Przejdź do głównej zawartości

Chcę być posłem, który łączy, a nie dzieli...

Chcę by Gorzów był miastem otwartym na nowe pomysły i na nowych ludzi. To jest mój priorytet, gdyby wyborcy zdecydowali się powierzyć mandat posła. Czasami trzeba się poświęcić, nawet coś stracić, bo dla mnie sprawy kraju to nie jest abstrakcja, ale coś absolutnie realnego. Mi jest wstyd za Gorzów, bo on nie wygląda tak jak trzeba.

JAROSŁAW HAJDUK – Gorzowski chirurg, zastępca dyrektora ds. medycznych w Szpitalu Powiatowym
 w Drezdenku. Kandydat na posła z listy Platformy Obywatlskiej – pozycja nr 24.

Rozmowa z JAROSŁAWEM HAJDUKIEM, lekarzem i kandydatem Platformy Obywatelskiej do Sejmu RP.

Nad Wartą: Co uznany i szanowany lekarz robi w polityce, która autorytetów nie potrzebuje, ale potrafi je szargać ?

Jarosław Hajduk: Ja w polityce jestem od 10 lat, a Platforma Obywatelska to był trochę przypadek. Kiedy do niej wstępowałem, to nie za bardzo różnicowałem te ugrupowania, bo jednak wywodziły się z „Solidarności”, a zatem patrzyłem w kategoriach - gdzie mam więcej kolegów. Był ten POPiS i wspólne plany na przyszłość , ale szybko się okazało, że różnic jest więcej niż zbieżności. Szkoda, bo w sumie najważniejsze powinno być wspólne działanie, a nie wyimaginowane różnice.

N.W.: No ale nie rozumiem czegoś. Jest Pan osobą zawodowo spełnioną i cenioną w branży, a w polityka jednak zeszła trochę na psy. Tam jest mało miejsca dla takich ludzi jak Pan – w cenie są miernoty...

J.H.: Dobrze, ale trzymam się pewnej zasady: jak ja się nie zajmę polityką, to polityka zajmie się mną. Wolę więc mieć na coś wpływ, niż być pod wpływem ludzi, którzy nie do końca sami wiedzą czego chcą. Moze to truizm, ale też prawda. W rodzinie zawsze miałem ludzi, którzy dla Polski żyli i dla niej ginęli. Czasami trzeba się poświęcić, nawet coś stracić, bo dla mnie sprawy kraju to nie jest abstrakcja, ale coś absolutnie realnego.

N.W.: A może jako lekarz ma Pan jakąś receptę na uzdrowienie tej polityki ?

J.H.: Znam polityków różnych formacji, także z Prawa i Sprawiedliwości, nie uważam ich za innych Polków czy gorszych ludzi. Czasem historia, codzienność czy po prostu poglądy powodują, że znajdujemy się politycznie po przeciwnych stronach, ale to nie przeszkadza nam w robieniu rzeczy dobrych. Przykład pierwszy z brzegu, to prezes szpitala w Drezdenku Wanda Szumna, gdzie ja jestem lekarzem naczelnym. Mógłby ktoś powiedzieć, że jesteśmy z innych opcji politycznych, ale my się tym nie zajmujemy. Nas interesuje codzienna praca i funkcjonowanie szpitala.

N.W.: Ciekawe, bo Prawo i Sprawiedliwość zarzuca PO poważne zaniedbania w dziedzinie służby zdrowia. Jak więc jest – Platforma Obywatelska zdała egzamin w tej dziedzinie, czy raczej nie ?

J.H.: Wszystko zależy od ludzi. My pracujemy w obszarze konkretów, a nie politycznych dywagacji. Liczy się dobro pacjentów. Moje doświadczenia z różnymi ministrami zdrowia są złe, a największy zawód kierunkuję w strone ministra Arłukowicza i jego „Pakietu onkologicznego”. Od lat się mówi, że tych pieniedzy w służbie zdrowia jest za mało. Bo jest za mało – jest moda zna zdrowie i na długowieczność. To wszystko pociąga za sobą koszty...

N.W.: ...co ma do tego onkologia i Arłukowicz ?

J.H.: Dużo. W tym województwie pracuję już 35 lat i nigdy nie miałem problemu z pacjentem onkologicznym. Taki pacjent nigdy nie czkał. Zawsze otrzymywał pomoc w pierwszej kolejności.

N.W.: To co Arłukowicz sobie wszystko wymyślił ?

J.H.: Ja sobie zawsze żartuję – zamiast tworzyć „zielone karty” mogli zakupić tusz do stępli i stawiać zielone pieczątki.  Myślę, że to byłoby tańsze niż robienie olbrzymiej ilosci dokumentów i programów. My lekarze chcemy leczyć, a nie sterczeć przed programem komputerowym do "Pakietu onkologicznego", który nie działa zawsze jak trzeba.

