Przejdź do głównej zawartości

Fala może wynieść do góry, ale też zatopić

Sprawny organizator, polityczny akuszer i grabarz w jednym, czy po prostu lubuska odmiana „American dream” ? Można o nim pisać wielotomowo i byłby to fascynujący thriller pełen niezwykłych zwrotów akcji, pokaźnej ilości dziwnych sojuszy, doraźnych aliansów oraz niezliczonej  rzeszy politycznych trupów i zmartwychwstań wprost z politycznego grobu. Ostatnio jednak znalazł się na aucie i trochę z boku …

Jeśli Platforma Obywatelska przegra przyszłoroczne wybory do samorządu
wojewódzkiego, to marszałek Elżbieta Polak znajdzie się "na aucie", ale nie
na liście wyborczej do Sejmu w 2015 roku. Tu jest ciasno: Bukiewicz, Hatka
i właśnie Polak. Możejko może być o swoje miejsce spokojny ...
…a wszystko za sprawą oskarżeń poseł Bożeny Sławiak, która sformułowała je w newralgicznym dla Platformy Obywatelskiej momencie. Inaczej mówiąc – fala wynosząca do góry, może się nad głową załamać w najmniej spodziewanym momencie. Tak było w przypadku szefa Sejmiku Wojewódzkiego i dyrektora ANR Tomasza Możejki, który – z woli przewodniczącej Bożenny Bukiewicz - znalazł się na ostatnio na politycznym aucie. Tylko na chwilę, ale jednak. „Od października ma kontrolę za kontrolą. Najpierw wewnętrzny audyt, potem NIK, a wreszcie funkcjonariusze  CBA. W sumie oberwał mocno, chociaż wiadomo, że nie jest taki głupi jak opisała to podpuszczona Sławiak” – mówi jeden z jego politycznych fanów. Takich opinii jest więcej i trudno odmówić im słuszności, bo przewodniczącego sejmiku oskarżać można w sumie o wszystko – od brutalności, przez bezkompromisowość, a na chwytach „poniżej pasa” kończąc – ale nie o głupotę i nieuczciwość. „On powinien świętować, a musi udowadniać, że nie jest wielbłądem” – dodaje działacz. Jedno jest pewne: to polityk przyszłości, a nie przeszłości. Gdyby kilka lat temu ktokolwiek powiedział, że Możejko będzie jedną z ważniejszych osób w regionie, kazano by puknąć mu się w czoło. „Nigdy bym nie powiedział, że wszyscy będą się go tak bardzo bali, bo dla mnie był po prostu sprawnym organizatorem” – mówi były poseł i lider lubuskiej Platformy Obywatelskiej Jacek Bachalski, który był  protoplastą kariery Możejki. Duży awans społeczny ze skromnego nauczyciela do szefa samorządu i rządowej agencji, to zaskoczenie dla samego zainteresowanego. Właśnie to determinuje jego dzisiejsze postawy, wybory i działania. „On wielokrotnie powtarza, że nigdy nawet nie myślał, że zajdzie tak daleko oraz będzie trząsł województwem” – mówi parlamentarzysta PO, który niemal jak wszyscy inni rozmówcy, nie chce się wypowiadać oficjalnie. Wszyscy za to opowiadają o jego fascynacji przywódcami politycznymi, którzy w historii nie zapisali się akurat najlepiej.„Ma ogromną wiedzę historyczną, ale styl działania wypisz wymaluj przypomina metody tych, którymi się fascynuje” – dodaje poseł. Tymczasem, to że Możejko – nawet poobijany bezpodstawnymi zarzutami - jest silny, nie świadczy o jego wyjątkowości, ale słabości pozostałych. Błąd, jaki popełniają politycy oceniający Możejkę polega na tym, że postrzegany jest jako wykonawca poleceń przewodniczącej Bukiewicz, podczas gdy w rzeczywistości jest on całkiem skutecznym kreatorem osobistych celów. Jego siła tkwi w słabości i lenistwie politycznej konkurencji. „A co mam przez cały rok rozdawać kalendarzyki ze swoją podobizną oraz próbować przejąć miejskie struktury partii przy pomocy wiejskich kół z Różanek i Lubiszyna?” – denerwował się kilkanaście tygodni temu jeden z gorzowskich platformersów. Inny znów opowiadał historię, jak w leśnym „grzybku” niedaleko Słubic spotkali się przeciwnicy Bukiewicz. Rubaszna dynamika spotkania z z kiełbaskami i piwem w tle niemal wyhamowała, gdy w wejściu pojawił się nieproszony Możejko. „Wszyscy stanęli wryci, kilku zaczęło rzucać w stronę Możejki gromami, a ten usiadł, zjadł kiełbaskę i  odjechał. Po prostu pokazał, że czuwa” – opowiada działacz. Było więc jak w ulubionym przez Możejkę filmie „Rejs”: „Ma pan bilet? Nie a skąd mam mieć ? No, to wchodzimy”. Jednego nie można mu zarzucić: że nie pamięta o tym, gdzie robi się politykę i o kim należy pamiętać. Na pewno nie w telewizji i radiu, a dziennikarzy można pozyskać inaczej. „Przekazał nam pięć tysięcy złotych” – chwaliła się jakiś czas temu gorzowska radna Grażyna Wojciechowska, pokazując pisemną promesę. „Tomek nie gada, ale pracuje. Nie obiecuje, ale sam pyta w czym mógłby pomóc” – to już niedawna opinia byłego radnego, a dzisiaj członka władz wojewódzkich PO Macieja Nawrockiego. Zdając sobie sprawę, że na rynku południowej części województwa jest ciasno i nic tam nie wskóra, postanowił zawalczyć o „ziemie niczyje”, bo gorzowscy politycy Platformy Obywatelskiej tak bardzo byli i są zajęci sobą, że nie mają czasu na pracę wśród zwykłych działaczy. „To nie Możejko rozwalił gorzowską platformę, ale ona rozwaliła się sama, czując oddech jego aktywności na swoich plecach” – mówi jeden działaczy, na co dzień sympatyzujący z poseł Krystyną Sibińską, ale krytyczny względem szefa platformerskich radnych Roberta Surowca. Sam Możejko, przynajmniej do pojawienia się absurdalnych oskarżeń poseł Sławiak, grał ostro i mało dyplomatycznie. Pewne jest to, że inaczej niż w okresie belfrowania w Świebodzinie, ale i wtedy nie był „szarakiem”. „A kto powiedział, że kiedykolwiek był on skromnym nauczycielem ? To porządny człowiek, ale wiadomo, poszedł do polityki” – odpowiedział jakiś czas temu NW szef klubu radnych PiS Zbigniew Kościk. Dzisiaj jest stonowany, a nawet brzydko „sfaulowany”, ale nie ma wątpliwości iż po regionalnych wyborach w partii może się czuć człowiekiem sukcesu: doprowadził do zwycięstwa swojej protektorki, wynagrodził wiernych działaczy z Gorzowa, a kiedy oczyści się z pomówień stronników Marcina Jabłońskiego, znów będzie o nim głośno. Jeśli w 2015 roku zostanie posłem głosami ze Świebodzina i północnej części województwa, a jest to wielce prawdopodobne, będzie to przede wszystkim owoc osobistego zaangażowania i pracy. Dzisiaj jednak częściej rozmawia z kontrolerami i funkcjonariuszami, a brak aktywności widać nawet na jego stronie internetowej …

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...