Przejdź do głównej zawartości

Krzysztof Hauba: Kaszpirowski to przy politykach pikuś...

Gdyby obietnice składane przez gorzowskich polityków zrealizować chociaż w kilku procentach, to obudzilibyśmy się w XXII wieku. Niczym Tom Cruise w „Raporcie mniejszości” przesuwalibyśmy sobie obrazki z wizjami na najbliższe lata. Niestety politycy doprowadzili region do sytuacji, gdy wszystko wygląda inaczej – wracamy do XX wieku. Oczom nie wierzę, gdy od lat widzę ich w telewizji, a uszy więdną, gdy ich dzisiaj słucham. Kaszpirowski ze swoim „adin, dwa, tri”, to przy nich pikuś...

         
Rozmowa z KRZYSZTOFEM HAUBĄ, niezależnym kandydatem do Senatu.

Nad Wartą: Warto bić się z koniem ? Niezależni nie mają w wyborach parlamentarnych „z górki”, ale raczej pod górkę i jeszcze wieje im wiatr w oczy...

Krzysztof Hauba: ...bo tak na prawdę nie mieliśmy tu w Gorzowie jeszcze nigdy kandydata niezależnego do Senatu...

N.W.: No to chyba żart, a Władysław Komarnicki osiem i cztery lata temu ?

K.H.: Pan chyba sam nie wierzy w to co mówi ! Jeśli Władysław Komarnicki był niezależny, to ja jestem małą dziewczynką i mam dwa długie warkocze. Przywołam porównanie jednego z dziennikarzy: szybciej pijany ksiądz przejedzie na przejściu dla pieszych zakonnicę w ciąży, niż ktokolwiek uwierzy, że mój szanowny kontrkandydat był kiedykolwiek i od czegokolwiek niezależny...

N.W.: ...no tak się przedstawiał.

K.H.: Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko ! To jak z Heleną Hatką, która zanim dojrzała do bycia niezależną i bezpartyjną najpierw zdążyła się zapisać do Paltformy Obywatelskiej, potem została wojewodą, senatorem i w końcu wiceprzewodniczącą lubuskiej PO. Nie mam nic przeciwko kandydatom partyjnym, ale nie dajmy się zwodzić i oszukiwać, że tym dwoje kandydatów chodzi o cokolwiek więcej niż miejsce w Senacie.

N.W.: Takie ich zbójeckie prawo. Pan również kandyduje, by się tam dostać i nawet wielu postrzega Pana jako „czarnego konia” tych wyborów. Namieszał Pan trochę swoim startem i kampanią wyborczą „na bogato”..

K.H.: Bez przesady z tym „na bogato”. Mnie nie finansuje budżet państwa poprzez dotacje partyjne. Robię kampanię z oszczędności, bo wierzę iż już wybory samorządowe w Gorzowie pokazały, że mieszkańcy dojrzeli do tego, by także w parlamencie reprezentowali ich ludzie niezależni od partii oraz lokalnych układów. Konieczna jest zmiana prowadzenia polityki, bo politycy przestali służyć mieszkańcom, a stali się funkcjonariuszami partyjnymi.

N.W.: Stara śpiewka...

K.H.: ...nie śpiewka, ale konieczność ! Senat nie może być miejscem, gdzie poślemy partyjnego funkcjonariusza, który bezmyslnie będzie podnosił rękę zgodnie z partyjną dyscypliną.

N.W.: Mówi Pan jak Komarnicki cztery lata temu.

K.H.: On mówi wiele rzeczy i mówi jeszcze dziwniejsze rzeczy do dzisiaj. Ja tak myslę i jestem przekonany, że tak musi być, by Polska, region i miasto coś miało z senatora, a nie senator dzięki temu, że mandat uzyskał. Komarnicki dzień po ostatnich i przegranych dla siebie wyborach mówił: „Powielenie partyjne w Senacie jest bezsensowne. To jest strata pieniędzy! Ludzie, którzy idą do Senatu, idą po pobory(...). Uważam iż Senat należy zlikwidować. To jest zabieranie ludziom pieniędzy!”, a także definitywnie wykluczył kolejny start. Dzisiaj okazuje się, że oszczędnie gospodarował prawdą i honorem...

N.W.: ...twierdzi, ze mówił to w innym kontekście.

K.H.: To jest właśnie sposób w jaki politycy partyjni traktują wyborców ! Niestety niepoważnie i jak durni, a wyborcy są mądrzy i mają swój rozum. Słowo ma wartość. I dlatego wyborcy nie dadzą się oszukać komuś, kto cztery lata temu chciał likwidować Senat, twierdził iż kandydaci partyjni idą po pobory, a dzisiaj startuje do tej samej izby jako kandydat partyjny. Senator dla regionu, a nie dla partii – to bardzo ważne, bo można często odnieść wrażenie iż gorzowscy politycy wyżej cenili partię niż region. Nie mieliśmy szczęścia do senatorów, a oni naprawdę wiele mogą.

