Przejdź do głównej zawartości

Grażyna Wojciechowska: najgorsze, gdy z centrum uwagi zniknie człowiek, który jest najważniejszy.

Moje doświadczenia współpracy z marszałek Polak są bardzo dobre. Nie można doprowadzić do sytuacji w której będzie się chciało napluć w swoje odbicie w lustrze. Jak światem, światem, była zawiść i zazdrość, i ona będzie, tego nie zmienimy. Co najlepiej udaje się wszystkim ? Narzekanie, psioczenie... Wiele razy spotkałam się z sytuacjami, gdy mieszkańcy szli do tego lub innego medialnego radnego, on im naobiecywał cudów, a później trafiał do mnie. Jak ktoś nie potrafi zaopiekować się rodziną, to niech nie bierze się za opiekę nad mieszkańcami miasta.
Fot.: Teletop

Rozmowa z GRAŻYNĄ WOJCIECHOWSKĄ, radną Rady Miasta i prezes Fundacji „Czysta Woda”.

Nad Wartą: Czy będzie kiedyś taki moment, gdy powie pani: „Mam dość. Zrobiłam swoje. Teraz czas na innych” ?

Grażyna Wojciechowska: Nie, będę pracować dla innych do końca, choć jest prawdą, że wszystkie życzenia od najbliższej rodziny, córki i wnuków, brzmią mniej więcej tak: „Mama, zajmij się sobą. Bądź w końcu tylko dla siebie”. Ja wtedy mówię, że skoro w robieniu czegoś dla innych realizuję również swoje osobiste pasje, to chyba nikt nie wyobraża sobie, że ja zamiast tej aktywności, mogłabym chodzić po sklepach lub przesiadywać na tarasach, i rozmawiać o niczym, a najlepiej, jeszcze wszystko krytykować.

N.W.: Ta pasja przyszła sama, czy był jakiś szczególny moment ? W końcu była pani sportsmenką, dobrą nauczycielką i nawet jako radna, mogłaby pani tak jak inni, wpaść na sesję i poudawać, a potem poprawić w Radiu Gorzów. Po co aż tak się angażować ?

G.W.: Ja nie patrzę na innych, nie chcę ich oceniać, bo to ich sumienie. Pochodzę z domu, gdzie ojciec był ksiegowym, a matka szefową ADM-u. To u nas w domu był pierwszy telefon i pierwszy kolorowy telewizor, a to samoczynnie powodowało, że nasz dom musiał być otwarty dla innych...

N.W.: ...taka świetlica dla wszystkich u Wojciechowskich ?

G.W.: Tak było, ale ludzie przychodzili do nas nie tylko dzwonić i ogladać telewizję, ale również po wsparcie. Naprzeciw nas, nie powiem nazwiska, mieszkała pięciosobowa rodzina i pamiętam te obrazki, gdy ojciec dzielił jedno jajko na pięć osób, bo tak ubogo żyli. Mieszkałam z babcią, która często mi mówiła: „Grażynka, idź i daj tej pani to lub tamto”. Ja się wówczas zastanawiałam nad czymś takim: ważna jest pomoc, ale trzeba jej udzielać w umiejętny sposób.

N.W.: Żeby nie poniżyć i nie urazić.

G.W.: Dokładnie. Ta pani nie pracowała nie dlatego, że nie chciała, ale była bardzo chora, a mimo tego była tą boginią ogniska domowego. To tylko jeden przykład, bo mnóstwo razy przychodzili do naszego domu ludzie, by im napisać podanie, wytłumaczyć jakieś urzędowe pismo lub po prostu pomóc.

N.W.: I to był ten moment ?

G.W.:  Nie, dla mnie wówczas to było już normalne, że trzeba pomagać. Jednej osobie dać, innej kupić jakieś leki, a jeszcze inne pomóc w dostaniu się do lekarza. Moi rodzice byli wykształceni, było nam łatwiej. Dla mnie, to było cos normalnego, bo to wyniosłam z domu i z obserwacji babci, ojca i matki.

N.W.: Wywołuje pani emocje: jedni kochają, a inni non stop złorzeczą. Wkurza panią taka postawa, gdy ludzie, którzy sami nie robią nic, tylko mielą jęzorem, chcą wystawiać cenzurki ?

