Niby PiS i PO, to dwa różne światy,
ale łączy ich jedno – niechęć do lepszych. Odejście, czy raczej pozbycie się Marcinkiewicza
z Ratusza, a właściwie zgoda na drugie już upokorzenie jego osoby, nie budzi
zbyt wielu emocji na zewnątrz miejskiej administracji, ale rozpala głowy
działaczy gorzowskiej Platformy Obywatelskiej. Właśnie dostali mocny sygnał, że
Sibińska i Surowiec, w zamian „za coś”
lub „polityczne koncesje”, poświęcą
każdego, choć na koniec – i to zapewne już niedługo – brutalna wojna rozegra
się pomiędzy nimi obojga: w kwestii przywództwa w partii oraz startu w wyborach
parlamentarnych.
![]() |
FOT.: Gorzow.pl/Teletop |
Był Łukasz
Marcinkiewicz „solą w oku”, nie
tylko dla PiS-owców - szczególnie Sebastiana
Pieńkowskiego, bo reprezentował sobą wszystko to, czego oni są pozbawieni: kultury,
inteligencji, umiaru, doświadczenia w biznesie oraz wielopokoleniowego dorobku
na rzecz miasta. Nie mniej, irytował także liderów gorzowskiej Platformy
Obywatelskiej, którzy słusznie upatrywali w nim przyszłego rywala.
Dymisja byłego już Sekretarz Miasta, a od poniedziałku wiceprezesa CSR „Słowianka” Ł.
Marcinkiewicza, to w wewnątrzplatformerskich rozgrywkach, kolejny przystanek w
rugowaniu bystrzejszych konkurentów, którzy w przyszłości mogliby zagrozić trio: Krystyna Sibińska, Robert Surowiec i Jerzy
Sobolewski, określanych też anegdotycznie terminem „S3”. Ta grupa od dawna ciągnie gorzowską Platformę Obywatelską
mocno w dół, dbając – może z wyjątkiem J. Sobolewskiego – głównie o własne
tyłki. Wszystko, co oni robią w Gorzowie, podporządkowane jest kontroli struktur:
przed jesiennymi wyborami w organizacji miejskiej, później w regionalnej, by
nikt nie wyskoczył „jak zając z kapelusza”,
na listy do Sejmu w 2019 roku.
NIE WAŻNI MŁODZI ZDOLNI, ALE MY
JESTEŚMY WAŻNI
Tu nie idzie o to, by organizacja była
sprawna, a jej najzdolniejsi członkowie zostali pokazani elektoratowi, jako
wykształceni, doświadczeni i zdolni. Dowodem tego jest import „podróby”
Radosława Sujaka z miasta trochę
większego niż wioska nad Odrą, na stanowisko wiceprezydenta, gdzie robi za
maskotkę, a „S3” przekonują na zebraniach innych, że jest świetnie odbierany.
Priorytetem Sibińskiej i Surowca, jest utrzymywanie
stanu, gdzie liderów jest dwóch, ewentualnie trzech z Sobolewskim: wypranych z
charyzmy i pomysłów, z zaśniedziałymi „detektorami
czucia wyborców”, bezpłciowych i pozbawionych pomysłu na siebie, innego niż
polityka.
„Nigdy
nie pracowałam z Krysią i Robertem bliżej, ale byłam kilka razy na zebraniach i
w biurze przy Warszawskiej. Tak po ludzku, to mili ludzie, ale nie ma o czym z
nimi rozmawiać. Tak jakoś poniżej średniej, gdy pamięta się czasy Bachalskiego,
Pahla czy nawet Woźniaka” – to opinia jednej z wieloletnich działączek,
swego czasu kandydatki na radną. Podobnych opinii w szeregach jest więcej, a
ostatnie milczenie przy „grillowaniu”
Marcinkiewicza, wielu otworzyło oczy, a nawet usta.
„Tak się
nie robi. Nie zabrali nawet słowa” – mówi jeden z działaczy, śmiejąc się z
postawy swoich kolegów radnych w trakcie sesji absolutoryjnej. „Robert nawet tego nie potrafił wykorzystać,
by pokazać, że jesteśmy i mamy jakieś zdanie na temat miasta” – dodaje.