N.W.: Zastanawiam się tylko po co to panu ? Wyskoczył Pan jak „filip z konopi” i właściwie nikt nie wie o co Panu chodzi: kariera, kasa, wpływy, kompleksy...

K.H.: Nie idę do Senatu na emeryturę, nie chcę tam koronować swojej kariery i nie muszę pomagać żadnej partii zdobywać władzy. Chcę być senatorem, by ludzie nie utożsamiający się z partiami mieli swojego reprezentanta. Senat był kiedyś miejscem zadumy i może tak jest jeszcze, ale w moim przypadku chcę, aby to było miejsce aktywnego działania na rzecz regionu i kraju.

N.W.: Ale wybory wygra Prawo i Sprawiedliwość.

K.H.: Dogadam się z każdym i nie jest dla mnie ważne z jakiego ugrupowania będzie partner, który pomoże mi przeforsowac ważny dla kraju, regionu i miasta temat. Moja niezależność powoduje, że u innych szukam wspólnoty, a nie wojny. Szukam u partnerów ich mocnych stron, a nie słabości, by im dołożyć. Zamierzam doszukiwać się płaszczyzn porozumienia, a nie medialnego konfliktu.

N.W.: Zaraz się rozpłaczę...

K.H.: Nabija się pan, bo może niezależność jest dla pana czymś obcym.

N.W.: Ostrzegam ! Idzie Pan za szeroko i za grubo !

K.H.: Mówię co myślę i chyba dlatego mam szansę. Społeczeństwo ma dość tej politycznej nowomowy, która udziela się także panu, a która powoduje iż polityki nie rozumie już prawie nikt. Wy politycy, dziennikarze i publicyści uważacie, że zjedliście wszystkie rozumy i zamiast świat ludziom tłumaczyć, sprzedajecie społeczeństwu swoje historie.

N.W.: Skoro z Pana taki żywczyk, to może przykład ?

K.H.: Pierwszy lepszy – Akademia Gorzowska. Bardzo bym chciał, aby powstała, ale obawiam się, że stracone zostało zbyt dużo czasu na jałowe pogadanki z których nic nie wynikło. Dlaczego my od 20 lat dyskutyujemy o akademii, podczas gdy w Zielonej Górze stworzyli w tym czasie Uniwersytet Zielonogórski...

N.W.: ...no nie od 20 lat.

K.H.: Myli się pan, bo o Akademii Gorzowskiej dyskutuje się nawet dłużej. Coś zacytuję: „Miejska Rada Narodowa apeluje do Wojewódzkiej Rady Narodowej i Wojewody Gorzowskiego o podjęcie działań zmierzajacych do przekształcenia z poczatkiem roku akademickiego 1990/91 Zamiejscowego Wydziału Wychowania Fizycznego w Gorzowie w samodzielną uczelnie”. To uchwała z 1989 roku, dziś mamy 2015 rok, a w międzyczasie powoływani mnóstwo zespołów, których efektem miało być powołanie Akademii Gorzowskiej. Nie ma jej, bo zabrakło skuteczności lub politycznej woli.

N.W.: Jaki to ma związek z Pana kandydowaniem ?

K.H.: Partyjne kalkulacje powodują, że sprawy partii stają się ważniejsze  niż sprawy regionu. Wie pan  jaki mamy obecnie problem ? Z Gorzowa wyjeżdżają już nie tylko kandydaci na studentów, ale także licealistów, bo nie ma tu chociazby jednej szkoły z wykładowym językiem angielskim.

N.W.: I co Pan proponuje ?

K.H.: Szkolnictwo wyższe jest bardzo ważne, ale trochę przespaliśmy czas i moment. Teraz trzeba się skoncentrować na tym, co może być gorzowską specjalnością: kształceniem średniej kadry zawodowej lub chociażby – co uważam za przyszłość w kontekście zmian demograficznych – średniego szczebla medycznego: pielęgniarek, których brakuje już dzisiaj, a Gorzów ma świetne tradycje i możliwości w tej dziedzinie. To jest przyszłośc i nisza w której Gorzów może być numer jeden w kraju.

N.W.: W Zielonej Górze powstał wydział lekarski.

