Przejdź do głównej zawartości

Sukces Lubuskiego, porażka wizerunku Polski...

Lubuskie stanęło na wysokości zadania i zaprezentowało się z najlepszej strony, co nie pozostanie bez pozytywnego wpływu na postrzeganie tej części Polski w zagranicznych mediach. Niestety, doświadczyło też wzorcowej destrukcji wizerunku Polski, w wykonaniu medialnych heroldów „dobrej zmiany”, którzy z lubością  stosują narrację: „Niemcy nas biją!”. Dałoby się to jakoś wytłumaczyć, gdyby nie fakt, że podczas Polsko-Niemieckich Dni Mediów w Zielonej Górze, to oni brutalnie okładali bezpodstawnymi oskarżeniami kolegów zza Odry. Jedni mogą wierzyć, inni nie, ale takie sytuacje mają miejsce na wszystkich płaszczyznach pozapolitycznych...


...gdzie nieodpowiedzialni emisariusze „dobrej zmiany” - w gospodarce, prawie, sprawach społecznych, kulturze i sporcie – niszczą wszystko to, co przez lata było z sukcesami budowane: dobry wizerunek i wiarygodność.

Media niemieckie nie traktują Polski serio. Opowieść o Polsce jest jednorodna, że tu się łamie prawo i napada na sądy. Taka propaganda uprawiana jest w redakcji Deutsche Weele” – powiedział podczas otwarcia tegorocznej imprezy na Uniwersytecie Zielonogórskim, szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Skowroński. Wnet się okazało, że chociaż najskuteczniejszą metodą, by w takich sytuacjach wypaść dobrze, jest milczenie, bo tylko wtedy nie można palnąć głupstwa, założyciel Radia WNET, postanowił inaczej, i wypalił:  „Ta konferencja powinna służyć przerwaniu niemieckiej propagandy”.

Ten zgrzyt, dla człowieka myślącego poważnie o Polsce, jest trudny do przyjecia, bo szybko się okaże, że dziennikarze niemieccy, posiadający jeszcze wątpliwości co do złych zmian w Polsce, dzięki takim wypowiedziom, mieć ich już nie będą.

Nie dziwiła więc szybka reakcja obecnej na sali Ines Pohl, redaktor naczelnej „Deutsche Welle”, która na prymitywną zaczepkę Skowrońskiego, odpowiedziała szybko i błyskotliwie: „My nikogo nie pouczamy, bo robimy odpowiedzialne dziennikarstwo. Naszym celem jest zadawanie pytań, a nie ocenianie. Trudno mi się odnieść do takich ocen”. I aż dziw bierze, że ten PiS-owski „żołdak” nie wie, do kogo się zwracał i jakie to będzie miało konsekwencje w ocenie Polski.

Wypowiedź Skowrońskiego była nie tyle brutalna, co bardzo prostacka i bezmyślna, bo zamiast wykorzystać to wpływowe forum do zaprezentowania swojej wizji i stanu mediów w Polsce, przypuścił gówniarski atak. Niepotrzebnie i ze szkodą dla Polski, która postrzegana będzie przez wielu uczestników jako kraj dziwny, egzotyczny i jednak zmierzający ku rzadom autorytarnym. Przysłuchujący się dyskusji niemieccy dziennikarze, mieli prawo odnieść wrażenie, że są w jakimś dziwnym kraju i nie jest to na pewno kraj, który należy do Unii Europejskiej.

Polsko-Niemieckie Dni Mediów, każdego roku gromadzą blisko dwie setki dziennikarzy: reportażystów, korespondentów, szefów działów zagranicznych, blogerów, dziennikarzy niezależnych i szefów mediów regionalnych. To miejsce spotkań i wymiany poglądów dla specjalistów od PR, ludzi od promocji, rzeczników prasowych  oraz polityków zajmujących się problematyką transgraniczną. To była okazja do zaprezentowania pozytywnej narracji, obrazu Polski otwartej, ale oddelegowani „prawdziwi Polacy” zaprezentowali głównie iluzje, stereotypy i fobie.  

Dość przypomnieć, że na sali byli ważni szefowie redakcji i biur: „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, „Der Spiegel”, „Die Welt” oraz przedstawiciele kilkudziesięciu innych redakcji. To oni będą opowiadać swoim widzom, słuchaczom i czytelnikom, o tym, co dzieje się w Polsce.