N.W.: To co nie działa jak trzeba ?

J.H.: To po pierwsze nie jest takie proste, bo wymaga to sporego nakładu czasu, by wprowadzić dane do systemu, który działa wadliwie. Później okazuje się, ze środki nie są przekazywane i wiele podobnych. Ostatnio wysyłałem pacjenta do Szczecina, a tam mnie prosili, ze nie ma problemu, aby tylko nie na „zieloną kartę” bo później mają problem z całą tą biurokracją.

N.W.: Moze boicie się zmian ?

J.H.: Wcale nie ! Uważam jednak, że jeśli chcemy cokolwiek wprowadzać w służbie zdrowia i wydaje nam się, że będzie to lepsze, to pierwszą rzeczą powinny być konsultacje z lekarzami. Po pierwsze dlatego, że lekarze są bardzo konserwatywni i nie lubią bałaganu, bo sami mają wszystko poukładane. Po drugie, nie zawsze to co chce rząd ma jakikolwiek sens. Inaczej mówiąc: zmiany tak, ale konsultujmy je z tymi, którzy będą je na co dzień realizować.

N.W.: Politycy lubią decydować o wszystkim, także za lekarzy...

J.H.: No właśnie, a przecież to my odpowiadamy za życie i zdrowie powierzonych nam ludzi.

N.W.: Prawo i Sprawiedliwość chce więc pójść dalej i wrócić do budżetowego finansowania służby zdrowia. Dobrze czy źle ?

J.H.: To jest dla mnie jakiś absurd i tragedia. Może dlatego iż znam sprawy merytorycznie, ot chociażby jako lekarz naczelny. W ukąłdzie dawnych kas chorych czy obecnie funduszu zdrowia potrafię się poruszać i wiem za co się płaci, a za co jednostka moze dostać pieniadze dodatkowe.

N.W.: To jak PiS wprowadzi system, to szybko się będzie Pan musiał nauczyć do kogo trzeba zadzwonić...

J.H.: Gdyby to PiS-owi wyszło, to jest powrót do lat 80-ych i 90-ych, a zatem nie ma to nic wspólnego z poprawą sytuacji pacjentów, którzy powinni być zawsze na pierwszym miejscu. Jeśli pacjent nie jest priorytetem, to zawsze sie ktoś pogubi. Tymczasem budżetowanie, to jest tragiczna sprawa, bo przerabiałem to w latach 90-ych...

N.W.: Może boi się Pan zmian ?

J.H.: Nigdy nie bałem się zmian dobrych dla pacjentów. Obecny system jest prosty – pąłcimy za procedurę, a więc za pacjenta. Jesli ma to funkcjonować jako worek pieniędzy, taki bezkształtny i nie wiadomo z czego wynikający – czy z procedur czy ze specyfiki leczenia – to wojewoda lub osoby decydujące o budżecie, mogą różnie to podzielić. Niestety nie zawsze zgodnie z interesem pacjentów.

N.W.: Politycy będą decydować o tym co, za ile i gdzie leczyć ?

J.H.: Niestety. Uważam, że postulaty PiS,  by wprowadzić budżetowy system finansowania mają całkiem inną genezę i mało kto zdaje sobie sprawę o co chodzi. Dzisiaj mamy jasny system finansowania, a budżetowanie to po prostu jakaś pula pieniędzy, która idzie na szpital, a dyrektor  lub prezes będzie musiał rozdzielić pomiędzy lekarzy, pielęgniarki, oddziały czy jeszcze według innych krteriów. Zasada dotowania nie będzie jasna, a jasne będzie tylko to, że budżetowanie to instrument rządzenia.

N.W.: Czym ?

J.H.: To są duże pieniądze, jakieś 2 miliardy złotych w województwie lubuskim...

N.W.: ...czyli jest czym rządzić !

J.H.: No jest czym. Będzie o tym decydował wojewoda i nie chcę spłycać całej sytuacji do bruku, ale wszystko jest możliwe. Także to, że pieniadze mogą być dzielone pomiedzy starostów iłych władzy.

N.W.: Jest Pan fachowcem. Po co te zmiany ? Słuchając polityków PiS można odnieść 
wrażenie, że złe były Kasy Hhorych i Narodowy Fundusz Zdrowia, a takze cała ta reforma służby zdrowia...

J.H.: To nie jest prawda. Od wielu lat współdziałam z Narodowym Funduszem Zdrowia i biję się o kolejne środki, staram się i zależy mi na jakości. Budżetowanie spowoduje coś odwrotnego: gdy szef szpitala dostanie stałą kwotę, która nie będzie zależna od wyników, to będzie szukał oszczędnosci.

