Grozi nam w
Gorzowie sytuacja, gdy w imię prowincjonalnej mentalności wprost z kurnika,
będziemy się w mieście cieszyć każdym i wszystkim, kto w życiowym „Curriculum vitae”
będzie miał epizod pracy w Warszawie. Kryterium mało wygórowane, ale doradca
Piechowicz, to dla prezydenta Gorzowa kłopotliwy partner, którego on sam publicznie
określa mianem „człowieka o niesamowitych
możliwościach”.
Fakty zdają się to potwierdzać: te wybitne umiejętności i „możliwości” wyciągania publicznego grosza miał w wiejskim Deszcznie,
skąd za rządów obecnego prezydenta „wydoił”
dziesięć razy więcej niż w Gorzowie.
W lipcu
media doniosły, że „warszawski” doradca prezydenta Gorzowa Adam Piechowicz, zarobił na swoich radach ponad 8 tysięcy złotych.
Co ważne, informacja została podana do
publicznej wiadomości dopiero po decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego –
które go do tego zobligowało - bo skonfliktowany z „Ludźmi dla Miasta” prezydent Jacek
Wójcicki, postanowił działać inaczej w kwestii transparentności oraz
udzielania informacji publicznej, niż ludzie którym prezydenturę zawdzięcza.
O swoim
doradcy mówił: „To jest człowiek o
niesamowitych możliwościach, którego udało się ściągnąć z Warszawy, który ma
świetne kontakty i bardzo sprawdza się w swojej roli”.
To prawda, możliwości miał spore, bo gmina Deszczno
opłacała doradcy Piechowiczowi świadczenia ZUS, a pracując tam zarobił ponad 72
tysiące złotych (72,420,88).
Efektów
jego pracy nie zna w Urzędzie Gminy Deszczno nikt.
„Nie są znane w związku z faktem, iż efekty
pracy były przekazywane bezpośrednio wójtowi Wójcickiemu” – stwierdza w
piśmie do NW zastępca wójta Deszczna Tadeusz
Koper.
Piechowicz
roztacza wokół siebie aurę człowieka, który dużo wie i bardzo dużo może. W
stolicy tego „nie kupują”, ale w
wioskach i małych miasteczkach jak najbardziej. Tu – zgodnie z dewizą: „Na bezrybiu rak jest rybą” –nawet dobrze
za to płacą.
Współpraca
Piechowicza z Wójcickim – jeszcze w Deszcznie – miała być dla tego pierwszego
przepustką do współpracy z innymi politykami, na początku drugoligowymi, a
nawet tymi z ławki rezerwowej, ale dobrze płacącymi. Wychodzi jednak na to, że
plan się nie powiedzie, a on sam – po wyrzuceniu z Kancelarii Premiera jako „jednooki” - będzie musiał dalej robić za
króla wśród wiejso-małomiasteczkowych „ślepców”.
Nie zarobi
mniej, bo jak stwierdził prezydent Wójcicki, „możliwości” ma duże, co sam zainteresowany wyartykułował w
wywiadzie dla jednego z branżowych portali.
„Pracowałem na pół etatu w Kancelarii Sejmu. Więc, w myśl wszelkich
możliwych kanonów, musiałem też pracować gdzie indziej. Między innymi byłem
związany kilkoma kontraktami rocznymi i kilkoma wieloletnimi. Na umowę
zlecenie, umowę o dzieło, czy też dzięki zatrudnieniu na część etatu” –
powiedział.
Pewnie
dlatego otrzymuje w Gorzowie tak duże pieniądze, mimo iż jego praca ogranicza
się do 1-2 dni w tygodniu. To i tak dobrze, bo w Deszcznie bywał 1-2 dni w
miesiącu, a pieniądze otrzymywał większe...