Przejdź do głównej zawartości

Zanim pojawiła się Ogórek - Wontor "ukisił" lubuską lewicę...

Jest przykładem przewodniczącego partii, który szybko doszedł do wniosku, że skoro mandatu posła nie zdobywa się dzięki działaczom partyjnym, lecz zwykłym i coraz mniej rozumiejącym politykę wyborcom, to ci pierwsi powinni być jak najgłupsi i koniecznie nie najlepszego sortu. Nie dziwi więc, że najlepsi odeszli już dawno, a teraz będą kandydować w Zielonej Górze z listy wobec Sojuszu Lewicy Demokratycznej konkurencyjnej...
Nie ma już z kim współpracowac na południu, to szuka kumpli na północy. Każdego
dnia zastanawia się jak skonstruowac przyszłą listę parlamentarną, by zebrac głosy,
ale nie dac wygrac nikomu poza sobą. Da radę, bo większego krętacza lewica nie miała...

...bo w takiej beczce niekompetencji i pozoranctwa, którą od lat toczy przewodniczący Bogusław Wontor, „ukisi się” podczas ewentualnej wizyty w województwie lubuskim, nawet kandydatka tej partii na Prezydenta RP Magdalena Ogórek.

Po ogłoszeniu przez pierwszego i wieloletniego marszałka województwa Andrzeja Bocheńskiego, ekswiceministra spraw wewnętrznych Andrzeja Brachmańskiego, ekssekretarza SLD Krzysztofa Sikory oraz byłego radnego tej partii Filipa Gryko, że do najbliższych wyborów samorządowych w Zielonej Górzej wystartują z komitetu innego eksdziałacza SLD prezydenta Janusza Kubickiego, oczywistym jest iż Wontor nie reprezentuje już niemal nikogo, a jeśli już – to siebie, brata Tomasza Wontora oraz kilku „lizusów”.

Przewodniczący Wontor - mimo pokładanych w nim dawno temu nadziei - kreatywnym przywódcą politycznym niestety nigdy nie się nie okazał. Raczej typem prowincjonalnego „wykidajły”, który z „partyjnego z baru” powyrzucał wszystkich przystojniejszych i mądrzejczych od siebie, by nie było widać intelektualno-estetycznego kontrastu, a wszystkie „laski” były tylko jego.

Niezłe pogrywanie, ale fatalny wynik.

Koncertowo przed każdymi wyborami upokarzał i lekceważył działaczy znanych oraz cenionych, a za uszy ciągnął za sobą miernych, biernych i wiernych. Kwalifikacją bycia politycznym liderem w terenie nie było doświadczenie oraz dorobek, ale sprawności godne sutenerów.

Rugowanie z partii ludzi zasłużonych, posiadających dorobek zawodowy i polityczny oraz coś do powiedzenia, to nie był przypadkowy błąd, ani nawet ślepo realizowana wizja, lecz strategia przetrwania.

Można by uznać, że wypychając z partii Kochanowskiego, Mirosławę Winnicką, Sikorę, Gryko, Brachmańskiego czy Bocheńskiego, to efekt jego lewicowej wrażliwości społecznej, by pozbyć się „tych z elit”, a być bliżej zwykłych i prostych. Ale chyba chodzi tylko o to, by nikt nie mógł mu zadać pytania: „A Ty Boguś rozumiesz coś z tego i masz na ten temat jakąś konkretną wiedzę inną, niż ta z gazet i zasłyszenia ?”.

Nikt bowiem nie zna prawdziwych poglądów oraz politycznych wizji, które są udziałem posła Wontora. Wszyscy znają jego zamiłowanie do zagranicznych wyjazdów, a także strach przed tym, że znajdzie się ktoś, kto „wysadzi go z siodła” - pozbawiając przywództwa, mandatu posła i możliwości występowania w mediach.

 Tu nie różni się niczym od brzydkich dyktatorów, którzy wiedzieli iż dla utrzymania władzy nie wystarczy neutralizować wewnętrzną opozycję, trzeba na jej temat kłamać, a gdy to nie skutkuje - to kłamać bez przerwy i co raz bardziej, by w końcu „pociągnąć z buta” i wypchnąć z partii. Prawda jest taka, że jeśli od kogoś, kto uważa się ważny odchodzą ludzie, którzy są kimś przez duże „K”, to on sam jest nikim przez duże „N”.

Musimy wszystkich integrować, by partia stała się zespołem, który ze sobą współpracuje” – mówił dla Polskiej Agencji Prasowej 12 kwietnia 2012 roku, ale dzisiaj te słowa brzmią jak kiepski żart.

Kiedy inni liderzy wciąż nad sobą pracują, lider lewicy wydaje się być "posłańcem obciachu" i aż trudno sobie wyobrazić kontrast, który wszyscy ujrzą w momencie, gdy podczas wyborczego turne do województwa lubuskiego, przewodniczący Wontor stanie obok kandydatki M. Ogórek.


Bigosu nie będzie, bo przewodniczący lubi „spontan” i da sobie radę, ale skwaszona Ogórek na pewno. 

Stara się robić dobrą minę do złej gry, ale ostatnie wybory parlamentarne wygrał zaledwie sześcioma głosami i tylko dlatego, że udało mu się „rozprowadzić” i skonfliktować polityków z północy: Jana Kochanowskiego, Mirosławę Winnicką i Jakuba Derech-Krzyckiego. 

Dzisiaj będzie trudniej – nikt już mu nie ufa, a sam Dariusz Ejchart z Sulęcina i Marcin Kurczyna z Gorzowa nie wystarczą do tego, by zebrać dużo głosów na listę, a przy tym - by któryś z nich nie został przez przypadek wybrany, czego Wontor obawia się najbardziej.

On sam nadrabia „przyspawaniem się” dzięki dyrektorowi Arturowi Gurcowi do Telewizji Gorzów, ale też  i Radia Zachód. Występuje w mediach niemal cały czas - nie mając zresztą nic do powiedzenia - bo „kocha się miłością własną”, a poza tym wierzy, że mówi rzeczy mądre niemal tak samo błyskotliwie, jak ci których z parti wyrugował.

Niestety nie...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...