Nawet
spółka prawa handlowego, szybko może się okazać także spółką „przyjaciół z politycznego podwórka”, jeśli wpływ na nią ma
właściciel każdego dnia walczący o przetrwanie koalicji. Mylą się ci, którzy
uważają iż patologie mają miejsce głównie w stolicy, bo w rzeczywistości woda
jest najbardziej mętna na prowincji, a doskonale pływają tam nie tylko pół
zdechłe „ryby bez wartości”, ale
również te „szlachetne gatunki”. To
nieprawda, że jak ktoś pełnił ważne funkcje publiczne, to posiada już taką
wiedzę i doświadczenie, że nie musi iść na łatwiznę „po układzie”.
Polityka wciąż
pozostaje fajną „trampoliną” do
zarobienia lub dorobienia, ale skala w jakiej oddziaływuje ona na spółkę prawa
handlowego odpowiedzialną za zdrowie blisko dwustu tysięcy osób, jest wręcz
demoralizująca: były posel Witold Pahl,
eksstarosta Józef Kruczkowski, ekswojewoda
Jerzy Ostrouch, eksprzewodniczący
Rady Miasta Robert Surowiec i
eksprzewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego Mirosław
Marcinkiewicz w jednej instytucji, to nie przypadek, ale polityczna „bandyterka”.
Po spektakularnym
sukcesie uratowania szpitala przez marszałek Elżbietę Polak i prezesa Piotra
Dębickiego, instytucja ta staje się najlepszym przykładem tego, co w
polityce najgorsze.
Tu już dawno rozmyły się granice pomiędzy tym
co publiczne i prywatne, a panujące w nim obyczaje, to groteskowy przykład
obrazu w którym bohaterowie poklepują się po plecach - by ugrać coś dla siebie,
ale nie dla regionu i miasta. To przykład zdeformowania pojęcia misji
publicznej, a także prezentacja „systemu”, który w obronie żerowiska i miejsca
w kolejności dziobania, gotów jest na wszystko.
„Ten szpital był żerowiskiem dla partii politycznych” – mówił obejmując
posadę prezesa Piotr Dębicki, a sytuacja którą krytykował, dziś znów staje się
faktem.
Nominacje dla prezesa
i wiceprezesa były zaskoczeniem, ale fakt iż w szpitalu swoje miejsce pracy lub
aktywności znalazło w ostatnim czasie także trzech innych polityków: Józef
Kruczkowski – jako pełnomocnik zarządu, Mirosław Marcinkiewicz – jako jednoosobowy
członek zespołu ds. budowy radioterapii, a także Witold Pahl – jako członek
rady nadzorczej, to nawet przy docenieniu ich najwyższych kompetencji, mocna
przesada, która trąci „politykierstwem” – żeby nie powiedzieć: kupczeniem
posadami za publiczne.
Trudno odmówić
Pahlowi czy Marcinkiewiczowi wiedzy, rzetelności i ogromnego doświadczenia, ale
nie można też odmówić komentatorom prawa do zdziwienia i podejrzeń, że dokonano
właśnie „skoku na szpital”.
Szczególnie dziwi w tym kontekście akces do rady nadzorczej wybitnego prawnika
dr Pahla, który nic nie musi - bo ma uznanie wszędzie - ale w takim
towarzystwie może stracić więcej niż zyskać, nawet jeżeli wiele od siebie da.
Skomplikowana była też sytuacja Marcinkiewicza, któremu PiS w pracy nie pomagał, ale watpliwości - tak czy siak - mają rację bytu.
Skomplikowana była też sytuacja Marcinkiewicza, któremu PiS w pracy nie pomagał, ale watpliwości - tak czy siak - mają rację bytu.
Szpital funkcjonuje dobrze i wszystkie zmiany są oczywiście zgodne z prawem, ale niesmak pozostaje. Miał być
platformerski „reset”, a obserwujemy „skok”...