Przejdź do głównej zawartości

Czy Wójcicki odleciał ?

Cisza przed burzą lub robienie dobrej miny do słabej gry. Problem prezydenta Wójcickiego jest owocem jego świadomej polityki implikującej się w zdaniu wypowiedzianym tuż przed wyborami: „Gorzów to taka sama gmina jak Deszczno, tylko trochę większa”, co szybko okazało nieprawdą, a dzisiaj mocno rzutuje na jego aktywność, czy jak konstatują niektórzy – pasywność. Cieszą się jego przyszli „oprawcy” – partie polityczne, ale już promotorzy ze stowarzyszenia „Ludzie dla Miasta” mają uzasadnione powody do obaw...


...bo miasto potrzebuje lidera, a nie wodzireja. Tymczasem prezydent Jacek Wójcicki wywiesił białą flagę i cieszy się z byle czego.

Dokładnie jak w anegdocie o dwóch synach, którym rodzice zamierzali zakupić bożonarodzeniowe prezenty. Pierwszy był pesymistą, więc zakupili mu przepiękny samochód na baterie. Drugi był optymistą - cieszyłby się z byle czego - więc otrzymał w kartonie najprawdziwsze „gówno”.

Reakcje dzieci były do przewidzenia. Pesymista po otworzeniu prezentu powiedział wprost: „Ten samochód na pewno się zepsuje. Materiał słaby, wykonanie do niczego. Totalna lipa” – stwierdził syn pesymista. Optymista zaskoczył rodziców najmocniej. Był dokładnie jak prezydent Wójcicki dzisiaj i gdy rodzice zobaczyli uśmiechnięte dziecko i  resztki „gówna” na ścianach, zadali tylko pytanie:  „Co robisz synu ?”.

Mamo, tato ten prezent musi gdzieś tutaj być !” – odpowiedział pesymista, rozwalający kolejne kartony w głupawej nadziei, że warto się cieszyć nawet z tego.

Do rzeczy. Wydawało się, że przepaść dzieli tylko byłego i obecnego włodarza miasta, a najważniejszy konflikt w mieście dzielił będzie jedynie cynicznych politykierów z Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, a także „przegranych” – byłych stronników eksprezydenta Tadeusza Jędrzejczaka i „zadowolonych” – wspierających prezydenta Jacka Wójcickiego.

    Jedni swoją niechęć kierowali przeciw „wieśniakowi”, który odebrał władzę „wizjonerowi”, a drudzy nie mieli wyboru i starali się nie dostrzegać nawet ewidentnych wpadek swojego protegowanego. Kiedy zostali zmarginalizowani przez tego, którego wypromowali i który cieszył się blichtrem władzy, postanowili powiedzieć „co ich boli”.

      „Nie udało się zrobić tego co sobie obiecaliśmy. Miały być inne, lepsze, wspólne rządy. Mieliśmy mieć wpływ na miasto, mieliśmy je zmieniać, dzięki pomysłom ludzi, którzy tworzyli całą ekipę(...) W sztabie byliśmy z Wójcickim na ty. Tylko, że to był inny człowiek. Jest dokładnie tym, kim sam kiedyś nie chciał być. Ludzie wybrali Jacka Wójcickiego, rzutkiego, sympatycznego, czującego miasto samorządowca. A kogo mają ? Zupełnie innego człowieka” – wystrzelił kilka dni temu Grzegorz Witkowski, cokolwiek o nim nie powiedzieć, osoba oryginalna, ciekawa i z wieloma konstruktywnymi pomysłami, a przede wszystkim – z zewnątrz, a więc widząca sprawy inaczej, może nawet lepiej.

      Później swoje pięć  groszy dodał Paweł Kurtyka z tego samego środowiska. „Będziemy pięntować negatywne zjawiska w UM i popierać te dobre zachowania” – powiedział w Radiu Gorzów.

Prawdziwym początkiem końca pięknej opowiastki o bezinteresownych samorządowcach – jeden z nich wykonuje nawet prace informatyczne na rzecz miejskiej „Słowianki” – był rozpad klubu radnych „Ludzie dla Miasta”.  Rok działań pokazał pewne niedostatki w działaniu naszej formacji” – powiedział radny Przemysław Granat, który wraz z Piotrem Wierzchowskim opuścili klub „Ludzi dla Miasta”, by stworzyć nowy z politykami wspierajacymi ponad rok temu prezydenta, na krytyce którego weszli do Rady Miasta.
         
