Przejdź do głównej zawartości

Jak "dama" z Winnego Grodu wydymała "partnera" znad Warty

Związek Gorzowa oraz Zielonej Góry w jednym województwie jest „toksyczny” i skazany na niepowodzenie. „Dama” z Winnego Wzgórza grzebie „partnerowi” znad Warty w kieszeniach, zabiera oszczędności, robi głośne awantury, podsłuchuje rozmowy telefoniczne i potrzebuje go tylko do „dymania”... unjnej kasy. Wszystko przez „teściową”, która dzięki „ludowym chłopom” wciąż jest w grze. Ten związek się kiedyś rozpadnie, bo „dama” tym towarzystwem się brzydzi, ale potrzebuje „partnera”, by przez najbliższe lata „zrobić się na bóstwo”...

Pierwsze kroki już wykonała: „partner” przez ostatnie lata został mocno „oskubany” z unijnego grosza, a „dama” mocno przytyła, stając się tym samym jedną z najwększych w okolicy. Oto 1 stycznia 2015 roku spełnia się jej marzenie: stać się „najgrubszą”  w tej części kraju, wziąć „partnera” pod pantofel, zabrać mu z wojewódzkiego budżetu „kieszonkowe”, a wszystkich innych porozstawiać po kątach.

NA POCZĄTKU BYŁO... KŁAMSTWO

Rzecz ujmując inaczej: na początku było nieuczciwe dzielenie środków z unijnych programów lub skuteczne nimi manipulowanie, potem nadszedł czas na eliminowanie potrzeb subregionu gorzowskiego z wszelkego rodzaju strategii i marginalizacja tej części województwa w pozycjach budżetu wojewódzkiego, kolejny krok to skuteczne pozbycie się niewygodnego w drodze do ostatecznej degradacji Gorzowa wojewody lubuskiego Jerzego Ostroucha, który "ośmielił się" przygotowac w tej sprawie stosowny raport.


Południowcy” mają co świętować, bo status bycia największym miastem w regionie otrzymali zasłużenie. Inną rzeczą jest „buta” z jaką o tym mówią oraz piszą.

Dla nas Zielona Góra ngdy nie była małą mieściną bez znaczenia. Ale powiedzmy sobie, że w Polsce nie wymieniało się nas jednym tchem z Gdańskiem, Wrocławiem, Poznaniem, Katowicam  Szczecinem. A zakładamy, że teraz takie aspiracje zgłaszamy” – napisał w „Gazecie Wyborczej” red. Kosma Zatorski. „Myślę o połączeniu mocno do przodu, bo to rozszerzenie trzeba widzieć w perspektywie kilkudziesięciu lat. Ja w tej perspektywie widzę Zieloną Górę pięknie rozwiniętą” – powiedziała dzisiaj w Radiu Zachód przewodnicząca lubuskiej Platformy Obywatelskiej Bożenna Bukiewicz.

Złudzeń nie pozostawia dzisiejsza rozmowa zielonogórskiego dziennikarza Janusza Życzkowskiego z marszałek Elżbietą Polak. Słuchając jej, trudno się dziwić iż wielu mieszkańców Gorzowa, Kostrzyna czy Drezdenka, wypowiedzi marszałek o najważniejszych sprawach minionego roku, może potraktować jak szyderstwo. „Ten mijający rok, to przede wszystkim zakończenie perspektywy 2007-2014 i rozliczenie wielkich inwestycji w zakresie rewitalizacji we Wschowie, rewitalizacj pałacu w Żaganiu czy obwodnica w Nowej Soli, ale także ponad tysiąc innych umów, które podpisaliśmy” – powiedziała w Radiu Zachód.

NIEGRZECZNY BĘKART W „OKNIE ŻYCIA”

To jednak żadna nowość, bo w przeszłości nie było lepiej – w publicznych wypowiedziach politycy z Zielonej Góry nie kryli, że chodzi im o „oskubanie” północy, by rozwijało się południe.

W Gorzowie, jak nie było w jednym projekcie Gorzowa, to do mnie, jako do wojewody przychodzili żeby interweniować, żeby wiarygodności nie stracić. To są drobiazgi, ale to wszystko składa się na to, czy za dziesięć lat, jak skończą się środki unijne i straci na znaczeniu Urząd Marszałkowski, jako taki, czy Zielona Góra będzie miała status wojewódzki, czy będzie miastem powiatowym. Gdyby coś takiego pojawiło się w dokumencie dotyczącym Gorzowa, to byłoby larum na całą Polskę. Tym się różnimy i dlatego pewne rzeczy przegrywamy. Trzeba walczyć o stołeczność, o wojewódzki charakter Zielonej Góry” – mówił 25 czerwca 2013 roku podczas sesji Rady Miasta w Zielonej Górze, były wojewoda lubuski, a obecnie senator RP Stanisław Iwan.

Wtórowali mu inni politycy. „Przegrywamy, dlatego, że Gorzów jest lepiej zorganizowany” – konstatował wiceprzewodniczący ówczesnej rady Jacek Budziński z PiS. „To my jesteśmy tym wiodącym miastem. Musimy sobie uzmysłowić, że duży może więcej” – perorował radny i mąż szefowej lubuskich struktur PO Mirosław Bukiewicz. Ten sam, który dwa lata wcześniej wypowiedział publicznie stwierdzenie: „Gorzów to niegrzeczny bękart”.