G.W.: Kochany, jak światem, światem, była zawiść i zazdrość, i ona będzie, tego nie zmienimy. Co najlepiej udaje się wszystkim ? Narzekanie, psioczenie i doszukiwanie się dziury w całym. Ja zawsze pytam: a powiedz, co ty zrobiłeś lub zrobiłaś dla miasta ? Więcej, spoglądam na dorobek zawodowy wielu i zastanawiam się: jakim prawem chcesz zarządzać miastem, decydować o losach innych, jeśli sam nie potrafisz zadbać o swoją rodzinę. Jeśli ktoś chce decydować o budżecie maista dla mieszkańców, to niech wpierw pokaże, co sam potrafi zrobić dla rodziny...

N.W.: ...nie zgadzam się: niektórzy są w tym całkiem dobrzy i w samorządzie działają tylko na rzecz swoich rodzin.

G.W.:  Niestety, ale to już przypadki patologiczne, gdy pozycję radnego wykorzystuje się do swoich prywatnych celów. Nie będę oceniać tych ludzi i tych postaw. Człowiek musi być konsekwentny i musi być sobą. Ja jestem...

N.W.: ...czyli pani nie gra w tej swojej aktywności ?

G.W.:  Powiem tak, ja nie jestem aktorką, i przepraszam za niezamierzoną złośliwość, chociaż niektórzy mówią, że w tym przypadku powinnam być. Ale nie wchodzę w temat głębiej. Ja zawsze byłam silna sama z siebie i dlatego pomagam słabszym.

N.W.: Ale coś panią motywowało zawsze i dzisiaj również ?

G.W.: Nie kalkulowałam nigdy i niczego, ale chyba od zawsze miałam takie silne przywódcze predyspozycje. Jeszcze jako dziewczyna byłam po prostu liderką, czy to chodziło o bieganie od latarni do latarni, czy aktywność wśród rówieśników. Proszę zwrócić uwagę, że i dzisiaj nie lubię być ostatnia i jak coś robię, to to musi być najlepsze i z przytupem. I najważniejsze. Ja nie odleciałam, zachowuję się normalnie i widzą to zwykli ludzie na ulicach Gorzowa. Podchodzą do mnie, motywują i wyrażają gesty wsparcia. Dlaczego tak jest ? Bo ja szanuję każdego! Każdy człowiek, nawet ten bezdomny i obsikany, proszący o 3 złote na piwo, ma wartość i nie można go przekreślać.

N.W.: Odruch jest zawsze taki sam: lump i przepije !

G.W.:  I co z tego ? Dzisiaj on, a jutro może być każdy z nas i nie wiem kto. Żyję długo i wielu już widziałam, którzy od zera robili z siebie milionera, ale też odwrotnie: z wielkich i wpływowych, stawali się w potocznym rozumieniu nikim. Fortuna kołem się toczy. Czesto u Brata Alberta spotykam znajomych ze szkoły podstawowej, mówię wtedy: „Jakim ty byłeś mężem, synem czy bratem, że tu wylądowałeś ?”. Oczywiście bez wyrzutów, raczej z przesłaniem. Mi się wydaje, że można zrobić dużo rzeczy, ale nie można myśleć w kategoriach uprzedzeń, że skoro wyleciał na margines, to sam sobie jest winien. Różnie bywa.

N.W.: A jak bywa w Radzie Miasta, w której jest pani z kilkoma innymi bardzo aktywna, ale wiekszość traktuje to ciało jako maszynę do lansowania swojego wizerunku lub gwarancję innych korzyści. Sam odnoszę wrażenie, że dwie trzecie radnych, zna miasto tylko z tego co widzą przez szyby samochodu oraz z mediów, gdzie pojawiają się informacje przez nich kreowane ?

G.W.: Nie chcę rzucać przykładami, ale wiele razy spotkałam się z sytuacjami, gdy mieszkańcy szli do tego lub innego medialnego radnego, on im naobiecywał cudów, a później trafiał do mnie z tekstem: „Pani Grazynko, proszę o wsparcie, bo tamten wysłuchał, obiecał, ale teraz nawet telefonu nie odbiera”. Wielu radnych czesto mówi: „Załatwiliśmy”, ale jak przyjrzeć się sprawie i porozmawiać z zainteresowanymi, to załatwione zostało tylko w mediach.

N.W.: I to nie irytuje, gdy widzi pani pięknoduchów, którzy fajnie wypadają w mediach, ale nie ciągną się za nimi żadne konkrety .

