Przejdź do głównej zawartości

Poseł Sibińska chłodno o mediach

System „dojenia” ważnych urzędników i polityków z pieniędzy, oferując w zamian większe zainteresowanie ich publiczną działalnością, nie jest w lubuskich mediach osobliwością, ale standardem i normą. Niestety akceptowaną przez „ofiary systemu”, ale tylko dlatego, że  innego wyjścia nie mają. Z drugiej strony - ofiarami są dziennikarze, bo szef kazał, a niesubordynacja miałaby swoje konsekwencje...

Gdyby podobnie swoje zdanie wyrażali na co dzień inni, politycy nie byliby
przedmiotami w rękach pazernych działów reklamy, ale uczestnikami procesu
komunikowania się ze społeczeństwem. Media musiałyby dbać o jakość infor-
macji, a nie o skuteczność SMS-owych akcji oraz reklamowych akwizycji ...
Gdyby ważny urzędnik lub polityk został nakryty na wykorzystywaniu funkcji do komunikowania się z przedsiębiorcami, aktorami lub naukowcami w innych celach niż te związane z pełnioną funkcją – za sprawą mediów wybuchłby ogromny skandal. Kiedy dziennikarze i redakcje wykorzystują kontakty z politykami i instytucjami do robienia biznesu – to wszystko jest w porządku. „Jest w politykach wiele hipokryzji. To rzecz oczywista(…). Wytykają nam to dziennikarze…). Choć trudno odnieść wrażenia, że nie recenzują nas postacie z kryształu” – odważnie zaczęła jeden ze swoich felietonów poseł i przewodnicząca gorzowskiej Platformy Obywatelskiej Krystyna Sibińska, by chwilę potem przejść do rozważań jeszcze bardziej odważnych, ale z precyzją zegarmistrza i siłą młota – niczym wyśmienity snajper – strzelać swoimi lapidarnymi konstatacjami w sam środek tarczy. Opisała więc, jak to jej współpracownicy otrzymują wiadomości tekstowe od jednej z gazet, które zachęcają do wygrania samochodu, gotówki lub mieszkania, jeśli tylko zakupią tą gazetę. „Więc już nie treść gazety, nie refleksje dziennikarzy(…), nie chęć pokazania rzeczywistości(…) ma być zachętą do zakupu gazety, a kupon na loterię? Taka jest dzisiaj misja mediów” – zapytała głośno posłanka, po czym przeszła do konkretów: „Skąd pracownicy gazety, którzy zajmują się tą loterią, mieli numery telefonów komórkowych ? Odpowiedź wydaje się prosta. Dostali je od dziennikarzy. A ci mieli je przecież nie po to, by sprzedawać czajniki, tylko po to, by mogli otrzymywać informacje. Swoich rozmówców potraktowali jak towar”. Trzeba oddać, że szefowa gorzowskiej PO uderzyła w tony politycznie ryzykowne, ale tym samym potwierdziła, że – inaczej jak większość polityków – potrafi pójść pod prąd, podczas gdy reszta, jak ryby i śmieci, płynie z nurtem rzeki hipokryzji. Walka redakcji o przetrwanie na rynku mediów jest naturalna, ale są granice, których dziennikarze – a co za tym dalej idzie: działy reklam – przekraczać nie powinni. Mimo to, chociaż K. Sibińska ma rację, nikt z kolegów polityków jej publicznie nie poprze, bo to system w którym „ręka rękę myje”. W telefonicznej rozmowie wyrażą dla niej uznanie, wyślą pochwalnego SMS-a, ale w rozmowie z dziennikarzem tej redakcji – nie trudno zgadnąć o jakie papierowe „ścierwo” chodzi - stwierdzą, że ona zbytnio się czepia. A przecież ma rację, że ten kłamliwy „świerszczyk” i kolos na glinianych nogach, robi dla pozostałych dziennikarzy więcej złego, niż dobrego. „Gazeta wyspecjalizowała się w dziwacznej formie badania ludzkich opinii. Pyta więc o najlepszego strażaka, belfra, motorniczego, a w okresie wyborczej gorączki o najpopularniejszego polityka” – pisze poseł Sibińska. To mądre słowa, bo należy się bać mediów, które hierarchię newsów ustalają według kryterium partycypowania w ich biznesowych przedsięwzięciach i parlamentarzystka zdaje się to doskonale rozumieć. „Pytać, rzecz dla dziennikarza najważniejsza. Ale dlaczego odpowiedzi zawsze muszą być płatne(…). Czy dziennikarze nie mają moralnego kaca wiedząc, że zarabiają pieniądze, grając na ludzkiej próżności?” – stwierdziła. Dla jasności – media mają prawo oczekiwać od polityków płacenia za występy w ich programach, zwłaszcza gdy jak telewizja TELETOP, nie otrzymują żadnego wsparcia z abonamentu, czy budżetu województwa i miasta. Chodzi jednak o to, by – jak czyni to pewien dziennik i kilka portali internetowych – nie warunkować przychylności lub jej braku, szczodrością finansową…

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...