Wiadomości jak zwykle są dwie, ale za to potwierdzone i „ciepłe jak bułeczki”: dobra i zła, ale
one dzielą się jeszcze dalej – dobra jest
zła dla szefowej lubuskich struktur Platformy Obywatelskiej, a zła powinna zasmucić całą partię, która
stała się zakładnikiem politycznej demencji jednej leciwej posłanki. Zawiedzeni
powinni być ci, którzy jej wierzyli, a wśród nich nadambitny poseł, okrzyknięty
też mianem „spadkobiercy”…
… i pewnie modli się o to, by w
spadku po przewodniczącej Bożennie
Bukiewicz otrzymać „schedę”, a
nie „klejnoty”. Ma się rozumieć - kobiece
klejnoty: tak w przenośni i dosłownie. Nic jednak tego nie zapowiada, a poseł Waldemar Sługocki będzie się musiał po
obietnicach swojej protektorki obejść „smakiem”
i odebrać lekcję, którą w przyszłości będzie mógł przekazywać studentom
Uniwersytetu Zielonogórskiego: nie da się usiąść wyżej od własnego tyłka, a
najwięcej się człowiek uczy wtedy, gdy w ten tyłek jest „kopany” lub – używając konstatacji kolokwialnej - „walony”, choć złośliwców zapewnić
trzeba, tak na wszelki wypadek, że nie ma tu żadnej analogii do dyskusji o Mariuszu Trynkiewiczu. Dobra wiadomość z
Kancelarii Premiera jest taka, że od dzisiaj niemal oficjalnie liderem listy
wyborczej Platformy Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego z okręgu lubusko -
zachodniopomorskiego będzie b. minister administracji i cyfryzacji Michał Boni. „Przyklepane i macie Boniego” – usłyszał polityk zielonogórskiej PO.
Zła wiadomość jest taka, że partykularyzm i granie na własną emeryturę przez B.
Bukiewicz spowodowało, że politycy z województwa lubuskiego liczyć mogą co
najwyżej na miejsce trzecie lub nawet czwarte. Wiadomo, że przewodnicząca
Bukiewicz jeszcze do dzisiejszego południa walczyła o miejsce drugie, ale gdy
szef zachodniopomorskiej PO Stanisław
Gawłowski okazał się bardziej wpływowy i skuteczniejszy, a co za tym dalej
idzie wywalczył dla swoich ludzi miejsce drugie – najprawdopodobniej dla Magdaleny Kochan lub Renaty Zaręby – do obsadzenia zostało
miejsce trzecie – dla mężczyzny, lub czwarte – dla kobiety. „Bukiewicz walczyła o <dwójkę> ale bezpośrednio
dla siebie, nikt inny ją nie interesował, a gdy nie było to możliwe, bo jej
pozycja w stosunku do Stasia jest jednak słaba, to zaproponowano jej, by
startowała z miejsca czwartego lub wskazała kogoś z mężczyzn na miejsce trzecie.
Powiedziała, że jako członek włąadz krajowych partii z trzeciego miejsca nie
wystartuje na pewno” – mówi NW polityk zachodniopomorskiej PO. Kogo
wskazała ? I tu zaczyna się problem, a cytat z powieści Ernesta
Hemingwaya „Stary człowiek i Morze”,
pasuje jak ulał: „Człowiek nie mądrzeje
na starość, ale staje się ostrożniejszy”. Ostrożność zaś nakazywała poseł
Bukiewicz, by nie wskazywać naturalnego kandydata W. Sługockiego –któremu obiecywała
przywództwo w partii lub miejsce na liście do PE- ale Krzysztofa Machalicę. „To
bardzo rozpoznawalne nazwisko i kojarzone ze środowiskiem artystycznym” –
miała argumentować, przedstawiając również kandydatury kilku innych osób m.in.
profesorów UZ, a wśród nich także dziekana Okręgowej Izby Adwokackiej Krzysztofa Szymańskiego. „Jest szanowany i bardzo znany. Pociągnie
głosy zarówno z Zielonej Góry i Gorzowa, ale też ze Szczecina” –
uzasadniała. Wniosek jest jeden, lubuska Platforma Obywatelska jest w okresie
schyłkowym i ma się tak dobrze jak ZSRR na kilka lat przed śmiercią Leonida Breżniewa. „Breżniew po 1976 roku nie był w stanie funkcjonować swobodnie dłużej
niż kilkadziesiąt minut, gubił watki, nie potrafił nawiązać do tematu rozmowy,
ale jedno wiedział: bardzo się bał spisków” – napisał prof. Paweł Wieczorkiewicz. I to jest
odpowiedź na to, dlaczego – po nieudanej realizacji marzenia o „europejskiej emeryturze” – poseł Bukiewicz
nie chce nikomu zaufać: W. Sługockiemu, Robertowi
Dowhanowi czy nawet Tomaszowi
Możejce. Pewne jest jedno – Boni mandat zdobędzie, ale prof. Bogusławowi Liberadzkiemu raczej nie
dorówna, bo ten jest bezkonkurencyjny. A Bukiewicz czy marszałek Elżbieta Polak ? Tylko uznany i
szanowany prawnik, acz fatalny polityk - Jerzy
Synowiec lubi, oczywiście nie dosłownie, starsze panie, bo jak stwierdził w rozmowie w Radiu Gorzów: „Skontaktowała się ze mną senator Hatka, a są
ludzie, którym się nie odmawia”. Trudno odmówić mu racji, choć refleksje
narzucają się same. „Próżność to mój
ulubiony grzech” – powiedział Kean Reeves
odtwórca głównej roli w filmie Taylota Hackforda
pt. „Adwokat diabła”. Wszystko byłoby
dobrze, gdyby nie to iż cytat z polityczną rzeczywistością nie trzyma się kupy.
Propozycję złożyła mu niewiasta o wdzięku anioła oraz inteligencji Salomona, a
nie prawdziwy Diabeł, którego – trochę z powodu kompleksów – widzi w
prezydencie Tadeuszu Jędrzejczaku…