N.W.: To chyba dobrze ?

J.H.: Niekonieczne, bo te oszczędnosci będą poszukiwane w ilosci personelu, jakości personelu lub w pacjentach. W każdym z tych segmentów można znaleźć oszczędnosci, ale można też szpitalowi przekazać środki ponizej potrzeb rocznych. Szpital się zmieści w budżecie, ale czyim kosztem ? Odpowiem panu: kosztem pacjenta. To będzie mętna woda, ale niektórzy w takiej dobrze pływają. Szkoda, bo najwazniejszy jest pacjent.

N.W.: Instytucje tez są ważne, bo gdyby ich nie było, to i pacjenci mogą stracić...

J.H.: ...to nie tak ! W Niemczech też są Kasy Chorych i one się co roku zmieniają: procedury, zasady oraz środki na poszczególne segmenty funkcjonowania służby zdrowia. Trzeba być elastycznym i otwartym, a nie wywracać system.

N.W.: To o co chodzi ?

J.H.: Może o politykę, bo jak zarządzajacy dostanie budżet, a dla dobra pacjentów nie będzie chciał ciąć kosztów, to wojewoda czy inne gremium będzie mogło powiedzieć: ten człowiek sobie nie radzi. A przecież mówimy o bezpieczeństwie zdrowotnym i życiu ludzi.

N.W.: To co Pan jako ewentualny poseł z Gorzowa, na marginesie jest Pan jedynym gorzowskim kandydatem z takim dorobkiem bez polityki w tle, zrobi aby było lepiej ?

J.H.: Nie szukajmy nowych rozwiązań. My Polacy mamy takie dziwne zasady, że nawet jak rozwiązania są obok, to szukamy ich gdzieś dalej, bo chcemy być oryginalni. Ten system, który zmusza szpitale, przychodnie specjalistyczne i lekarzy, do większego wysiłku jest bardzo ważny i dobry, bo on się przekłada na efektywność. Ta zaś zależy o wielu innych rzeczy, także edukacji pacjentów, gdzie kluczem jest lekarz, który kształtuje swoich pacjentów.

N.W.: Usiądzie Pan w ławie poselskiej z ministrem Zembalą, to co Pan mu powie, by wszystko ruszyło do przodu ?

J.H.: Najwazniejsze są pieniadze, chociaż PiS uważa iż są mało ważne, skoro proponuje powrót do budżetowego finansowania. Błąd, bo ja znam państwowe szpitale, które są w sytuacji dramatycznej tylko dlatego, że były lub są źle zarządzane.

N.W.: To co zrobić, by było dobrze ?

J.H.: Po pierwse trzeba doskonalić nasz Narodowy Fundusz Zdrowia, któremu mozna zarzucić wiele, ale jest to system dobry, transparentny i wymuszajacy jakość. Udoskonalajmy go, a nie demolujmy. Sprawa pierwsza z brzegu: od wielu lat nie ma konkursów pomiędzy szpitalami, a NFZ. To jest bardzo wazna sprawa, bo mamy już prawie 4 lata i nowych umów nie ma. Dlaczego ? Bo pewnie są jakieś ważne powody finansowe, a jak wiadomo – nie minister zdrowia rządzi służbą zdrowia, ale minister skarbu.

N.W.: Ten NFZ to taki straszak...

J.H.: Jak dla mnie, to nie. Ja nigdy z Narodowego Funduszu Zdrowia nie zostałem odsyłany z kwitkiem. Zawsze było wsparcie i zrozumienie.

N.W.: Zmiana tematu. Restrukturyzacja gorzowskiego szpitala, to sukces czy umiarkowany sukces ?

J.H.: To jest sukces, bo szpital został uratowany, gdy wszyscy byli przeciw planom marszałek Polak...

N.W.: ...łącznie z politykami gorzowskiej PO.

J.H.: Jak mówię, że wszyscy, to wszyscy, a życie zaskakuje. To było zaskakujące, ale ja byłem za od samego początku, bo inaczej szpital by upadł. Byłem jedynym, który zdecydował się wówczas pomagać dyrektorowi Twardowskiemu i choć nie byłem do końca, to uważam, że tamten etap został zakończony. Szpital odniósł sukces, choć niektórzy nie rozumieją tego nawet do dzisiaj.

N.W.: Gorzowska PO też nie rozumiała...

