Przejdź do głównej zawartości

Odejście kontrolowane, ale przyszłość już nie ...

Najważniejsze by być pierwszym i złożyć rezygnację w odpowiednim momencie, tak aby wyglądało to na suwerenną decyzję. Wtedy narrację kreuje „odchodzący”, a nie „odwołany”. Jeśli okrasi się to szczyptą dramatyzmu w postaci „przyczyn osobistych”, a humbuga uda sprzedać dziennikarzom, to łatwiej o uniknięcie kompromitacji i potwierdzenia, że „król jest nagi”. W takich sytuacjach najgorsi są adiutanci, bo kreują rzeczy obnażające ich sposób myślenia i działania w polityce…
Nie było wiadomo, że Tomasz Możejko i Bożenna Bukiewicz będą triumfować ?
Było - wystarczy przejrzeć wpisy Nad Wartą z ostatnich dwóch tygodni, a jego
odejście, to dopiero poczatek  ...
Informacje o odejściu Marcina Jabłońskiego z funkcji wiceministra spraw wewnętrznych pojawiły się w środowy wieczór i nie było w tym żadnego przypadku, choć spore grono dziennikarzy dało się nabrać, że to jego suwerenna decyzja, a motywacją są sprawy osobiste. „Wiceminister zwrócił się o odwołanie go ze stanowiska, motywując to przyczynami osobistymi” – powiedział PAP rzecznik MSW Paweł Majcher, ale zaskoczenia w tym nie było, bo informacje o odejściu Jabłońskiego pojawiły się już w poniedziałek. „Do końca tygodnia Jabłoński odejdzie lub zostanie odwołany” – mówił Nad Wartą w poniedziałek jeden z ważnych polityków. We wtorek informację uszczegółowił, przedstawiając jednocześnie prawdziwe powody odejścia. „Kiedy Sławiak oskarżyła Możejkę o korupcję, Jabłoński zebrał reprymendę i został na stanowisku tylko do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez prokuraturę. Taki stan rzeczy akceptowała również Bożenna, która wcześniej nalegała, by premier Jabłońskiego odwołał” – mówił polityk, co i tak brzmiało dosyć nieprawdopodobnie. 9 stycznia premier Donald Tusk miał obiecać Bożennie Bukiewicz, że jeśli prokuratura nie podejmie śledztwa w sprawie oskarżeń poseł Bożeny Sławiak w odniesieniu do dyrektora ANR Tomasza Mozejki, to będzie rozważał „rozwiązania, które uspokoją nastroje w lubuskiej PO”. W środę w niektórych środowiskach pojawiły się informacje o pewnych nieprawidłowościach, a bardzo ważni politycy przebąkiwali o tykającej bombie, którą interesują się służby specjalne, ale jej bohaterem nie miał być nikt z otoczenia szefowej PO, lecz środowiska jej oponenta. „Kilka tygodni i bez rozgłosu. Tyle czasu potrzeba i będzie głośno” – konstatuje jeden z kilku ważnych rozmówców. Fakty są takie, że 17 stycznia prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie rzekomej korupcji przy zakupie ziemi, uznając zresztą jej doniesienia za lekko śmieszne. „Podanie o zakupy ziemi wpłynęły kilkanaście miesięcy przed wyborami w partii i nie miało żadnego związku z wyborami o których w swoich doniesieniach mówiła pani poseł Sławiak. Pan Możejko był przesłuchiwany i przedstawił stosowną dokumentację, która nie pozostawiała wątpliwości” – powiedział w środę NW prokurator Ryszard Gąsiorowski. Dziwnym trafem w Kancelarii Premiera pojawiły się inne informacje, ale pisanie o nich teraz, byłoby sporym nadużyciem. Tymczasem na lokalnym gruncie gruchnęła wieść, umiejętnie dystrybuowana przez stronników byłego wojewody i wiceministra, że M. Jabłoński będzie kandydował w wyborach prezydenckich w Gorzowie Wlkp. „Jeśli Marcin Jabłoński zgłosi akces, to będziemy to rozważać. Ważne jest żeby prezydentem miasta został ktoś, kto ma wizję rozwoju tego miasta i wyrwie je z marazmu” – mówił w Radiu Gorzów szef koła radnych PO w Radzie Miasta Robert Surowiec. Oczywiście on sam pozostaje daleko poza jakimkolwiek obiegiem informacyjnym oraz wpływami w partii, ale takie myślenie obnaża sposób myślenia i działania grupy określanej w mieście mianem „S3” - miasto to nie jest miejsce koncepcyjnej i strategicznej pracy na rzecz jego mieszkańców, lecz płaszczyzna „dla swoich”, którzy mogą utorować drogę do wpływów, kontaktów oraz zleceń. Nie ważne, czy ktoś jest z Gorzowa i czuje to miasto, ważne iż my mu pomożemy, a on potem pomoże nam. Wielu polityków w rozmowach z NW żartowało, że Jabłoński mógłby się zgodzić na kandydowanie, ale dopiero gdy prezydent Tadeusz Jędrzejczak wybuduje mu nowy i pachnący Urząd Miasta lub chociażby przebuduje obecny, by w trakcie urzędowania nie musiał chodzić tym samym korytarzem co zwykli mieszkańcy. „Najpierw idzie jego ego, potem asystent i ochrona, a dopiero potem on. Do tego potrzeba przestrzeni, a w gabinecie Jędrzejczaka jej nie ma” – żartuje jeden z rozmówców. Tymczasem posadę stracił nie tylko wiceminister, ale też dyrektor Departamentu Nadzoru Wojciech Woropaj...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...