Dziś, w obliczu bezkrytycznego zadłużania się państw, miast oraz
budżetów domowych, warto wspomnieć legendarną postać, która stała się ważnym
symbolem, a bohaterskie imię jego daje nazwę różnym zjawiskom i prawom. Jak
choćby „janosikowemu”, czyli daninie
płaconej dziś przez bogate samorządy na rzecz „lokalnych biedot”.
O ile Janosik ekonomii nie studiował, to działał dość energicznie na
rzecz redystrybucji dóbr w społeczeństwie – z pominięciem aparatu fiskalnego. Jego
powierzchowna wiedza opierała się na obserwacji uczestniczącej, i to bardzo
aktywnej. Równie aktywnie, choć mniej widowiskowo, działają dziś na rzecz
redystrybucji środków wszelakie władze, zaspakajając nam nasze potrzeby. A te
mamy ogromne. Równie, a może i bardziej, wielkie potrzeby posiadają także te
władze.
Lecz by zaspokoić rosnące potrzeby obu stron, niezbędne są różnorakie
zabiegi. Gdy bowiem „zabrakuje”, a brakuje coraz częściej, można szybko
pożyczyć kaskę od tych, co mają, jak również od tych, co to dopiero mają mieć.
Tymi są banki i pokrewne instytucje, które pożyczają chętnie, bo na obrocie ową
„wirtualną gotówką” można nieźle zarobić. Zwłaszcza gdy pożyczkobiorca jest
„pewny”, a takim – jak na razie – są samorządy i państwa. No, może poza Grecją,
Cyprem i paroma smutnymi miastami w USA.
A skoro coraz więcej rąk się wyciąga po „więcej”, to i dawać trzeba
„więcej”. Bo liczba potrzebujących rośnie i rosła będzie, zresztą obecną
polityką i samo państwo generuje ich coraz więcej. A skądś wziąć trzeba, by
gdzie indziej dać, prawda? Do tego spada przychód z „większych” podatków
(krzywa Laffera „działa”!) i trzeba szukać innych źródeł, lub też – jak z OFE –
żonglować hajsem od jednej kieszonki do drugiej, by czasowo przygasić tlący się
od lat pożar.
Bo w rzeczywistości ideą nowych Janosików jest również rozdawać nie
swoje, miast mądrzej gospodarować tym, co się posiada. Z tą różnicą, że dziś
nie są to aktywa skradzione, a w świetle prawa zabrane (nam w podatkach) lub
pożyczone (w naszym imieniu). W tym drugim przypadku również my będziemy
spłacać kapitał i odsetki od tegoż kapitału, czego jednak społeczeństwo nie
bardzo nie chce zauważać. A wydaje się proste, że by dać więcej, to trzeba
więcej także zebrać (zabrać?), a jak nie ma skąd – to (dla nas) pożyczyć. Bo
przecież państwo nie kradnie.
Bo już taki Janosik, formalnie rzecz biorąc, to rabował, a więc otwarcie
kradł tym, co mieli. W świetle prawa i dekalogu było to złodziejstwo, a on sam
był zwykłym przestępcą. Dziś, gdy państwo zwiększa podatki, czyli zabiera
uczciwie zarobione pieniądze obywatelom i firmom, to jest to już polityka. Niby
jest spora różnica, ale może niejeden biznesmen wolałby spotkać dziś na swej
drodze Janosika niż ministra finansów?
Jednak ów Janosik miał w porównaniu z dzisiejszym państwem pewną zaletę.
Wówczas procesowi wtórnego podziału mogły podlegać jedynie dobra już istniejące
oraz żywa gotówka. Nie było instrumentów finansowych w postaci kredytów, akcji,
obligacji, a dodruk pieniądza mógł mieć bardzo ograniczoną formę. Moneta, jako
środek płatniczy, najczęściej bita była z kruszców szlachetnych, a nie lichego
stopu metali, zaś o banknotach czy zapisie elektronicznym jeszcze nie słyszano.
Janosik może chciał wnieść do świata nieco sprawiedliwości? Z założenia
mógł więc być człekiem cnotliwym i biednym współziomkom ulżyć chciał choć
trochę. Dlatego biedni go popierali i szacunkiem darzyli, stąd każde wybory
miałby chłop wygrane jak w banku! Dziś jest podobnie – ci co rozdają, a nawet
już ci, co tylko obiecują – szanse mają w wyborach duże. Więc wszyscy coś
obiecują i rozdają, jeśli uznają, że trzeba. A wyciągających rąk coraz więcej,
więc i coraz więcej trzeba rozdawać i obiecywać.
Ostatnio dodatkowo okazuje się, że na przekór zdrowej logice największą
wartość mają... żółte groszaki. Ich bicie bowiem kosztuje więcej, niż ich
nominalna wartość. Stąd nasz kraj zleca ich wytwarzanie tam, gdzie taniej,
czyli – za granicą. Co to oznacza? Ano to, że realne pieniądze za bicie
krajowej monety wyciekają z kraju, który tę własną monetę zamawia! Takie
„oszczędne” bicie bije nas, Polaków, po własnej kieszeni. I znowu ktoś na nas
zarobi. Nie pierwszy i nie ostatni raz pokazujemy, że nie jesteśmy zbyt mądrym
ani zapobiegliwym narodem. Wspomniany Janosik miał jeszcze jedną zaletę. Nie
transferował zrabowanych środków za granicę, jeno rozdawał rodakom. Czy można
zaryzykować i uznać, że to on był jednak prawdziwym patriotą?
GRZEGORZ MUSIAŁOWICZ