Przejdź do głównej zawartości

Polityczna klasa próżniacza

Głód zmian w regionie jest duży, ale niewystarczający, by "odspawać" od stołków wiecznych radnych, cynicznych działaczy, a także osób blokujących rzeczy nowe i dobre dla mieszkańców. Gra ma swoje żelazne reguły: okładamy się politycznie, ale nie ruszamy swoich stref wpływów.

Wszystko dlatego, że w Gorzowie każdy od każdego w jakimś obszarze zależy, a jak nie on bezpośrednio, to jego żona lub dzieci. Zazwyczaj chodzi o etat w tej lub innej instytucji, ale także o zlecenia oraz zależności biznesowe. 

Stosunek lokalnych polityków do spraw publicznych przypomina więc piramidę: u podstawy jest najliczniejsza grupa dbająca o partykularne interesy – rodziny, partii, związku, znajomych lub układu towarzyskiego, a na samej górze garstka ludzi, którym chce się pracować bezinteresownie.

Pierwsi, do których spokojnie można zaliczyć Mirosława Rawę i Romana Sondeja z PiS, Jerzego Ostroucha, Helenę Hatkę i Krystynę Sibińską z PO, czy Jana Kaczanowskiego z SLD, to modelowy wzorzez politycznego oportunizmu. Tylko czekać az w takiej właśnie roli znajdą swoje miejsce w szwajcarskim Sevres.

Od lat chodzi im tylko o to, by latami trwać i nie dać się wyrzucić na wolny rynek pracy, gdzie liczą się doświadczenie oraz kompetencje pozapolityczne. Dla wielu z nich mandat radnego lub posła, to nie jest prerogatywa do działania, ale ochronka przed zwolnieniem z pracy, a także punkt przed zakończeniem doli próżniaczej.

Nie bez znaczenia jest  nieopodatkowana dieta, która w przypadku radnych pełniących swoje funkcje kilkanaście lat, wyniosła już grubo ponad ćwierć miliona złotych na osobę, co pozwala żyć spokojnie nawet przy największych wahaniach kursu franka szwajcarskiego.

Doszło do tak kuriozalnych sytuacji, że gdy PiS stracił władzę w kraju, a stanowiska kuratorów oświaty obsadzał rząd PO-PSL, rzekomo ideowy R. Sondej bronił się rękoma i nogami, byle tylko pracować jako kurator w administracji kierowanej przez politycznych przeciwników. Gdy o zgodę na zwolnienie wystąpiła do Rady Miasta wojewoda Helena Hatka, ta oczywiście była na nie.

Sama Hatka nie była lepsza, abstrahując od faktu iż po przybyciu z Lubina w Lubuskie nieprzerwanie zmieniała partie i frakcje, byle tylko być przy „korycie”, od 1998 roku wciąż pełni publiczne funkcje za spore pieniądze, choć po blisko 20 latach trudno wymienić jeden jej sukces.

Można do tej grupy dodać od lat okupującego Radę Miasta Mirosława Rawę. Zaczął w 1994 roku jako samorządowiec i etatowy działacz związkowy, później przez pół roku był wiceprezydentem, a przez kolejne pięć miesięcy wicewojewodą, by w końcu znaleźć ciepłą posadę w miejskiej spółce. 

Trudno pominąć Jana Kaczanowskiego z SLD, protoplastę tej formy „bycia dla bycia” w życiu publicznym, który – jak sam powiedział – aktywny jest od 50 lat. Najpierw jako sekretarz w PZPR, a w wolnej Polsce jako samorządowiec.

Tym samym, na oczach kolejnego pokolenia wyborców tworzy się nowa „klasa próżniacza”, której członkowie żyją z tego, ze są znani, mają rozległe koneksje, a w razie czego potrafią też pokazać pazurki. Najlepiej wychodzi im mówienie o rozwoju miasta, jego transparentności oraz szansach dla młodzieży, ale gorzej z realizacją tych wzniosłych haseł.