Gołym okiem widać, że bękart zostaje właśnie oddany do politycznego „okna życia”, a uczestnicy poprzedzających jego narodziny igraszek, postanowili pozostawić go samemu sobie. Spełniło się marzenie, które zawsze w Zielonej Górze było artykułowane, aby to miasto było większe niż Gorzów” – powiedział w Radiu Gorzów eksprezydent Tadeusz Jędrzejczak, a jego następca dzień przed w tej samej rozgłośni wzruszył ramionami i stwierdził, że ważniejsze jest to, aby było miło. „Powierzchnia nie jest najważniejsza, ważne jest to, jak będzie nam się żyło” – skonstatował.

WOJEWÓDZTWO NA NIBY I Z POZYCJĄ TANIEGO „JABOLA”

Można zaryzykować tezę, że wspólne województwo lubuskie istnieje tylko „na niby” i bardzo teoretycznie. Dzięki pazerności zielonogórzan – co dobitnie pokazuje przygotowany i ujawniony przez wojewodę Ostroucha raport ze stanu wdrażania środków unijnych w latach 2007-2013 – poczucie lubuskiej solidarności staje się tak silne, jak marka produkowanych w tym regionie win i tak przydatne wszystkim, jak Port Lotniczy w Babimoście.

            
            Nie da się zaprzeczyć, że matką  i patronką operacji pt. „Oranie Gorzowa” oraz takiego dzielenia środków europejskich, aby zaspokajały przede wszystkim potrzeby aspirującej do „stołeczności” Zielonej Góry oraz południowej części województwa, niemal od początku rządów Platformy Obywatelskiej, była i jest marszałek E. Polak oraz przewodnicząca B.Bukiewicz. Nie można jednak zapomnieć, że sprzyjają im także okoliczności, które od kilku lat mają miejsce w północnej części województwa.

            Po pierwsze - sukcesy umiejscowionej w Gorzowie politycznej „agentury”, często określanej mianem „możejkowszczyzny”, co ułatwiło najpierw rozbicie tutejszych struktur Platformy Obywatelskiej, a później zaskutkowało takimi „werbunkami” jak Helena Hatka, Maciej Nawrocki, Jerzy Wierchowicz czy Władysław Komarnicki.

                Po drugie - styl uprawiania w Gorzowie polityki, który od lat opierał się na dwóch filarach: „bellum omnia contra omnes” oraz „Huzia na Józia” – czyli wszyscy przeciw prezydentowi Tadeuszowi Jędrzejczakowi.

 Inna sprawa, że ten ostatni sytuację dobrze rozgrywał, dyskontując co nieco dla miasta i sytuując siebie wobec władz wojewódzkich jako „jedynego reprezentanta”. Efekt łatwy do przewidzenia – prezydent był „tym jedynym” w relacjach na linii Gorzów – Urząd Marszałkowski, a druga strona mogła całe miasto traktować „z buta”. Kiedy więc w Zielonej Górze samorządowcy i parlamentarzyści oficjalnie dyskutowali o tym jak „dokopać” Gorzowowi, w mieście nad Wartą „dokopywano” sobie nawzajem, obrzucając oskarżeniami o nieskuteczność.

NIEZMĄCONE MYŚLENIEM TWARZE GORZOWSKICH POLITYKÓW

Jeśli decydenci z południowej części regionu wytrwają w swoim postanowieniu zmarginalizowania subregionu gorzowskiego, to moża zapomnieć o Akademii Gorzowskiej, remoncie linii kolejowej z Gorzowa do Krzyża – w tym estakady w samym mieście - czy wreszcie o moście w Kostrzynie, który łączyłby tą część województwa z niemiecką siecią dróg i autostrad. Dlaczego ? Studiować można na Uniwersytecie Zielonogórskim, przyszłość kolei – w tym Kolei Dużych Prędkości – ma się opierać na infrastrukturze zielonogórskiej, a zapotrzebowanie na nowe mosty jest większe na południu niż północy.


Przykład pierwszy z brzegu to remont gorzowskiej estakady kolejowej. „Z uwagi na negatywną opinię Marszałka Województwa Lubuskiego z 2011 roku w sprawie finansowania tej inwestycji w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego, podjęto decyzję o przeznaczeniu środków na inne zadania” – stwierdził w odpowiedzi na zapytanie NW w sprawie remontu estakady kolejowej w Gorzowie dyrektor w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju Dominik Szostak.

                Winnych takiej sytuacji jest wielu i wcale nie są oni ulokowani w „wigwamach” na Winnej Górze, ale raczej w rozlewisku Warty: były prezydent Gorzowa – który będąc pewien swojej pozycji nie uważał za stosowne rozmawiać z potencjalnymi sojusznikami „w sprawie”; gorzowscy politycy – którzy wiecznie szukali czegoś „na Jędrzejczaka”, a nie czegoś „dla miasta”, a o samym Gorzowie mówili gorzej niż „plemiona południowe” i rzekomo istnejące elity naukowe – których nikt co prawda w mieście nad Wartą nie widział, ale podobno są i pełnią rolę „kulturotwórczą”.


Niezmącone myśleniem twarze gorzowskich polityków, to ich znak rozpoznawczy i jak obudzą się w mieście o statusie powiatu, wtedy przypomną sobie co mogli zrobić, a czego nie zrobili. Tu nie miał nawet kto podnieść „larum” w obronie przychylnego miastu wojewody lubuskiego - nic by to nie dało, ale klasę trzeba po prostu miec...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...