Przejdź do głównej zawartości

Swój swojemu oka nie wykole...

Istnieje milczenie, które jest cnotą, bywa też milczenie, które jest wadą, a nawet występkiem. Kiedy jeden „ma coś” na drugiego, a drugi na tego pierwszego, nie należy oczekiwać, że dyskusja wolna będzie od wzajemnego strachu. Nie da się prowadzić sporu, gdy ma się świadomość ukrytego rewolweru u przeciwnika. Miało  być wielkie starcie dwóch gigantów – na argumenty oraz mocne ciosy...


...wyborcy zobaczyli jednak  spektakl z udziałem dwóch przestraszonych „tłustych kotów”, gdzie żaden nie chciał zaatakować, bo wiedział iż ten drugi wyciągnie „z kuwety” coś jeszcze mocniejszego. Obaj znali swoje wady i problemy, co skrzętnie chcieli wykorzystać – u jednego był to problem z odnalezieniem się po 25 latach bycia „na topie”, a u drugiego wręcz chorobliwa chęć ukonorowania kariery, czy po prostu siebie.

Tym samym, starcie Władysław Komarnicki vs. Tadeusz Jędrzejczak nigdy nie nastąpiło, choć miało być głównym spektaklem wyborczego teatru albo po prostu – „gwoździem do trumny” jednego z panów.

Prezydent Jedrzejczak, to postać zasłużona i historyczna, prezes Komarnicki tylko śmieszna, ale ten pierwszy stracił bodaj ostatnią szansę na to, by uwolnić się od podejrzeń o to, że w Gorzowie istniał „układ” lub po prostu dziwny „klimat”.

Kampania wyborcza mogła być dla niego testem na niezłomność, a okazała się dowodem winy.  

Dwa główne grzechy obu panów – Komarnickiego i Jędrzejczaka - w traktowaniu przestrzeni  publicznej jako prywatnego folwarku, zaczynają się na listerę „p” – to pycha i prywata. Żadne to przestępstwa ani nawet powód do robienia im większych zarzutów, a tym bardziej większych oskarżeń, ale nie powinni i nie mają prawa kreować się na bezinteresownych na filantropów.

Mają swoje dokonania, ale jeszcze więcej „za uszami” – o czym obaj wiedzieli, mocno się pilnowali i robili wszystko, by polityczna szpada nikoga nie dosięgła.

Udało się nawet wtedy, gdy niezależny kandydat do Senatu Krzysztof Hauba – wydawało się – przycisnął byłego prezydenta Gorzowa do muru.

Zadam panu bardzo trudne i złożone pytanie” – zaczął podczas wyborczej debaty kandydat Hauba.

 „Jest pan dla gorzowskiego żużla osobą zasłużoną najbardziej. To pan jako prezydent miasta  decydował o tym, aby większość miejskich pieniędzy była przeznaczana na żużel. Skoro juz pan takie decyzje podejmował, to niech pan powie dlaczego pozwala na to, by wszystkie sukcesy <Stali Gorzów> były instrumentalnie wykorzystywane przez pana Władysława Komarnickiego? Moim zdaniem, takie działania – chodzi o wykorzystywanie wizewrunku klubu i zawodników w spotach wyborczych – wpływają na zażenowanie kibiców i władz Ekstraligii Żużlowej, ale także wpłwyają na opinię sponsorów” – docisnął byłego prezydenta niezależny kandydat, a ten – nie mając innego wyjścia, by na stole nie pojawił się „rewolwer” konkurenta i dawnego przyjaciela – zaczął bajać.

„Środki finansowe na sport dzieliliśmy sprawiedliwie(...). Żużel jest w Gorzowie najbardziej oglądaną dyscypliną sportową. Dzisiaj na stadion przychodzą tłumy, a promocja Gorzowa jest nieprawdopodobna” – perorował Jędrzejczak, a kandydat Hauba dociskał jeszcze bardziej: „No ale dlaczego pozwala pan na wykorzystywanie wizerunku i sukcesów klubu ?

Odpowiedź nie pozostawia wątpliwości, zwłaszcza iż w tle „chrząkał”, „dyszał” i śmiechem „palił głupa” ten, który dzierżył rewolwer.

 „Jestem człowiekiem gołębiego serca i niezwykłej skromnosci, kto jak do czego podchodzi pozostwaim ocenie mieszkańców, którzy wiedzą jak w klubie i wokół klubu mają się sprawy”- odpowiedział krótko Jędrzejczak.


Podobnie było w innych debatach ...

Ktoś powie, że tak się nie godzi, ale powstaje pytanie: dlaczego PRL-owskich oportunistów chcących się "załapać" mamy uważać za awangardę Gorzowa, a młodych, zdolnych i niezaleznych za niedoświadczonych tylko dlatego, ze są z PiS-u lub startują jako niezależni ?



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...