G.W.: Ja ich często na sesjach pytam. Spuszczają głowy i nie mówią dosłownie nic. A ile krzywdy zrobiono muzykom w Filharmonii Gorzowskiej ? Też jedna pani radna udawała, że chce im pomóc, a gdy zrezygnowali z jej nieudolnej pomocy, to była przeciwko nim. Proszę spojrzeć, czy radni chodzą na koncerty ? Jest słabo...

N.W.: ...chyba gorzej. Rada została trzy lata temu odmłodzona i wymieniona, ale chyba nie wpłynęło to na jej jakość ?

G.W.: Zawsze stawiałam i stawiam na młodzież, ale bardzo się zawiodłam na tych ludziach. Nie będę wymieniać nazwisk, ale wiemy, kto chciał na poczatku kadencji dorwać się do włądzy i omotać prezydenta, by realizować swoje prywatne interesiki. Robili dużo hałasu, a mało było z tego konkretów. Stołki, funkcje i układanie się, to mnie przeraża, że młodzi ludzie mogą mieć takie pojęcie o samorządzie.

N.W.: Miał być samorząd najmniej polityczny w tej kadencji, a wyszło jak zawsze. Kiedyś spieraliście się o rzeczy ważne, a dzisiaj o nic, chodzi o wyróżnienie siebie.

G.W.: Tak nie powinno być.Też mnie to boli, że sesje to pyskówki i wyciaganie jakiś błędów, które popełnia każdy, chyba, że ktoś nic nie robi. Najgorsze, że robią to ludzie, którzy dla miasta nie zdążyli jeszcze wiele zrobić. Tak nie powinno być, ale ja wciąż wierzę w młodych i młodość.

N.W.: Miasto się zmienia od lat: od Woźniaka, mocno za Jędrzejczaka i także teraz, w tej kadencji prezydenta Wójcickiego. Ma pani w głowie jakiś moment, punkt czy czas, gdy z fajnego miasta  ludzie młodzi zaczęli wyjeżdżać ? Albo inaczej: co się nie wydarzyło, że oni zaczęli wyjeżdżać ? Gdzie popełniono błąd ?

G.W.: Błąd popełniono dawno temu, jeszcze w czasach gdy ja byłam młoda i szykowałam się na studia. Gorzów nie miał szkół pedagogicznych, było tylko studium pedagogiczne, później to zlikwidowano, a efekt był taki, iż brakowało nauczycieli. Władze miasta spotykały się ze studentami, fundowano stypendia, ta sprawa była ważna. Ważna także dla przemysłu, bo przecież „Stilon” promował nas na cały świat i wymagał kadry. Mój mąż też był stypendystą „Ursusa”. Czyli można było. Później, te sprawy zostały gdzieś odłożone na bok. Nikt się studentami nie interesował, a oni zaczęli się interesować głównie sobą

N.W.: To jest proces odrwacalny lub chociaż zatrzymywalny ?

G.W.: Mam nadzieję, że tak, chociaż pamiętajmy o tym, iż nie dotyczy to tylko Gorzowa. Tak się dzieje w innych miastach. Ja widzę to dzisiaj inaczej niż inni. Kluczem jest rodzina i jej prawidłowe funkcjonowanie. Dzieci muszą mieć gdzie wracać, bo jeśli w rodzinie jest wszystko w porządku, to młody człowiek ukończy studia i swoje pomysły będzie chciał realizować blisko domu rodzinnego. Jeśli jeszcze władze miasta będą to dostrzegać, a później wspierać takich ludzi, to wszystko jest możliwe.

N.W.: Konsultuje się wiele w naszym mieście.

G.W.: Tak, może za dużo. Nadmiar demokracji prowadzi do anarchii. Owszem, trzeba rozmawiać z ludźmi, pytać ich o zdanie, ale nie można rozmydlać odpowiedzialności. Trzeba podejmować decyzje i umieć brać za nie odpowiedzialność. Wszyscy wiemy, że nie jesteśmy i nie będziemy już dużym ośrodkiem przemysłowym, bliżej nam dzisiaj do miasta marketów, ale to droga donikąd. Trzeba wybrać kierunki nauczania, postawić na nie i wspierać młodych.

