Komarnicki jest jedynym
spośród kandydatów, który otwarcie mówi, że bycie senatorem jest mu niezbędne
do „ukonorowania kariery”, a co za
tym dalej idzie – zrobi wszystko i to w dosłownym, a nawet „killerowskim” tego słowa znaczeniu - by
przeciwnikom pokazać,
że jest zdeterminowany i gotowy dosłownie do wszystkiego. Stąd już niestety blisko
do czegoś w rodzaju „komarnizmu”:
niebezpiecznego przekonania, że może wszystko, o wszystkim musi wiedzieć i
wszystko kontrolować, a przeciwników wręcz „zastraszać”...
![]() |
"Komarnizm", to nie cechy kandydata, który ma swoje zasługi, ale sposób myslenia i traktowania państwa, regionu oraz kraju. Komarnizm jest zły... |
Jeśli ktoś jest ciekaw, jak mogłoby
wyglądać za kilkanaście dni życie osób mających inne zdanie niż
kandydat Platformy Obywatelskiej do Senatu, powinien zapytać uczestników
piątkowej kolacji: prominentnego parlamentarzysty PO, prezesa firmy będącej
strategicznym sponsorem „Stali Gorzów” oraz jednego z kontrkandydatów Władysława
Komarnickiego do Senatu.
Panowie umówili się, by porozmawiać o sporcie, ale i ten temat – jeśli
tylko jest podejmowany przez przeciwników Komarnickiego – w mieście, gdzie jego
absurdalny i prymitywny kult przypomina ten oddawany biblijnemu „złotemu cielcowi”, okazuje się niedozwolony...
...a interlokutorzy – ludzie mądrzy i uczciwi, bo nie popierający kandydata
– „szpiegowani”.
Panowie – co ważne: telefonicznie - umówili się na kolację w raczej
postronnym „Hotelu Qubus”.
Gdy dotarł tam pierwszy z nich - w recepcji czekał już Władysław
Komarnicki. Szybka telefoniczna zmiana miejsca na „Hotel Mieszko”, takze
okazała się – nie wiedzieć dlaczego - mało skuteczna.
W tej sytuacji - spotkanie przeniosło się do restauracji „Don Giovani”.
Jakież było zdziwienie trzech bardzo ważnych w lubuskiej polityce i
sporcie osób, gdy podczas kolacji do restauracyjnej salki wszedł sam W.
Komarnicki, ostentacyjnie manifestując swoją osobą: wiem w tym mieście
wszystko.
Jeśli dodać do tego podejrzenia
kandydata PSL-i SLD Tadeusza Jędrzejczaka, że ktoś za nim jeździ lub
jego prywatną konstatację: „Mamy tu chyba do czynienia z rodzajem obłędu
lub nawet jednostki chorobowej w przypadku jednego z moich konkurentów”, to obawy „co by było gdyby”...nie są bezzasadne.
Byłby to zarzut na wyrost, gdyby sam Komarnicki - tuż przed sobotnią
debatą kandydatów do Senatu - nie podszedł do jednego ze swoich konkurentów, by
powiedzieć: „Mogę pana zaprosić na carpaccio do tej samej
restauracji, co byliście. Pan chyba zdaje sobie sprawę, że moja obecność tam
nie była przypadkowa?”.
Więc co się dzieje i dlaczego ten Senat jest dla kandydata Komarnickiego tak ważny ?
Swoje intencje zdradził już cztery lata temu w rozmowie z 11
października 2011 roku w Radiu Gorzów.
„Ludzie, którzy idą do Senatu, idą po pobory. Wiadomo, że decyzje będą
partyjne, a w Senacie będzie takie samo głosowanie jak w Sejmie” –
uczciwie powiedział w rozmwoie z red. Bogdanem
Sadowskim.
Poza
dyskusją jest to, że w jego kampanii wyborczej – z pociągami do Berlina w tle, które od stycznia nie pojadą, mostem w Kostrzynie o który rzekomo zabiega, czy bezinteresownością w okresie
bycia prezesem i jednoczesnym starcie w przetargu na budowę stadionu – mamy do czynienia z wodospadem bzdur,
fontanną obietnic bez pokrycia, rzeką politycznego zakłamania oraz tsunami
ogłupiania ludzi...
...i
tylko szczerość jest jakaś mniejsza – co najwyżej „strumyczek”.
Krytyka Komarnickiego może być jednak na wyrost, a nawet krzywdząca dla
niego. Są dowody iż kiedyś myślał inaczej.
„Bądźmy razem! PZPR musi służyć pracującym w
zakałdach, a nie personom na świeczniku” – mówił jako
pierwszy sekretarz partii komunistycznej 2 grudnia 1989 roku, podczas zjazdu,
który wybierał delegatów na Zjazd Krajowy PZPR, a co udokumentował organ tej
partii „Ziemia Gorzowska” z dnia 08.12.1989roku.
"Komarnizm" ma więc silne podstawy i długoletnią tradycję.
Bloger może milczeć, gdy powstała na fundamentach demokracji "Gazeta Wyborcza" wręcza byłemu komuniście tytuł "Zasłużonego za 25 lat wolności", ale ma moralne prawo by głośno powiedzieć temu samemu komuniście: "Jesteś kłamcą !", gdy ten ubiega się o miejsce w instytucji, którą 4 lata temu chciał likwidować.
"Komarnizm" nie jest konsekwencją cech kandydata do Senatu, bo nikt nie jest do końca zły i zapewne W. Komarnicki zrobił i robi w życiu wiele bardzo dobrych rzeczy za które należy go chwalić i podziwiać. Sporo dobrego w zyciu zrobił. Nie jest to również sposób myślenia, bo ono ma w tym nurcie odcienie jedynie koniunkturalne.
To raczej sposób na życie tych, którzy otaczają twórcę tego nurtu "myślenia", którzy już dawno zapomnieli co oznacza "Pro Publico Bono", a którzy - w imię osiągnięcia swoich celów - gotowi są zaproponować konkurentom W. Komarnickiego rezygnację z wyborów w zamian za posadę za 10 tysięcy w publicznym urzędzie.
Trzeba tylko wierzyć - piszący te słowa wierzy w to - że proponujący, dziś ważny "urzędnik rolny" i polityk PO, popełniał ów przestępstwo na włąsną rękę i bez wiedzy kandydata...