Chociaż wybory odbędą się dopiero jesienią, a w przypadku Gorzowa ich
wynik jest dosyć oczywisty, we wszystkich partiach trwają przymiarki. Jeśli
słowo „przymierzać” traktować
dosłownie, to nie chodzi tu o przymierzanie nowych i modnych ubrań w sieciowym
butiku, ale raczej buszowanie na „politycznym
strychu”. Opozycyjni bohaterowie jesiennych wyborów wyjdą w tych samych
ciuchach co podczas ostatnich, przedostatnich oraz przedprzedostatnich wyborów…
... bo w partiach istnieje
deficyt pomysłów, nowych ludzi oraz chęci do społecznej pracy, ale inflacja
pazerności oraz partykularnych oczekiwań ma się dobrze. Wybory samorządowe i
chęć posiadania własnego prezydenta, to nie tylko splendor i „petting” przed wyborami parlamentarnymi,
ale przede wszystkim chęć zapewnienia lepszej pracy partyjnym kolegom. Największy
problem ma Prawo i Sprawiedliwość, bo chęć kandydowania wyraził nie tylko
kontrowersyjny ekswiceminister Marek Surmacz,
ale także lider gorzowskich struktur partii Sebastian Pieńkowski. „Nad
kandydowaniem długo się zastanawiałem, a sprawę przyśpieszyła deklaracja mojego
kolegi partyjnego. Struktury zdecydowały, że powinienem kandydować” –
wyjaśnia Pieńkowski. „Nie byłam
zaskoczona, ale wręcz odwrotnie. To co podjęły komitety popierające
Pieńkowskiego można traktować jako dobre intencje, bo PiS nie uruchomił jeszcze
trybu wyborczego” – to już reakcja poseł i wiceprzewodniczącej PiS Elżbiety Rafalskiej. Politycy partii
dziwią się takiej postawie, bo nie jest tajemnicą iż w przypadku M. Surmacza
każda z opcji jest dla PiS-u niekorzystna, a jedynym beneficjentem przyzwolenia
na jego szarże, jest on sam. „Jeśli
zostanie prezydentem, co jest przecież niemożliwe, to szybko uzna iż to zasługa
jego samego i partię odstawi na bok. Jeśli prezydentem nie zostanie, co wie on
sam, to w trakcie kampanii będzie robił takie rzeczy, że naszemu środowisku i
kandydatom w niczym to nie pomoże” – mówi Nad Wartą anonimowo jeden z
polityków PiS. Większość rozmówców NW skłania się ku tezie, że Pieńkowski
uzyska gorszy wynik niż Surmacz, ale dzięki jego merytorycznemu stylowi oraz
sposobie prowadzenia kampanii wyborczej zyska partia – a co za tym dalej idzie:
kandydaci na radnych. Mówiąc wprost - start Surmacza, to dobry wynik dla
kandydata na prezydenta, a słaby dla partii, a start Pieńkowskiego, to słabszy
wynik w wyborach prezydenckich, lecz znacznie lepszy w przypadku wyboru
radnych. „Dlaczego kandydatem na premiera
ogłoszony został prof. Gliński, a nie popularny w partii Macierewicz ? Bo to co
jest dobre dla Macierewicza, nie musi być dobre dla partii. Podobnie jest z
Surmaczem i dobrze by było, gdyby poseł Rafalska to zrozumiała” – mówi inny
rozmówca z szeregów PiS. Podobna sytuacja ma miejsce w pozostałych partiach, a
wszystkie one czują się wobec sukcesów prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka niemal bezbronne. Inaczej mówiąc - kiedy w większości
miast politycy pretendujący do foteli włodarzy próbują nawiązywać partnerski
kontakt z dotychczasowymi prezydentami, marzeniem gorzowskich partii jest
uzyskanie dobrego wyniku lub – co byłoby potwierdzeniem „ekstraklasy” – znalezienie się w przegranej dla siebie drugiej
turze. Poważni politycy też nie mają wątpliwości. „Jako gospodarz miasta prezydent Jędrzejczak się sprawdził i pokazał,
ze jest zawodnikiem ekstraklasy. Oczywiście są kłopoty i problemy, ale
prezydent zrobił wszystko, by to miasto się rozwijało” – konstatuje b.
poseł i szef klubu parlamentarnego Unii Wolności, a dzisiaj radny i uznany
prawnik Jerzy Wierchowicz. Podobnie uważa
wiceszef lubuskiego SLD Jakub Derech –
Krzycki. „Gdyby tylko chciał, prezydent
Jędrzejczak mógłby rządzić dożywotnio” – uważa polityk gorzowskiej lewicy,
choć jego szef Bogusław Wontor rozumie
politykę chyba inaczej – czytaj: „coś za
coś”, a prezydent Gorzowa na takie układy raczej nigdy nie pójdzie. „Mamy w Gorzowie znakomitego prezydenta i
jest nim Tadeusz Jędrzejczak i dla mnie byłoby zaszczytem, gdybyśmy mogli dalej
ze sobą współpracować. Naszym celem jest dogadanie się z panem prezydentem, ale
może być tak iż się nie dogadamy(…).Na tym polega uprawianie polityki, że
trzeba się dogadywać(…).Ja uważam, że pan prezydent Jędrzejczak jest na tyle
inteligentnym człowiekiem, że ten kompromis zawrzemy” – mówił kilka dni
temu w Radiu Gorzów lider lubuskiego SLD B. Wontor. Skąd taka semantyka w
gorzowskich mediach i czego mógłby dotyczyć kompromis ? Odpowiedzią są słowa prezydenta
Zielonej Góry Janusza Kubickiego dla Nad Wartą: „Przedstawili mi ostatnio projekt porozumienia wyborczego w którym
działacze SLD oczekiwali ode mnie tworzenie dodatkowych etatów na <asystentów
wiceprezydentów i preferowaniu w konkursach na stanowiska urzędznicze działaczy
SLD>. Na to zgodzić się nie mogłem”. Podobna sytuacja czeka SLD w
Gorzowie, gdzie – podobnie jak w Zielonej Górze – to nie prezydent zabiega o
lewicę, ale lewica o prezydenta. Jeśli T. Jędrzejczak nie wystartuje z listy
SLD do sejmiku, to partia straci szansę na współudział we władzy nie tylko w największych
miastach, ale także w województwie, a to już będzie koniec Wontora - to znaczy "szybszy koniec", bo koniec jest pewny...