Sprawa Marcinkiewicza przelała czarę goryczy, bo choć jest postacią
niejednoznaczną, to z trudem szukać w szeregach gorzowskiej PO kogoś, kto
powiedziałby o nim złe słowo.
MARCINKIEWICZ, PO PROSTU INNY,
LEPSZY...
To prawda, były sekretarz również dawał „podpałkę” pod polityczny ogień, który
pod garem z adnotacją: „Wykończyć
lepszego”, jego przeciwnicy starali się rozpalić od momentu, gdy wszedł do
Ratusza. W sumie najzabawniej było wówczas, gdy jego CV próbował oceniać
dzisiejszy szef OHP Marek Surmacz,
który jeszcze niedawno pobierał mniejszą emeryturę – tak niską, że nie obniżyła
jej nawet „ustawa deubekizacyjna” –
niż inkasował z tytułu diety radnego.
Polowanie trwało od momentu, gdy przybył do
Gorzowa. Zaczęło się od głupiego biletu parkingowego, a on sam potrafił sam
sobie podkładać nogę. Potem, zaczęto doszywać mu łatki, bo
wiadomo...Marcinkiewicz.
Ta dymisja nie zakończy jego kariery, na co
Surowiec i Sibińska po cichu liczą, ale dopiero ją zapoczątkuje. Nie pasował
nikomu: PiS-owi – bo ambitny, zdolny i z nazwiskiem, „S-3” - bo ilorazem
inteligencji przewyższał całą trójkę, z wiceprezydentem Sujakiem w pakiecie.
Może się okazać, że stanie sie, na początek, nieformalnym liderem frakcji
młodych zdolnych, których w gorzowskiej PO jest bardzo wielu, ale nie było w
interesie Surowca i Sibińskiej, by ktokolwiek się o nich dowiedział.
Będzie próba wprowadzenia narracji o „nieudolnym wiceprezydencie”, którego
odwołano za opóźnienia w inwestycjach, ale nic bardziej bzdurnego, zwłaszcza,
że umowy przygotowywali absolutnie już skompromitowani prawnicy, a podpisał je
PiS-owski wiceprezydent Artur Radziński.
Zresztą, platformerscy przeciwnicy Marcinkiewicza,
mają większe grzechy na sumieniu i za to powinni zostać srogo rozliczeni, jako
krętacze i polityczni oszuści, szkodzący Platformie Obywatelskiej, ale przede
wszystkim - miastu. To, że ktoś jest do bani i nie ma pomysłu, można przeżyć,
ale gdy torpeduje się ważne dla miasta przedsięwzięcia, bo sam nie ma nic do
zaproponowania, to już skandal. Kiedy w 2014 były prezydent Tadeusz Jędrzejczak chciał przebudować
kwartał ulic Mieszka I-Mickiewicza-Krasińskiego i Dąbrowskiego, mając na to środki finansowe, radni PO J.
Sobolewski i R. Surowiec zrobili konferencję prasową z udziałem podpuszczonych
mieszkańców i rozpoczęli nagonkę. „To podwórko trzeba zrobić. Projekt prezydenta Jędrzejczaka jest
oderwany od rzeczywistości. Znajdziemy na to środki w budżecie na 2015 rok i
kwartał zostanie zagospodarowany” – mówił na konferencji prasowej Surowiec.
Jest rok 2017 i nie ma nic, a pikanterii dodaje fakt, że pod tamtym projektem
podpisana była jako architekt ...Marta
Bejnar-Bejnarowicz.
SIBIŃSKA I SUROWIEC W MOMENCIE PRÓBY
CHARAKTERU
Łukasz Marcinkiewicz jest w gorzowskiej PO
ciałem obcym, także z innego powodu: razem ze swoim ojcem Mirosławem Marcinkiewiczem, docenia się jego kompetencje w Urzędzie
Marszałkowskim, co – pomimo prób kreowania przez gorzowską posłankę innego
wizerunku – nie jest udziałem pozostałych ważnych graczy PO z nad Warty.
Kibicowanie polowaniu na niego, było więc nadzieją na zmianę tej sytuacji.