N.W.: Tymczasem miasto się kurczy i starzeja. Pani pamięta lata świetności Studium Medycznego, to jest target na przyszłość, ale jakby nikt tego nie widzi, bo wszyscy są zaślepieni Akademią imienia czegoś. A przecież z Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu oraz ośrodkiem kształcącym przyszłe pielęgniarki, bylibyśmy ważnym miastem na mapie kształcenia zawodowego.

G.W.: Tak, akademickim miastem, tak jak się to rozumie, nie będziemy nigdy. Ile ja o tym mówiłam ?

N.W.: Nikt chyba nie słuchał.

G.W.: Nie tak. Mieliśmy taką szansę, ale ona została zaprzepaszczona. Proszę sobie przypomnieć. Profesor Dębniak, miał takie plany, jednak stał się dla wielu w pewnym momencie osobą niewygodną, bo był wymagający i trzymał dyscyplinę. Miał pomysł, realizował go, ale jak to w naszym mieście, mniej zdolni byli liczniejsi.

N.W.: Tu nad Wartą to standard, że lepszych się zwalcza.

G.W.: Ależ to tak działa ! Panu chyba też na początku kariery mocno zaszkodzono, bo się pan wybijał ponad innych.

N.W.: To inna sprawa, sam też mam sobie sporo do zarzucenia.

G.W.: Mnie też wielu i wiele razy próbowało zniszczyć, bo byłam niewygodna. To jest nasza gorzowska malizna i zdolni są do tego tylko ludzie mali. Wielu mi sporo zawdzięcza, a proszę mi powiedzieć, kto lubi bank w którym ma do spłaty kredyt ? Nie ma takich.

N.W.: Dobrze chociaż, ze nie zwala pani za wszystkiego na Zieloną Górę i marszałek Polak.

G.W.: Wręcz przeciwnie, moje doświadczenia współpracy z marszałek Polak są bardzo dobre, bo ich efekty sa dobre dla miasta. Wszyscy jej krytycy zapominają, że jak projekty robi się zgodnie z prawem i dobrze się rozlicza, to nie ma problemów. Powiedzmy sobie wprost, że ta marszałek dla Gorzowa zrobiła bardzo wiele dobrego i oskarżanie jej o brak przychylności dla naszego miasta, jest nieuczciwe. Po prostu walczmy o swoje argumentami, a nie emocjami.

N.W: Ma pani już naśladowców i następców ?

G.W.: Niech pomyślę. Bardzo bym chciała, ale nie widzę jeszcze. Kilku szykuję i będą dobrzy. Najważniejsze, by te dziewczyny o których myślę, nie wkopały się i nie dały zmanipulować, bo słyszymy o nich wiele, ale tu nie chodzi o efekciarstwo, lecz efekty na lata. Te osoby wiedzą, że mówię o nich i trzymam za nie kciuki.

N.W.: No właśnie, bo łatwo o „wodę sodową”, która spieprzy wszystko. Ma pani jakąś radę dla nich ?

G.W.: Najgorsze, gdy z uwagi zniknie człowiek, a pozostanie tylko działanie dla poklasku. Nie każdy potrafi zachować się w sytuacji, gdy jest znany i za coś podziwiany. Łatwo o pokusę wykorzystywania tego dla siebie, a nie dla innych. Mnie jest pełno wszędzie, ale nie dla siebie, lecz dla innych. A wiemy jak to robili niektórzy ? Te projekty unijne, jakieś portale i inne przedsięwzięcia. Tam nikt nie myslał o mieście i ludziach, ale o nabijaniu sobie kabzy. Dzisiaj muszą te pieniądze oddawać, bo nie było realizacji. Moja rada ? Każdy powinien być uczciwy wzgledem siebie.

N.W.: Czyli ?

G.W.: My kobiety się malujemy, wy faceci się golicie. Nie można doprowadzić do sytuacji w której będzie się chciało napluć w swoje odbicie w lustrze. Tak patrzę na wielu i zastanawiam się, czy zamiast o czymś mówić i zwracać komuś uwagę, nie wysyłać im po cichu lusterka. Ja z głową podniesioną nie mam sobie nic do zarzucenia, bo wywodzę się z dobrej rodziny, miałam dobrych nauczycieli i innym też pokazuję dobre rzeczy, a inna nie bedę.

N.W.: To które urodziny w lipcu ?

G.W.: Dwudzieste pierwsze, ale czuję się wciąż młoda i gotowa do działania. Zachęcam i zapraszam do siebie innych.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...