Najgorsze, że udział w tym wziął również obecny na sali ambasador Polski w RFN Andrzej Przyłębski. Narzekał na niemieckie i polskie media, ale z każdym zdaniem dawał krytykom Polski amunicji, co może świadczyć tylko o jednej z dwóch rzeczy: jest głupi lub świadomie szkodzi krajowi jako ambasador, co da się wytłumaczyć faktem, że w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, też znalazł się za działalność świadomą, a nie przez przypadek. „Pojawiło się w ubiegłym roku w niemieckich mediach 1000 artykułów o Polsce i żaden nie był pozytywny(...). Gdyby nie krytykowane media publiczne w Polsce, to nikt nie wiedziałby o tym, że w trumnie po katastrofie smoleńskiej byly ciała pięciu osób” – mówił ambasador, a w rzeczywistości zakładnik kierownictwa IPN. Ten dobrze wykształcony dyplomata, tylko w jeden dzień, zaszkodził Polsce bardziej niż wszystkie niemieckie media przez ostatnie 10 lat. Na szczęście prawdziwą dyplomację pokazał ambasador Niemiec Rolf Nikiel. „Polska należy do sedna Europy i powinna w niej być. Mi mediów krytykować nie wypada, bo to media powinny krytykować rządzących” –mówił.

Dziennikarscy heroldzi „dobrej zmiany” wiedzą, że dzięki rządowym wpływom, mogą swoją narrację sprzedawać wszędzie i pewnie dlatego, na frontowy odcinek spotkania mediów w Zielonej Górze, oddelegowanych zostało ich aż tylu – oprócz K. Skowrońskiego, Piotr Semka z „Wsieci”, Olga Doleśniak-Harczuk z „Gazety Polskiej” czy Aleksandra Rybińska z „W Sieci”. Wszyscy dali „koncert”, który Polsce nie pomógł.

Ten, kto ma władzę nad słowami i pojeciami, ten ma władzę nad umysłami” – perorowała Rybińska, jak widać cyniczna bardziej niż Nicolo Machiavelli, po czym dodała: „Tą władzę miała lewica, ale to się na szczęście zmienia na naszą korzyść”. Jej opinii na temat uchodźców, Islamu oraz niemieckich dziennikarzy, lepiej nie powtarzać, bo oni sami mówili podczas debaty: „My nie rozumiemy o co tu chodzi. Co to za dziwne i złe słowa” – mówił przedstawiciel Radia Berlin Brandenburgia.

Na szczęście, to nie były jedyne głosy, a najgłośniej zabrzmiały dwa: marszałek Elżbiety Polak oraz zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Jarosława Kurskiego. „Media nie muszą być narodowe, ale powinny być wolne, a wtedy rządzący przyzwyczają się do krytyki” – mówiła Polak. Redaktor Kurski, już podczas uroczystej gali w Winnym Dworku w Górzykowie, gdzie agenda w stu procentach należała do Urzędu Marszałkowskiego, rzucił sporo światła na zielonogórską konferencję, eliminując z niej „czad dobrej zmiany”.

Oddawanie włądzy w ręce politycznych inżynierów, projektujacyh przeszłość, zawsze nas Polaków i Niemców od siebie oddalało, nastawiało wrogo i prowadziło do dramatów” – mówił wiceszef „GW” , a wystapienie zostało przyjęte oklaskami na jakie nie zasłuzył sobie wcześniej nikt.

Dziwne, że w konferencji nie wziął udziału nikt z kierownictwa żadnego lubuskiego medium, ale gdy „Deutsche Welle”, napisało już po spotkaniu: „Dziennikarstwo pod ostrzałem. Polsko-Niemieckie Dni Mediów(...) Było inne niż w przeszłości”, kilkadziesiat minut później zareagowała radiowa tuba PiS-u Radio Zachód, zarzucając organizatorom, że „tegoroczne grono laureatów, zdominowali dziennikarze z zachodniej strony Odry”. Jakby zapomniano, że tu nie można komuś kazać czegoś, zmusić do głosowania lub udawania, że jest inaczej – tu trzeba mieć talent, który wielu miało.

Finał nędznego ataku „dobrej zmiany” na Polsko-Niemieckie Dni Mediów był słaby, ale mocna była promocja w wykonaniu władz województwa, które pokazały wpływowym dziennikarzom wszystko, co najlepsze – od Winnego Dworku w Górzykowie, przez Winnicę w Zaborze, a na innych atrakcjach kończąc. Szkoda, ze gorzowskie i zielonogórskie media nie skorzystały, chociażby z oferty mertytorycznej. 


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...