Gdy ma się swoje
lata i spory bagaż doświadczenia, można sobie pozwolić na odważniejsze uwagi i
przemyślenia. Nawet jeśli dotyczą one osób ważnych i wpływowych. Wieloletnia
obserwacja politycznych awansów i degradacji, które miałem okazję widzieć,
skłania mnie do przemyśleń dosadnych. A przecież to tylko fragment całej
rzeczywistości.
Władysław Drzazga |
Zacznę od tego, ze to wcale nie jest tak, że trzeba być wybitną
osobowością, czy jak pisałem kilka dni wcześniej - człowiekiem o nieprzeciętnym
autorytecie społecznym lub politycznym. Rzeczywistość pokazuje, że trzeba mieć
przede wszystkim szczęście i dobrych kolegów, którzy potrafią się odwdzięczyć
za wcześniejszą przysługę. Otóż takie szczęście ma właśnie obecny wojewoda
lubuski Jerzy Ostrouch. Nie piszę, aby mu przyłożyć lub podważyć jego kompetencje
na zajmowanym stanowisku, ale ze względu na moją zazdrość, że tak uwaliło mu
się to stanowisko wojewody, które obecnie piastuje. Po 1998 roku sytuacja
polityczna się zmieniła i wojewoda J. Ostrouch przechodził różne kleje losu.
Było jak to w życiu każdego człowieka – raz lepiej, a raz gorzej. Ale po kolei,
bo z racji wieku i wykonywanego zawodu, lubię szczegóły i dokładność. Pan
Ostrouch będąc poprzednio wojewodą, powołał na wicewojewodę Marcina
Jabłońskiego. Ten zaś, po kilku latach, został marszałkiem województwa lubuskiego.
W tym czasie bezrobotny J. Ostrouch zwrócił się do Jabłońskiego, aby
zorganizował mu jakieś stanowisko pracy. Marszałek Jabłoński spełnił
oczekiwania i polecił zatrudnić na stanowisku zastępcy dyrektora Wojewódzkiego
Ośrodka Ruchu Drogowego w Gorzowie Wlkp. Z racji pełnionej funkcji oraz ścisłej
współpracy z WORD-em, przez ponad dwa i pół roku, ani razu nie miałem okazji
rozmawiać z dyrektorem Ostrouchem, gdyż ten całkowicie odizolował się od otoczenia
i zaszył w gabinecie, grając zapewne w pasjansa. Szczęście nie trwało długo, bo
rządy marszałka Jabłońskiego nie były wieczne, a jak się zmienił Zarząd Województwa,
jak to zwykle w polityce bywa, szukano stanowiska dla „swojaków”. Pan wicemarszałek
Jarosław Sokołowski polecił wicedyrektora
J. Ostroucha zwolnić, a ten – czując pismo nosem, smyknął na zwolnienie
lekarskie i przebywał na nim 9 miesięcy. Karuzela stanowisk była jednak ciągle
w ruchu, a kiedy wojewodą lubuskim zastał M. Jabłoński, nie mogło się to obyć
bez powołania swojego kolegi na doradcę. Przyjaźń tak się zacieśniła, że po
odejściu Jabłońskiego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ten
zaproponował premierowi Donaldowi Tuskowi
swojego kolegę J. Ostroucha na swojego następcę. Wszystko jak w znanych nam
dyktaturach i pomimo sprzeciwu elit politycznych województwa lubuskiego. Kończąc,
osobiście życzę wojewodzie Ostrouchowi samych sukcesów na zajmowanym stanowisku,
bo do pełnienia funkcji reprezentanta rządu w terenie z pewnością się nadaje, ale
tylko do czasu, gdy M. Jabłoński sprawuje funkcję wiceministra.
WŁADYSŁAW
DRZAZGA
Opinie prezentowane na blogu Nad Wartą są poglądami wyłącznie osób je formułujących, a publikacje innych osób nie oznaczają iż zgadzają się one z opiniami i poglądami pozostałych.