Zmiana na
satanowiskach ministerialnych, to zaledwie „gra
wstępna”, prawdziwie polityczny „stosunek”
– inaczej niż w rzeczywistości – odbywa się nie na wierzchu łóżka, ale pod nim,
nie w Warszawie, lecz w terenie – gdzie do wzięcia jest kilka tysięcy
stanowisk, a „popchnąć” można naprawdę wielu. Mentalny „orgazm” z powodu spełnienia urzędniczych aspiracji przeżyją
najbardziej zaradni. Zwykłym działaczom pozostanie „masturbacja” z faktu pławienia się światłem odbitym od ważnych
kolegów i koleżanek...
...bo kadrowa karuzela ruszyła na całego, a tylko w województwie
lubuskim do wzięcia jest kilkanaście instytucji i blisko setka
dyrektorsko-prezesowskich posad, które dają nie tylko prestiż, ale także wpływy
i przyzwoite pieniądze.
Nominowanie byłego wiceministra Marka Surmacza na komendanta
głównego Ochotniczych Hufców Pracy może śmieszyć, ale nie tych co wiedzą, gdzie
znajdują się prawdziwe „konfitury”. Posada w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim może wygląda na ważną, ale na
pewno nie należy do najlepiej opłacanych, ale już funkcja w terenowym oddziale
rządowej agencji, inspekcji lub jednej instytucji, to szansa na spore zarobki.
Przykład pierwszy z brzegu, to stanowisko eksperta dla męża szefowej
lubuskich struktur Platformy Obywatelskiej Mirosława Bukiewicza w
Agencji Nieruchomości Rolnych, gdzie zatrudnił go jej dyrektor i radny
wojewódzki PO Tomasz Możejko. Skalę atrakcyjności pracy w tej instytucji
- gdzie zatrudnienie znaleźli także wpływowi politycy PSL Maciej Szykuła
i Roman Koniec - wyraża liczba 240 tysięcy złotych jakie Możejko zarobił
w tej agencji w 2014 roku.
Czy wyleci ? Teoretycznie zarówno on, jak też Koniec są radnymi i
chroni ich prawo, ale Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało połączenie ANR,
Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Agencji Rynku Rolnego w
jedną instytucję, a to oznacza iż swoisty „immunitet” przestaje działać i swoje
rzeczy do kartonów mogą już apkować także szefowie dwóch ostatnich instytucji: Elżbieta
Kwaśniewicz z PSL – która zarządza ARiMR oraz Leopold Owsiak z PSL –
który kieruje gorzowskim oddziałem ARR.
Podobny los może spotkać szefa restrukturyzowanej właśnie Agencji
Mienia Wojskowego Macieja Nawrockiego - który kilka tygodni temu został
radnym wojewódzkim Platformy Obywatelskiej - ale w polityce wszystko jest
możliwe: ewentualna samorządowa koalicja PiS, PSL i „Lepsze Lubuskie”
potrzebuje dodatkowych głosów, a wsparcie Możejki i Nawrockiego jest bezcenne.
Inaczej mówiąc - ich aktywne lub bierne wsparcie może „egzekucję” złagodzić.
„Przecież mogą pełnić inne funkcje w
strukturach, niekoniecznie te same” – mówi jeden z
polityków PiS, dobrze zorientowany w układance, którą partia przygotowywała od
lipca, a w której jeden z wymienionych polityków PO wymiernie i bardzo konstruktywnie
ją wspierał.
Proces zmian w regionie rozpoczął się od odwołania zarządzającego
częścią lubuskich nadleśnictw dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych
w Szczecinie Witolda Kosa, a nie jest tajemnicą iż w ciagu najbliższych
tygodni podobny los spotka jego odpowiednika kojarzonego z PSL w Zielonej Górze
Leszka Banacha. Do niedawna osoby sympatyzujące z Platformą Obywatelską
mogły liczyć na sympatię urzędniczej wierchuszki Lasów Państwowych, ale teraz –
jak mówią politycy PiS - ich zaproszenia
dla poseł Krystyny Sibińskiej, senator Heleny Hatki, posła Józefa
Zycha czy wojewody Jerzego Ostroucha, mogą być sporym
problemem.
Problemy mieć będzie na pewno komendant wojewódzki Policji Ryszard
Wiśniewski, bo zgodnie z zapowiedzią odpowiedzialnego za tą służbę
wiceministra Jarosława Zielińskiego w polityce awansowej nie będą brały
udział osoby, które służbę rozpoczęły przed 1990 rokiem, a on rozpoczął ją w
Milicji Obywatelskiej w 1983 roku.
