Szef
lubuskiej lewicy, a jeszcze niedawno zadufany w sobie parlamentarzysta
zajmujący się sprawami kosmosu - a nie zwykłych ludzi - spadł wreszcie na ziemię. Lądowanie
było twarde, ale ze spadochronem od marszałek województwa. Problem w tym, że
zamiast wyprowadzić
lubuską lewicę w jej naturalnym środowisku na głęboką wodę, będzie ją
najpewniej taplał w bagnie własnych interesów i próbie utrzymania się na
powierzchni...
...bo jak to ładnie ujął w rozmowie z jednym z polityków jego brat Tomasz
Wontor: „Co biedny Boguś będzie teraz robił ? Przecież
on całe życie był działaczem”.
Fundamentalnym problemem lewicy w regionie nie jest więc fakt, że
pozbawiona została wiarygodności, ale pracy pozbawiony został jej szef, który –
chcąc wyrażać empatię względem naturalnego elektoratu lewicy – normalnej pracy
nigdy nie podjął.
Trzeba przyznać, ze Bogusław Wontor zafundował lubuskiej lewicy
koniec mało ciekawy. Formacja która miała w swoich szeregach pierwszego
marszałka województwa Andrzeja Bocheńskiego, zasłużonego wicemarszałka Edwarda
Fedko czy absolutnie przebojowego radnego Kazimierza Pańtaka, prezydentów
Gorzowa i Zielonej Góry, ważnych ministrów jak Andrzej Brachmański czy
wicemarszałek Senatu Jolantę Danielak, kończy jak partyjka typu Liga
Polskich Rodzin czy „Samoobrona”.
Na zgliszczach po dawnej świetności lubuskiej lewicy nic już zbudować
sie nie da. Upadek „wontorkracji” okazuje się dla przedstacicieli tej formacji bardziej dotkliwy, niż
wyprowadzenie sztandaru Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Najgorsze jest to, że nie ma pomysłu na nową lewicę, a zasoby ludzkie w
tym środowisku są ograniczone.
Jest ideowy i błyskotliwy Tomasz Nesterowicz w Zielonej Górze,
aktywny starosta Patryk Lewicki w Sulęcinie, Radosław Brodzik, Marcin
Jelinek czy wschodząca gwiazda gorzowskiej polityki Leszek Sokołowski,
ale to wciąż kropla w morzu potrzeb, by zmarginalizować „leśnych dziadków” i nadać lewicy właściwy blask. Tu wciąż toczy się
walka „buldogów pod dywanem” na której zyskiwał dotychczas Wontor, a traciła cała lewica.
Politycy starej lewicy znają się na „kiwaniu”, „ogrywaniu”, „wystrzeliwaniu w kosmos” oraz „spiskowaniu” – to rzemiosło, które opanowali do perfekcji – ale nie mają w
regionie do przekazania żadnej konkretnej treści. Dzisiaj kojarzą się z drogimi
cygarami, wątpliwymi przetargami, blichtrem władzy, ale nie z potrzebami
swojego elektoratu.
Owszem, były wicemarszałek E. Fedko jest często w terenie z racji
funkcji strażackich, ale to wyjątek w morzu potrzeb. Teren – naturalne środowisko
lewicy – to jednak poza kampaniami wyborczymi dla jej liderów bajkowa kraina „za górami za lasami”, bo najlepiej
czują się w telewizji, radiu lub na oficjalnych akademiach. Mają pomysł na
siebie, ale nie mają pomysłu na swoją aktywność.
Brak tu bezcennego zapału, pasji i zrozumienia ludzi Facebooka oraz
śmieciowych umów podpisywanych na parkingu pod gorzowską TPV. Lewica nadal jest
tylko wyborem dla byłych SB-ów, milicjantów oraz beneficjentów PRL-u, a nie
zbuntowanej swoim losem młodzieży, która w ostatnich wyborach poparła prawicę.
Teoretycznie można coś tworzyć na bazie Partii Razem, ale w niej więcej
idealizmu niż umiejętności.
Tylko patrzeć, jak zostanie wchłonięta lub zdominowana przez
wyrachowanych cwaniaków z SLD lub Twojego Ruchu. Wizerunek wykształconych i
beztroskich luzaków może robić wrażenie w Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu, ale
nie w Gorzowie. Tu młodzi nie mają czasu na intelektualne dyskusje, bo po
przyjściu z pracy w TPV, Faurecji, SE BORDNETCE lub jednej z galerii, mają czas
i siły na zimne piwo, komputer i ewentualnie darmowy film w internecie, ale nie
aktywność polityczna.
Aż trudno uwierzyć, że w swej indolencji nikt dotychczas tego robotniczego
środowiska nie zagospodarował metodami i środkami adekwatnymi do ich
możliwości. Podobnie w inteligenckiej Zielonej Górze, która mogłaby być drugą
nogą lubuskiej lewicy.
Tylko kto ma to zrobić - ludzie,
którzy nie rozumieją świata korporacji, współczesnego języka, problemów tzw. prekariatu,
rozterek młodych ludzi bez perspektyw na przyszłość ?
To nie wyjdzie, jeśli lewica będzie lewicowość udawać, a jej liderom
bliżej będzie do prezesów i dyrektorów, niż zwykłych pracowników...
Lewica musi odnaleźć się od nowa...