Okłamują nie tylko opinię publiczną, członków swoich partii, ale siebie samych. Ich droga w górę pożyteczności dla miasta i regionu, kończy się sufitem, którym są towarzyskie zależności, wygoda oraz zwykły oportunizm. „Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam zrobi ?” – to tekst z „Misia” Stanisława Barei, ale jak ulał pasuje do tych, którzy od lat próżnie pełnią funkcje publiczne, zasiadają w rajcowskich ławach oraz są reprezentantami regionu w Sejmie i Senacie. „Obiecuję od to samo i nic nie zrealizowałem ? A co mi zrobicie ? – zdają się myśleć.

Klasa próżniacza, to jak średniowieczne armie, gdzie rycerze nie dostawali żołdów, ale żyli z tego, co udało im się złupić.

Taka mentalność i sposób działania, to jednocześnie wytłumaczenie zaciekłości, która towarzyszy w Gorzowie publicznym sporom, gdzie nie zawsze chodzi tylko o miasto. Jest więc racja w twierdzeniu Franka Underwooda z  „House of Cards”, że władza jest jak nieruchomości: liczy się lokalizacja, a im bliżej źródła, tym więcej można wyciągnąć.

Jesienna wygrana Jacka Wójcickiego, a także uzyskanie samorządowych mandatów przez osoby z polityką wcześniej niezwiązane, to dowód na to, że wzrasta odsetek tych, którzy zaczynają widzieć i rozumieć więcej. 





Tekst opublikowany w "Gazeta Gorzowska Bez Cenzury" 



Popularne posty z tego bloga

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Komarnicki chce być kanonizowany ! Ale najpierw celuje honorowego obywatela ...

Były komunistyczny aparatczyk w drodze po kolejne zaszczyty. Lokalni decydenci zastanawiają się,  czy nie będzie to pierwszy krok do żądania koronacji lub rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Bardziej wtajemniczeni obawiają się nawet, czy rezygnacja z urzędu biskupa diecezjalnego przez Stefana Regmunta, to nie jest pierwszy krok w drodze PZPR-owskiego aktywisty po zaszczyty kościelne...                      ...bo skoro Władysławowi Komarnickiemu nie wystarczają już zaszczyty świeckie, to jest obawa iż sięgnie po te, które dotychczas zagwarantowane były głównie dla duchownych. W tym wieku i tak „ już nie może ”, a żonę bez problemu mógłby umieści ć w klasztorze sióstr klauzurowych w Pniewach. Fakty są takie, że do przewodniczącego Rady Miasta Roberta Surowca wpłynęły cztery wnioski o nadanie W. Komarnickiemu tytułu „ Honorowego Obywatela Gorzowa Wielkpolskiego ” i gdyby nie rozsądek niekt...

Znamy Jerzego i Annę, a teraz jest także Helenka Synowiec

Dzieci z polityką nic wspólnego nie mają, ale gdy w rodzinie wybitnych prawników i znanych polityków pojawia się piękna córka, nie jest to temat obojętny nad Wartą dla nikogo. Mecenas Synowiec ma powody do radości, jego urocza żona i matka Anna jeszcze więcej, a mieszkańcy Gorzowa powinni mieć nadzieję, że za kilkanaście lat, także ich córka mocno dotknie Gorzów swoją obecnością... ...bo choć dzisiaj Helenka Synowiec jest jeszcze osobą nieznaną, to za kilka lat będzie bardzo obserwowaną. Jednych takie podejście irytuje, ale ponad wszelką watpliwość w Gorzowie nikt z nazwiskiem „Synowiec”, nie może być kimś przeciętnym. „ Przedstawiam Wam nowego członka mojej rodziny córeczkę Helenkę – gorzowiankę, która urodziła się 11.10.2016 r, o godz. 8:35 ” – ogłosiła na portalu społecznościowym Anna Synowiec . Ktoś powie, że to nie temat, ale to jest właśnie temat, gdyż nikt z bohaterów nie jest przeciętny: ani ojciec, ani matka, ani nawet córka.          ...