Głupich nie sieją, rodzą się sami. To przykre iż miasto nad Wartą, przy
takim uprawianiu medialnej polityki -gdzie publiczny prym wiodą związkowi życiowi
nieudacznicy, którzy swoją miłość do Ojczyzny wyrażają za pomocą prymitywnych
okrzyków: „Precz z imigrantami!” – szybko stanie
się stolicą zakompleksionych
prymitywów, „solidarnościowych” alkoholików
i sportowych „kiboli”, a nie kreatywnych
ruchów miejskich...
...a
wszystko dlatego, że niespełna tydzień po Kongresie Ruchów Miejskich, Gorzów
stał się miejscem najbardziej wstydliwych aktów nienawiści do „obcych”. Wszystko dzięki manifestacji
przeciw imigrantom w której obok „brunatnych”
nacjonalistów z Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej, udział wzięła „Solidarność” w osobie jej przewodniczącego i kandydata na posła Jarosława
Porwicha.
„Gorzów wolny od Islamu” – krzyczał młody
i bezimienny „поле́зный идиот”, dodając sobie błyskotliwości
poprzez używanie sformułowań: „Rząd
zdradził naszych braci z Grupy Wyszegradzkiej”, co oczywiście spotykało się
z aplauzem zgromadzonej pod gorzowską Katedrą gawiedzi, która swoimi okrzykami miażdżyła wszystko, co
rozsądne, roztropne i mające choć ślady tego, czym
charakteryzowała się od setek lat Polska: tolerancją i szacunkiem dla
odmienności.
Przewodniczący Porwich, trzeźwo
i twardo stapając po podkatedralnej ziemi – jak zawsze - rozwiał wszelkie
nadzieje, że mógłby znokautować głupotę, bo ona stała się jego koalicjantką.
„Oni nie będą
honorować aktów naszej konstytucji, naszych ustaw, naszych obyczajów, bo oni
będą szanować prawo Szariatu. I przypomnę, że prawo Szariatu jest sprzeczne z
naszą wolnością religijną” – mówił człowiek, który
jeszcze niedawno pytał piszącego te słowa ile jest „Przykazań Bożych”, a podczas manifestacji przeciw imigracji postanowił równać
w stronę bruku.
Niezwykle łatwo
jest dywagować nad imigracyjnym zagrożeniem ze strony kilku tysięcy
bezimiennych, bezbronnych i wystraszonych uchodźców, ale trudniej w tym
dostrzec zagrożenie ze strony agresywnych, pewnych siebie i może nawet pijanych
nacjonalistów.
Może jednak warto postawić pytanie o przyczyny ćwierćinteligentnych
zachowań przewodniczącego Porwicha, które wzmacniane są obecnie przez publiczne
wystąpienia na wiecach, gdzie drogą do sukcesu jest głośne nawoływanie do etnicznej
nienawiści i jeszcze bardziej konsekwentne unikanie myślenia.
To ostatnie zawsze wychodziło mu najlepiej, ale na podstawie
sobotniego wystąpienia – głupiego, koniunkturalnego lub po prostu „nietrzeźwego” - poza
dyskusją jest fakt, że jego wzorcowymi nauczycielami, jak na byłego radiowca
przystało, stali się ci sami, którzy w 1994 roku w Rwandzie nawoływali do
nienawiści pomiędzy Hutu i Tutsi.
Bo czym się różni tekst rwandyjskiego Radia RTL: „Tutsi
trzeba zniszczyć.
Hutu, groby z Tutsi nie są jeszcze pełne ! „Dochodzą do nas wieści, ze w naszej
armii mamy tchórzy, którzy nie pozwalają, byśmy ukarali gnidy”, od wypowiedzi na wiecu którym
Porwich patronował: „Pamiętajcie,
walka trwa. Cześć wielkiej Polsce ?"
Kiedy tłum krzyknął: „Zabijemy ich”, wyjątkowo
intelektualnie zblokowany i należy wierzyć iż „łyknięty” – bo to go usprawiedliwia,
także przed odpowiedzialnością karną – szef „Solidarności” uśmiechnął się i wspomniał
coś o radykalizmach. Tłum, który - jak słusznie mawiał Soren Kierkegaard: „Nie istnieje” – zaczął wrzeszczeć: „Duma, narodowa duma!!!”.
Hutu krzyczeli: „Tutsi trzeba zniszczyć!”, a narodowcy spod
gorzowskiej Katedry mieli oceny bardziej radykalne, które Porwichowi przypadły
do gustu: „Bedziemy zabijać
ich” czy „Wypierdalać z
uchodźcami”.
Wszystko jak w „Noc długich noży”, gdy w ciagu kilkunastu
godzin wymordowano wszystkich przeciwników Adolfa Hitlera, ale prawdę o
samym Hitlerze poznaliśmy dopiero wiele lat później. Warto mówić o tym, że przy
takiej narracji jaką przed wyborami serwuje Porwich, „biało-czerwona” Polska, szybko może nabrać
kolorów brunatnych.
Jeśli Szariat przeszkadza komuś ze względu na alkohol, to
niech to publicznie powie i nie udaje kogoś, kim nie jest.
Ludzie mają prawo do obaw i odmiennego zdania !
Nikt jednak nie ma
prawa do wykorzystywania tych emocji do celów politycznych. To może się skończyć
źle...