Najczęściej to partie polityczne psują dobre
osobowości, ale w Gorzowie jest inaczej – to Sibińska i Surowiec, zepsuli
Platformę Obywatelską. Liderów poznaje się w sytuacjach skrajnych, które wymagają
odwagi, nawet kosztem własnej kariery.
W siemioletniej kadencji marszałek Elżbiety Polak, była jedna sytuacja,
która mogła zmieść ją z powierzchni lubuskiej polityki lub dać jej sukces. To
był rok 2013, gdy decydowały się losy zadłużonego na ponad 200 milionów
szpitala w Gorzowie. Niestety, nie mogła liczyć na wsparcie gorzowskiej
Platformy Obywatelskiej.
„Marszałek
Polak jeszcze tego pożałuje” – grzmiał wówczas w sprawie przekształcenia
lecznicy w spółkę, w wywidzie dla echogorzowa.pl Robert Surowiec, dzisiaj
wiceprezes tego podmiotu, a w liście do marszałek atmosferę podgrzewała poseł
Sibińska: „Oczekuję wyjaśnień”, która
już po głośnym „resecie” w PO, zajęła
się załatwianiem pracy dla najwierniejszych w ramach rekompensaty „krzywd wyrządzonych Północy przez Południe”.
SUROWIZNA WZIĘŁA GÓRĘ NAD DOJRZAŁOŚCIĄ...
Tą fałszywą nutę swoich liderów doskonale
wyczuwają działacze, którzy mają pomysły i ambicje, lecz nie mają z kim ich konsultować.
Nie ma już w gorzowskich strukturach znającego miasto jak własną kieszeń Jerzego Synowca, nie ma tu
oddelegowanego do Warszawy Witolda Pahla,
który był dla szukających intelektualnych wrażeń przystanią, a nawet Henryka Macieja Woźniaka, który patetycznie
– ale zawsze kompetentnie – zdiagnozował sytuację i podpowiedział, jak
postrzegać daną sprawę. Jest wielu utytułowanych, z doświadczeniem oraz
dorobkiem zawodowym, ale nie mają mentorów.
Żadnych skomplikowanych dyskusji, żadnego
intelektualnego fermentu i świeżych pomysłów, jak za czasów megaaktywności Pauliny Szymotowicz, czy Marcina Guci. Jest, co najwyżej,
lojalność i sporadycznie „mądrość”
ciąganego za uszy po etatach w urzędach i biurach pseudointelektualisty Dariusza Wieczorka, wciąż myślącego, iż
świat się nie zmienia, a on jest kimś wyjątkowym.
PARTIA Z GARBEM NUDNYCH LIDERÓW
Zmiana w gorzowskiej PO jest możliwa, i nie
warto tej partii spisywać na straty, choć świeżością pomysłów oraz aktywnością,
Nowoczesna nad Wartą, przebija ją stukrotnie.
Warto jednak pamiętać, że to nie jest 2006
rok, gdy Platforma była nieskażona gierkami – najpierw z Jędrzejczakiem i SLD,
a teraz Jackiem Wójcickim i PiS-em.
Wówczas, na jej zasoby ludzie składali
się wybitni prawnicy, naukowcy z PWSZ i AWF, przedsiębiorcy, liczni
samorządowcy, a to wszystko robiło wrażenie i było magnesem dla młodych.
Dzisiaj w gorzowskich mediach widać zmęczone
twarze „S-3” i choć jest w PO wiele ciekawych twarzy, jak Radosław Wróblewski, Tomasz
Gierczak, Urszula Niemirowska, Anna Synowiec, Sławomir Szenwald oraz wielu innych, to nie one tworzą jej oblicze.
Sibińska z Surowcem i Sobolewskim, nie powinni koncentrować się na
marginalizowaniu dobrych, ale raczej zastanowić się, co zrobić, by pokazać
elektoratowi, że partia, to nie tylko oni, a lubuski samorząd pod wodzą
marszałek Polak zrobił dla Gorzowa więcej, niż jakikolwiek inny zarząd
województwa od 1998 roku.
Na to potrzeba klasy, a kiedy nie ma się
alternatywy, najlepsze rozwiązanie, to: po nas chociażby spalona ziemia i same trupy.
Marcinkiewicz miał być jednym z nich...