Przejdź do głównej zawartości

Gorzowski biznes ma ducha i wspiera słabszych

Doroczny „Bal Stali” pokazuje, że można połączyć to co jest oczywiste - biznesową aktywność i żądzę osiągania zysków, z tym co jest pożądane i oczekiwane – społeczną wrażliwością i umiejętnością dzielenia się z innymi. Bycie bogatym i „na topie” powinno być zawsze trendy, bo sukces ma swojego ducha, a potrzebującym należy pomagać, a nie zachęcać do bycia biednymi - co czynią często związki zawodowe. Łączenie działalności biznesowej z charytatywną nie jest niczym nowym i nie warto używać tu analogi z zakresu łączenia ognia z wodą…

Biznes stanął na wysokosci zadania, a osoby często krytykowane wciąż
potrafią przyciągać i co najważniejsze: otwierać portfele bogatych na rzecz
ubogich. Na zdjeciu W. Komarnicki podczas VI Balu Stali (onet.pl)
… a nawet gdyby, to warto pamiętać, że z takiego połączenia powstała maszyna parowa. Pozostając przy tej analogii, nie trudno o asocjację, że „lokomotywą” krzewienia społecznej wrażliwości wśród „top przedsiębiorców” Gorzowa, jest był szef klubu żużlowego oraz inicjator organizowania dorocznego „Balu Stali” Władysław Komarnicki. „To jest taka fajna i bardzo gorzowska sprawa” – mówił podczas sobotniej imprezy w trakcie której zebrano ponad 236 tysięcy, które – jak co roku – przekazane zostaną na działalność Hospicjum św. Kamila.  „Ten wynik przeszedł wszelkie moje  oczekiwania. Ludzie Biznesu! Jestem z was dumny i wasza postawa powoduje, ze ja to robię, choć wiele lat temu mówiłem żonie i znajomym: koniec. Kiedy widzę coś takiego, to nie mam wątpliwości, że warto to wciąż robić” – cieszył się podczas balu niedoszły senator i były szef Sejmiku Gospodarczego Województwa Lubuskiego. Jak wszędzie, a szczególnie w Gorzowie – gdzie dziennikarze piszą i mówią o mieście głównie źle, politycy nie potrafią cieszyć się i szczycić tym co jest, a partie mają w programie tylko jeden punkt: nienawidzić prezydenta miasta – znajdą się malkontenci i przeciwnicy. Z jednej strony – sukces balu, a co za tym dalej idzie Hospicjum św. Kamila, jest możliwy dzięki charyzmie i autorytetowi W. Komarnickiego, który dla gorzowskiego biznesu jest twarzą oraz ikoną. Z drugiej strony – nie jest to bohater prawicy oraz nieudaczników spod znaku Platformy Obywatelskiej, a to powoduje iż każde działanie środowiska kojarzonego z byłym prezesem „Stali Gorzów” interpretowane jest w kategoriach politycznych. Tymczasem gorzowska prawica z Prawa i Sprawiedliwości, a także „popaprańcy” z Platformy Obywatelskiej zapominają, że większa ilość kościelnych haseł i socjalnych odniesień w ich programach oraz publicznych wypowiedziach, nie przełożyła się jak dotychczas na żadne przedsięwzięcie, które byłoby porównywalne z tym co robią środowiska skupione wokół W. Komarnickiego. Więcej, można odnieść wrażenie, że kto rozsądny i mądry już dawno „siermiężno-patriotyczną” prawicę spod znaku łańcuchów, palonych opon, krzyży, „Solidarności” i Smoleńska zostawił, a najlepsi jej synowie: b. wojewoda i senator ZChN Zbigniew Pusz, b. wicewojewoda i twórca Kostrzyńsko- Słubickiej Strefy Ekonomicznej Jerzy Koralewicz, b. wicewojewoda Ireneusz Madej czy propaństwowiec i urzędnik z ZChN-owską przeszłością Marek Lewandowski, już dawno wybrali konstruktywną działalność poza ideowym podziałem, pozostawiając prawicowe pieniactwo na boku. „Gigantem dobroczynności”, mocno dystansującym się od strukturalnej prawicy, choć z klarownymi poglądami politycznymi, jest twórca i prezes Stowarzyszenia im. Brata Krystyna Augustyn Wiernicki, ale i on woli polityków prawicy trzymać od siebie z daleka. „Nie pomogli mu nigdy, ale zaszkodzić mogą, bo każdy z nich chciałby się wykąpać w sukcesie jego działalności” – mówi NW były radny i bliski znajomy prezesa Wiernickiego. Inaczej mówiąc - bycie bogatym i „na topie” nie jest czymś złym, ale wręcz pożądanym. Grzechem jest posiadać – pieniądze, możliwości polityczne, wpływy lub struktury organizacyjne - i nie potrafić się tym dzielić z innymi lub czerpać na publicznym tylko dla siebie, co wśród gorzowskich działaczy, liderów związków, parlamentarzystów i samorządowców jest „sportem powszechnym”. Gdyby każdy ze znanych, ceniących i posiadających możliwości robił to samo co Komarnicki, A. Wiernicki czy szef Schroniska Brata Alberta ekssenator Stanisław Żytkowski, a nawet aktywna radna Grażyna Wojciechowska, to słowa „działacz”, „polityk” czy „celebryta”, miałyby całkiem inną konotację. Kiedy więc senator Helena Hatka, jeszcze jako wojewoda, zajmowała się głównie wydawaniem publicznych pieniędzy na wspieranie drukiem katolickich organizacji, szef „Solidarności” Jarosław Porwich wynagradzany niemal jak wicewojewoda głównie gadał i gada – nie umiejąc nic zrobić, a w międzyczasie nawołując do bojkotu sklepów z najtańszą żywnością, są w Gorzowie i regionie tacy, którzy swoją popularność dyskontują na rzecz pomocy innym. Podczas balu zorganizowano licytację vouchera na przejażdżkę prezydenckim samochodem, który prowadzić będzie osobiście prezydent Tadeusz Jędrzejczak, a wygrała go dyrektor NovaPark Joanna Bagińska. „Będę miłym i uprzejmym kierowcą oraz doskonałym przewodnikiem po mieście” – zachwalał Jędrzejczak, a politycy opozycji ogarnięci żądzą władzy marzą w tym mieście tylko o jednym: by go z tego samochodu wykopać  i szybko usiąść na tylnim siedzeniu po prawej stronie. Na prawicy to normalne - pańskie odruchy i wiarygodność godna radnego PO Jerzego Synowca, który stawia pomniki kloszardom – bo już nie żyją i Szymon Gięty nie powie co o takich jak on myśli, a goni spod łaźni drobnego handlarza sznurówkami, bo estetyka, wygląd i takie tam. Bieda nigdy nie jest ładna, zawsze wygląda brzydko, ale zawsze będzie. Pytanie czy zawsze będą „Bale Stali”, świetlice Stowarzyszenia Brata Krystyna czy schroniska dla bezdomnych, bo znieczulica się rozszerza i nie dotyczy biznesu, lecz polityków. W młodym pokoleniu liczy się "deal" i sukces, a wrażliwość, to dyscyplina dla mięczaków...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...