Marszałek województwa staje się adwokatem spraw Gorzowa bardziej niż
ktokolwiek inny w północnej części regionu. Była najważniejszą postacią
lubuskiej polityki, ale po sukcesie z przekształceniem szpitala, a teraz - mocnej inicjatywie na rzecz powołania Akademii
Gorzowskiej, wychodzi na pierwszy plan, deklasując skutecznością wszystkich
innych. W dużej mierze dzięki pasywności prezydenta Gorzowa, „figuranctwu” byłej wojewody, indolencji
parlamentarzystów i radnych, a także skłóceniu się oraz słabości miejscowych „elyt”...
![]() |
Dużo było już zespołów nt. Akademii Gorzowskiej. Najczęściej rozmnażają się one przed kolejnymi wyborami do Parlamentu lub samorządu ... |
...które o
Akademii Gorzowskiej dyskutują w różnych konfiguracjach od lat i przez to
zapomnięli, że za chwilę nie będzie tej uczelni dla kogo powoływać. Problem w tym, że oni o niczym innym dyskutować nie potrafią, bo - z
kilkoma cennymi wyjątkami z PO i LdM – na niczym innym niż gadanie się nie
znają.
Mandaty radnych są im potrzebne do ochrony przed zwolnieniem z pracy, a
diety do spłaty kredytów hipotecznych – oto cała filozofia dlaczego w Gorzowie
nie powstają nowe wizje i koncepcje uratowania miasta przed marginalizacją.
Mocne stanowisko władz województwa należy więc przyjąć z życzliwością i
nadzieją.
„Udało się powołać pierwszą klinikę w naszym
regionie i działa wydział lekarski. Czas więc teraz na nasze wspólne działanie,
by utworzyć Akademię Gorzowską” - powiedziała podczas ostatniej w tym roku sesji
Sejmiku Wojewódzkiego marszałek Elżbieta Polak, deklarując tym samym
kwotę 500 tysięcy z budżetu województwa oraz aktywne działania, by uczelnia
powstała.
Sporo ryzykuje,
ale można mieć nadzieję, że skoro dała radę z gorzowskim szpitalem – z którym
nie dali sobie rady inni przez 10 lat – to odniesie sukces także w tym
przypadku.
Ryzyko jednak
jest duże, bo angażuje się w projekt z ludźmi nieprzewidywalnymi, którzy
deklarowali już niemal wszystko, a jutro
mogą się pokłócić o to, kto jest ważniejszym profesorem: Elżbieta
Skorupska-Raczyńska czy Jerzy Smorawiński.
Te wszystkie zespoły i niezliczone konferencje już dawno bardziej
przypominały piaskownicę i kłótnię kto zrobił ładniejszą babkę, niż poważny
dyskurs na temat akademickości w mieście przemysłowym w początkowej fazie
wymierania.
Smutnym faktem
jest to iż gorzowscy politycy zdają się nie zauważać, że nie będzie
komu uczyć się w Akademii Gorzowskiej, jeździć tymi nowymi tramwajami
zakupionymi w ramach ZIT-ów i spacerować ulicą Chrobrego, ani komu brać udział
w licznych konsultacjach społecznych, jeśli miasto będzie się wyludniać w takim tempie jak
dotychczas.
Kogo to jednak interesuje i czy ktokolwiek w ogóle o tym w przestrzeni
publicznej rozmawiał lub rozmawia ?
Jesienna kampania wyborcza
pokazała, że raczej nie, bo w rzeszy kandydatów świeże pomysły miał jedynie Krzysztof
Hauba, a reszta powtarzała to samo co od lat: akademia, pociąg dla
sprzątaczek i jumaczy do Berlina czy rewitalizacja miasta, które najwięcej
mogłoby zyskać na przekształceniu centrum w coś na kształt Las Vegas dla
Niemców: seks, hazard i rozrywka.
Pod względem liczby fałszywych deklaracji, poz, cynicznie formułowanych
trosk oraz werbalnych piruetów w sprawie Akademii Gorzowskiej – gorzowscy politycy
od lewa do prawa, nie wyłączając z tego kolejnych wojewodów i prezydentów
miasta, już dawno wyprzedzili w swoim zakłamaniu kardynałów czyhających na
życie argentyńskiego papieża Franciszka.
Wydaje się, że podstawowym problemem jest nadambitna rektor PWSzZ
Elżbieta Skorupska-Raczyńska, która choć nie nosi kardynalskiej purpury - a jedynie
profesorskie gronostaje – wciąż wierzy w „biały dym”, a dokładnie puszczenie z dymem dokonań i aspiracji
gorzowskiego wydziału Akademii Wychowania Fizycznego. Nie bez winy jest również
rektor tej ostatniej prof. Jerzy Smorawiński, który patrzy na gorzowskie
aspiracje z góry i trochę przez pryzmat „dealu” – naukowego lub finansowego. Inna sprawa, że ma
powody do traktowania gorzowskiej szkółki im. Jakuba z Paradyża z
przymrużeniem oka.
Całość potwierdza tylko fakt, że uczelnia nie powstanie nigdy, bo do
jej powołania niezbędna jest zgoda i wola gorzowskiego środowiska
akademickiego, które dzisiaj – przynajmniej jeśli chodzi o PWSzZ – przypomina bardziej
związek zawodowy na rzecz trwania, niż kreatywne środowisko.
A politycy ?
Ilośc powołanych w sprawie Akademii Gorzowskiej zespołów, odbytych
spotkań, konferencji prasowych, seminariów, a także złożonych przez kolejnych
wojewodów i parlamentarzystów deklaracji, już dawno przewyższyła liczbę
sukcesów, które na rynku pracy odnieśli absolwenci PWSzZ.
Nie ma co się martwić, moze tak ma być. Warto spojrzeć na Santok,
którego władcy nadawali prawa miejskie dzisiejszemu Gorzowowi. Nie dał rady, bo
w perspektywie wieków rzeki stały się mniej ważne niż drogi. Podobnie z
fabrykami, które zostaną z Gorzowa przeniesione w miejsca bardziej atrakcyjne,
a w cenie zacznie być innowacyjność i kreatywność jednostek.
To już nie jest czas na dyskusję o szkółce o ambitnej nazwie „Akademia Gorzowska”, ale raczej o edukacji na miarę połowy XXI wieku.
Jeśli nie marszałek Polak, to kto ? No już nikt więcej ...