„Dlaczego mielibyśmy awansować na komendantów tych, którzy zaczynali
dawno w PRL-u? To jest nie-sprawiedliwe wobec zdolnych oficerów, którzy pracę
zaczęli w latach Polski niepodległej i mają zasługi” – stwierdził w wywiadzie dla Niezależna.pl wiceminister Zieliński.
Pewnie wierzył, że zdymisjonowanie rzecznika prasowego i mianowanie na
to stanowisko zięcia niemal murowanego wojewody Władysława Dajczaka w czymś mu pomoże, ale to błąd – w tych
kwestiach w regionie karty rozdaje M. Surmacz, a jemu z Dajczkiem nie jest po
drodze.
W Lubuskim Urzedzie Wojewódzkim pewne są zmiany na stanowiskach dyrektorów
wydziałów: biura wojewody – Waldemar Gredka,
zdrowia – Małgorzata Krasowska-Marczuk, Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców – Paweł Klimczak oraz biura logistyki – Sebastian Frans.
Zmiany nastąpią także na stanowiskach dyrektora Oddziału Lubuskiego Narodowego
Funduszu Zdrowia, gdzie Stanisława
Łobacza bardzo chciałby zastąpić szef
gorzowskiej jednostki Tadeusz Horbacz
– choć ma silnego konkurenta w Zielonej
Górze - a także w ZUS-ie który „okupują”
działacze PSL Roman Król i Jerzy Krzyżanowski. Pierwszego chroni
mandat radnego, ale – jak mówią działacze PiS – materiał zgromadzony w
ostatnich latach bez problemu skłoni go do rezygnacji lub przejścia na inne
stanowisko bez zbędnej procedury w Radzie Powiatu Gorzowskiego.
Tu kandydatem jest były szef PIH-u i gorzowski radny Prawa i
Sprawiedliwości z Deszczna Robert Jałowy.
Widmo personalnego trzęsienia ziemi wisi też nad szefami lubuskich
skarbówek oraz inspektoratów: Inspekcji handlowej, Inspekcji Sanitarnej czy
wreszcie Lubuskiego Kuratorium Oświaty, które bardzo chciałby – kosztem Bogny Ferensztajn i Radosława Wróblewskiego –odbić ekskurator Roman Sondej, którego zastępcą
miałaby zostać kompetentna i zasłużona dla
oświaty Ewa Rawa, na co dzień żona radnego PiS Mirosława Rawy.
Pewna jest również zmiana na stanowisku Komendanta Wojewódzkiego Straży
Pożarnej, które obecnie pełni Hubert Harasimowicz. Zdolny i zasłużony
strażak ma swoje zasługi, ale także mocne konotacje najpierw z lewicą, a ostatnio
z Platformą Obwyatelską.
Nie inaczej – choć będzie to wymagało najpierw zmian w strukturze Rady
Nadzorczej – sprawy będą się miały w Kostrzyńsko Słubickiej Specjalnej Strefie
Ekonomicznej, gdzie posady szybciej niż myślą stracą PSL-owski prezes Artur
Malec, a takze były radny PO Roman Dziduch.
Można dyskutować, czy reguła powyborczego dzielenia „łupów” w postaci
politycznych synekur jest dobra czy zła, szkodzi polityce czy ją umacnia, ale
pewne jest jedno – to się raczej nigdy nie zmieni. Miotła dosięgnie każdego
urzędu i każdej instytucji, a głód państwowych posad w szeregach Prawa i
Sprawiedliwości jest tak wielki, że apetyty będą zaspokajana na coraz
mniejszych szczeblach.
Gdyby państwowych posad pozbawić tylko funkcyjnych członków Platformy
Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Lubuskiego w województwie lubuskim – bez rewanżyzmu
względem zwykłych działaczy - oznacza to iż Prawo i Sprawiedliwość będzie mogło
podzielić pomiędzy swoich działaczy posady za blisko 5 milionów rocznie.
Problem państwa polega na tym, że większość z nich, zamiast szukać
szczęścia poza administracją, znajdzie zatrudnienie w samorządzie wojewódzkim.
Eksposeł Bogusław Wontor pierwsze szlaki wytyczył.
Ważne jest co innego - zwykłym działaczom pozostanie oglądanie swoich kolegów i koleżanek w telewizji, bo przez najbliższe lata "oni" czasu dla nich nie znajdą. Pracy również...