K.H.: I dobrze ! Nie zazdrośćmy, naśladujmy. Skoro politycy – co mnie nie dziwi – przespali swoje pięć minut, to nie ma nad czym płakać. Szukajmy swojej niszy i uważam, że Gorzów ma szansę, by stać się, chociażby na bazie otwartego ostatnio ośrodka fijoterapii przy AWF, ośrodkiem kształcenia osób opiekujących się osobami starszymi. To jest przyszłość, czy pan to rozumie ?

N.W.: Ja tak, piszę o tym często, ale politycy nie.

K.H.: To ich zmieńmy, dlatego właśnie kandyduję. Wyborcy mają do wyboru polityków, których znają od lat – nawet takich którzy udają dzisiaj niepartyjnych, choć jeszcze niedawno byli wojewodami – oraz mnie: nigdy w partii politycznej nie byłem i nie uważam, by partie były lekarstwem.

N.W.: Skoro nie da się Panu przypiąć łaty partyjnej, to może regionalną: Gorzów czy region ?

K.H.:  Senator nie jest przywiązany do powiatu lub gminy, ale całego okręgu wyborczego. Myślę, że warto to powiedziec: mieszkańcy Kostrzyna, Witnicy, Międrzyrzecza czy Słubic nie głosują na „ważniaka” – który będzie chodził 5 centrymetrów nad ziemią lub stadionem – ale realnego polityka, który zna ich problemy, słucha ich oraz stara się rozwiązywac bieżace sprawy ich społeczności. Wielka polityka i stanowienie prawa są bardzo ważne, bo prawo jest z złe, ale gdy senator nie ma kontaktu z rzeczywistością, to to prawo będzie jeszcze gorsze. Bliski mi jest Gorzów, bo tutaj mieszkam, ale nie można zapominać o tym, ze Gorzów to nie wszytko.

N.W.: Ten Komarnicki leży Panu na wętrobie. Nawet długi „Stali Gorzów” mu Pan w debacie zarzucił ?

K.H.: Bo skoro robi kampanię wyborczą bezczelnie wykorzystując zawodników i markę klubu do którego nie dołożył złotówki, ale za to będąc prezesem klubu kontrolowana przez niego firma wystartowała w przetargu na rozbudowę stadionu, to niech mówi całą prawdę, a nie tylko część. Prawda jest taka, że prezes Zmora stara się, ale nie jest mu łatwo, bo po Komarnickim zostały długi. Spore długi i wiem to nie z plotek, zapewniam.

N.W.: Wygra Pan, czy polityczna przygoda skończy się w noc z niedzieli na poniedziałek ?

K.H.: A czy ktoś przewidywał, że nie będzie w Gorzowie drugiej tury wyborów ?

N.W.: Tak, prezydent Jędrzejczak...

K.H.: No to miał rację, bo nie było. Ale nikt nie przewidywał,  że wygra wójt podgorzowskiego Deszczna. Ludzie są mądrzy i znaja teksty moich kontrkandydatów. Oni to samo mówią od lat, ale nic z tego nie wynika.

N.W.: A co wyniknie z Pana aktywności ?

K.H.: Nie idę do Senatu by realizować się politycznie, ale dość mam tych samych twarzy od 20 lat i chcę pokazać, ze można inaczej i lepiej. Niech w Sejmie politycy się kłócą i wypracowują stanowiska, które będą miały swoje odzwierciedlenie w ustawach, ale bycie senatorem to coś więcej: tu potrzebna jest rozwaga, fachowa wiedza oraz zdolność do kompromisów. Dobry senator to nie jest gość chodzący 5 centymetrów nad ziemią i puszący się jak paw nie swoimi dokonaniami, lecz osoba rozumiejąca współczesność, mająca kontakt z rzeczywistością i znajaca się na gospodarce we wszystkich aspektach jej funkcjonowania.

N.W.: To samo mówią inni...

K.H.: I gdyby zrealizować chociaż 10 procent ich obietnic ze wszystkich kampanii wyborczych, to obudzilibyśmy się w XXII wieku. Niczym Tom Cruise w „Raporcie mniejszości” przesuwalibyśmy sobie obrazki z wizjami na najbliższe lata. Niestety politycy doprowadzili region do sytuacji, gdy blizej nam do wieku XX . Oczom nie wierzę, gdy od lat widzę tych samych, a uszy mi więdną, gdy słucham wciąż tego samego. Kaszpirowski ze swoim „adin, dwa, tri”, to przy nich pikuś...


Krzysztof Hauba – gorzowianin, 46 lat, ojciec dwóch synów. Absolwent I LO w Gorzowie Wlkp. oraz Wydziału Ekonomii Uniwersytetu łódzkiego.Ukończył studia doktoranckie na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Wieloletni pracownik Narodowego Banku Polskiego, obecnie Gospodarczego Banku Spółdzielczego w Gorzowie. Bezpartyjny.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...