J.H.: Niestety tak było. Ja podziwiam panią marszałek Polak, bo miała wówczas ogromną determinację i była zaangażowana jak mało kto. Pamiętajmy, że wszyscy byli przeciw niej, a także przewodniczącej Bukiewicz. Wzięły na siebie ryzyko niepowodzenia tego procesu przekształcenia i odniosły ogromny sukces, który za wzór stawiany jest dzisiaj w całej Polsce. Oczywiście nie mała w tym rola także Piotra Dębickiego, ale najwięcej ryzykowała marszałek Polak. Uratowanie szpitala to wielki sukces, bo on mógłby dzisiaj już nie istnieć, gdyby nie marszałek.

N.W.: Podoba się Panu Gorzów ?

J.H.: Trafiłem tu trochę przypadkiem z Kołobrzegu jako młody 24-letni lekarz. Nikogo tu nie znałem i trafiłem do szpitala przy ulicy Warszawskiej jako chirurg, a tam był świetny zespół chirurgów. Mi się Gorzów podobał...

N.W.: ...podobał ? Czas przeszły...

J.H.: ... Mi jest wstyd za Gorzów, bo on nie wygląda tak jak trzeba. Zacznijmy od zewnątrz – ja często jeżdżę i proszę się dostać samochodem do Europy. To jest problem, zanim dostaniemy się Na Ring Berlina, to trzeba przejechać przez wiele gmin.

N.W.: ...no pociąg Pan podobno będzie miał z Gorzowa do Berlina...

J.H.:  ...bez komentarza. Ja jeżdżę samochodem i przeraża mnie, ze nie myślimy, by skomunikować miasto z trasami europejskimi, ale zadowalamy się jakimś pociągiem. Dlatego jest jak jest i chciałbym to jako parlamentarzysta zmienić.

N.W.: Wróćmy do Gorzowa...

J.H.: No co mam Panu mówić ? To, że mnie denerwuje jazda Kostrzyńską ? Tak, ja unikam pokazywania znajomym tej części miasta, bo to po prostu jest wstyd. W centrum miasta mamy wspaniałe kamienice, które niszczeją, a one zawsze będą przyciągać, bo mają klimat. Powinniśmy dbać o tą część miasta. Nowe budynki można wybudować zawsze, ale jak te stare się zawalą, to nikt nam tego nie wybaczy. Inaczej mówiąc – jako poseł będę chciał dbać o takie rzeczy. Poseł musi być blisko spraw ważnych dla kraju, ale takze takich miejskich i ja będę starał się to robić.

N.W.: ...może nie ma dla kogo tego robić. Miasto się starzeje...

J.H.: Niekoniecznie. Władza musi być otwarta na ludzi oryginalnych, na jednostki z pomysłami i ekspresją, takich którzy widzą więcej i lepiej niż urzędnik, radny lub poseł. Trzeba dbać o ludzi, którzy są oryginałami, a nie o lizusów. Oni są wartością każdego miasta. Powiem tak, gdyby wyborcy zdecydowali się powierzyć mi mandat posła, to będę sluchał ludzi o przeróżnych poglądach, a nie takich, którzy będą mi przytakiwali. Władza musi dbać o wszystkich !

N.W.: Zostanie Pan posłem i co dalej ?

J.H.: Najwazniejsze rzeczy to kultura i szkolnictwo ! To dwie rzeczy, które tworzą miasto i będę chciał się tym zająć. Slużba zdrowia jest ważna, by ludzie czuli się bezpiecznie w tym mieście, ale poziom miasta kształtuje szkolnictwo...

N.W.: a jego nie ma ?

J.H.: ..hmmm...powinno być. To jest podstawa każdego dużego miasta. Jeśli chcemy mieć miasto i mądrych mieszkańców, to musimy ich wykształcić. Owszem, narzekania na Zieloną Górę i te wszystkie żale są słyszalne, ale sami jesteśmy sobie trochę winni. Po co te walki ? Trzeba było rozmawiać i szukać punktów wspólnych, a nie zapalnych.

N.W.: Czyli jako posel będzie Pan szukał z Zieloną Górą porozumienia, a nie wojny ?

J.H.: A po co nam wojna ? Ja rzomawiałem z politykami z Zielonej Góry i oni zawsze mi mówią, że w Gorzowie wszyscy zadają pytanie: czy on jest z Gorzowa ? Co to za pytania ? bez sensu. Taki nacjonalizm miejski nie jest dobry, a nawet jest wręcz szkodliwy. Miasto musi być otwarte na wszystkich, a szczególnie na tych, którzy chcą coś wnieść od siebie.

N.W.: Czyli jaki Gorzów ?


J.H.: Chcę by Gorzów był miastem otwartym na nowe pomysły i na nowych ludzi. To jest mój priorytet, gdyby wyborcy zdecydowali się powierzyć mandat posła. I jeszcze szukanie kompromisu... Tak chcę być posłem, który łączy, a nie dzieli...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...