajął ją siłowo. „Z bejsbolem na salony” – określił ten wątek w medialnej biografii
wojewody Ostroucha w 1998 roku „Super Ekspress”. Więc jaka jest kondycja lubuskich
mediów ? Jest słaba, bo te największe – publiczna rozgłośnia i telewizja – są upolitycznione
jak nigdy wcześniej. Prezes Radia Zachód Dariusz
Frejman, szef Telewizji Gorzów Artur
Gurec czy nawet – ideowy i niezależny przed laty – szef Radia Gorzów Piotr Bednarek, to bardziej niepartyjni
„funkcjonariusze politycznego układu”,
niż szefowie i autorytety dla podwładnych. Przy błyskotliwym i potrafiącym
połączyć misję dziennikarską z koniecznością zarabiania na utrzymanie medium,
szefie telewizji TELETOP Romualdzie
Liszcze, wyglądali jak wiejscy amanci na jedną noc, a właściwie jedną kadencję.
„Telewizja TELETOP istnieje ponad 10 lat
i ma mniejszy budżet niż pensja dyrektora Gurca” – powiedział redaktor Liszka,
co zainteresowanego – zresztą niedoszłego restauratora za miliony – musiało mocno
zaboleć, bo wykrztusił z siebie tylko: „Zarabiam
więcej niż 1500 złotych”. A jak spięcie polityka, trefnego przedsiębiorcy i
„medialnego aparatczyka”, ze
spełnionym dziennikarzem i
przedsiębiorcą ocenili dziennikarze. „Wygrał
bo jako jedyny nie opowiadał bzdur, lecz prawdę. To co powiedział Romek było
mistrzostwem świata i mieć takiego szefa, to czuć się dziennikarzem” –
skonstatował jeden z uczestników. Media będą tak długo zepsute, jak długo
politycy nie będą potrafili się obejść bez nich. I jeszcze inna strona medalu –
dopóki w mediach cenni będą nie ci, którzy mają coś do powiedzenia, ale nowy
garnitur i wyćwiczonego bonmota, to głupieć będą odbiorcy. Głupi odbiorca
wymaga głupich mediów i kółko się zamyka. Blog Nad Wartą nie narzeka, a odbiorcy
to kwiat tego regionu…