       W tym kontekście, narracja głównego „ideologa” środowiska, które wymyśliło i wyciągnęło ze wsi Jacka Wójcickiego – i chyba najbardziej szczerze oraz bezinteresownie oddanej sprawom miasta – Aliny Czyżewskiej, to było już w przestrzeni publicznej „creme de la creme”.

                Najpierw skrytykowała pasywność prezydenta Wójcickiego, następnie strategię sportu oraz hołubienie „Stali Gorzów”, by przejść do odwaznych i obiektywnych uwag ad personam.

 „My nie wiemy dokąd ten okret płynie, bo kontakt jest utrudniony. Cały czas czekamy aż ten okręt zabierze nas byśmy dopłynęli do tego portu, który określiliśmy w naszym programie. Ten okręt nie płynie do portu o którym mówiliśmy. Drzwi są zamykane i nie ma gotowości słuchania. Mam nadzieję, że to jest chwilowe” – powiedziała.

Kwintesencją rocznych rządów prezydenta Gorzowa z Deszczna o którym – parafrazując Juliusza Słowackiego – można by powiedzieć, że łatwo wyrwać kogoś ze wsi, ale trudno wyrwać z jego serca wieś, było stwierdzenie G. Witkowskiego: „Wójcicki odleciał i nie rządzi miastem. Zarządcą magistratu i osobą, która o wszystkim decyduje jest pan doradca. Pan doradca odsunął przez te miesiace wielu ludzi od prezydenta Wójcickiego”.

Dziennikarze wątku nie podchwycili, ale wiadomo też dlaczego.

Co dalej ?

Przez pierwszy rok rządów Jacek Wójcicki zmienił wyobrażenie mieszkańców o tym, czym jest władza. Deklarował iż będzie prezydentem „rozumiejącym zwykłe problemy miasta” i rzeczywiście mu się udało: rozumie problemy, ale nie potrafi ich rozwiązywać. Konsultacje fajnie brzmią w wywiadach, ale w przemysłowym mieście, gdzie ludzie po pracy chcą zjeść, wypić piwo i obejrzeć telewizję, takie hasła tracą na wartości. W cenie są więc liderzy z wizjami – jak Robert Biedroń w Słupsku czy Jacek Jaśkiewicz w Poznaniu, a nie słabeusze z „majakami” o tym, że - tu za prezydentem Wójcickim - ma być fajnie, sympatycznie, wspaniale, rewelacyjnie...

Miasto potrzebuje lidera. 

       Takiego, który w obrębie Urzędu Miasta i podległych jednostek będzie wyznaczał zasadę silnej ręki, a nie „ciamcia ramciam”.

        Lidera, który nie da sobą manipulować Platformie Obywatelskiej, przeciętnemu radcy prawnemu i byłemu sekretarzowi PZPR. Takiego, co będzie rozumiał, że wykorzystują go ludzie ściągnięci z orkiestry która gra dla kogoś innego, fachowcy ze Szczecina lub Łodzi. Inaczej prezydent Wójcicki szybko się przekona, że jego orkiestra gra do tańca, który na koniec wykona Łukasz Marcinkiewicz, a on znów będzie stał pod ścianą.

Gorzowianom podobały się „igrzyska” w postaci Dni Gorzowa i koncertu „Europa to My”. Podoba im się brak awantur, tytułów prasowych o tym jak bardzo w Gorzowie jest źle, a także zmiany w sferze symbolicznej: prezydent nie krzyczy na Radę Miasta i nie wyzywa jej członków od leni, chociaż wielu mocno na to zasługuje.


Pozostaje pytanie, czy prezydent powinien być tylko grzeczny, czy raczej skuteczny ? Wójcicki jest grzeczny, ale skuteczny wcale. Bez „Ludzi dla Miasta” ta skuteczność będzie jeszcze mniejsza, bo politycy rzucą mu się do gardła już za rok, a najpóźniej za półtora. Chyba iż da im jakieś "koncesje"...



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...