Ten biznes i ta sytuacja nie obrazują
łamania prawa, bo wszystko jest na pozór w jak najlepszym porządku. Jest to
raczej ilustracja patologii wynikającej z cwaniactwa ludzi od których należy wymagać
więcej, a także zasadnych wątpliwości w obszarze racjonalności wydatkowania w
województwie lubuskim środków z Unii Europejskiej. Inną sprawą jest postawa
dziennikarzy i polityków wobec tej sprawy, co tylko potwierdza teżę o tym iż
najgorzej nie jest w Warszawie i instytucjach centralnych, ale na prowincji...
...gdzie media i politycy szybko rzucą się na trefne zarzuty
gospodarcze wobec prezydenta Gorzowa, chętnie dopadną lokalnego przedsiębiorcą
korzystającego z dotacji z PFRON, ale muszą milczeć wobec ewidentnych
nieprawidłowości w których bohaterem jest prowincjonalny „pan życia i śmierci na ekranie” dyrektor
regionalnego ośrodka Telewizji Polskiej.
Dyrektor publicznej Telewizji Gorzów Artur Gurec jest negatywnym
bohaterem kontrowersji i skandalu z milionową dotacją z Lubuskiego Regionalnego
Programu Operacyjnego, a mimo to właśnie przedłużono z nim kontrakt na
zarządzanie tym ośrodkiem. Wszystko tylko dlatego, by zbyt łatwo nie został
pozbawiony swojej funkcji w wyniku wejścia w życie nowej ustawy medialnej,
którą Prawo i Sprawiedliwość chce przegłosować jeszcze w grudniu.
Jeśli dyrektor Gurec będzie
kiedyś wysyłał dziennikarzy w celu
znalezienia atrakcyjnego newsa z pogranicza polityki i biznesu, to najpierw
niech poda swój własny adres. Tropiąc nieprawidłowości w samorządach, polityce
i wśród osób znanych, powinien zacząć od siebie.
Wydaje się, że o sprawie Happy Home Sp. Z o.o. w której prokurentem był
A. Gurec, prezesem jego teściowa, a 50-procentowym udziałowcem jego żona,
wszyscy „coś” wiedzieli, ale –
każdy z sobie znanych powodów – wolał milczeć. Towarzyskie zależności z jednej
strony i obawa o skandal na poziomie Urzędu Marszałkowskiego z drugiej, to
wystarczający powód, by całą sprawę zamieść na wszystkich poziomach "pod dywan".
Tymczasem szef publicznej TVP
Gorzów, to taka sama postać – a może nawet jeszcze ważniejsza - jak dyrektor ZUS, Urzędu Skarbowego czy Funduszu Zdrowia, a
więc ważnym jest to, jak traktuje środki publiczne oraz dysponujące nimi
instytucje.
A traktuje w sposób specyficzny,
bo spółka Happy
Home w której obecny dyrektor TVP Gorzów był prokurentem, żona udziałowcem, a
teściowa prezesem, otrzymała od Urządu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego dofinansowanie
w kwocie 1 236 994,30 zł na projekt o nazwie: „Rozbudowa
Spółki HAPPY HOME oraz podniesienie konkurencyjności poprzez dywersyfikację
działalności” o czym każdy inny przedsiębiorca w regionie mógłby tylko
pomarzyć.
Podpisującym umowę z Urzędem
Marszałkowskim był prokurent Artur Gurec, obecny szef TVP Gorzów. Dość
przypomnieć, że w tegorocznym budżecie województwa na remont Teatru im.
Juliusza Osterwy zarezerwowano niemal tyle samo, co na wymyśloną sobie przez
rodzinę Gurców knajpę przy ul. Pocztowej.
Problem w tym, że spółka – na którą
A. Gurec zaciągnął bez stosownego upoważnienia kredyty, a także otrzymał z
Urzędu Marszałkowskiego ponad milionową dotację – ogłosiła upadłość.
Marszałkowscy urzędnicy twierdzą iż nie wiedzieli o jej problemach, ale
udziałowiec Happy Home Renata Lorenc wyjaśnia iż to nieprawda.
„W ramach
projektu nie została przeprowadzona kontrola na zakończenie projektu, która
potwierdziłaby realizację prac. Wcześniej została ogłoszona upadłość przez
Happy Home Sp. z o. o. i rozwiązano umowę o dofinansowanie z Beneficjentem.
Natomiast na etapie weryfikacji wniosków o płatność IZ LRPO nie jest w stanie
sprawdzić czy prace faktycznie zostały wykonane” – wyjaśnia NW Katarzyna Drożak,
dyrektor w Urzędzie Marszałkowskim.
Takie informacje kwestionuje pokrzywdzona przez rodzinę Gurców udziałowiec spółki
R. Lorenc.
„Urząd
Marszałkowski był zawiadomiony o nieprawidłowościach przed upadłością spółki i
nie zareagował w żaden sposób. Nie zabezpieczył również swoich wierzytelności” –
mówi w rozmowie z NW.
Fakty są takie, że
Urząd Marszałkowski nie ma wyjścia i musi robić dobrą minę do bardzo złej gry,
która może się dla niego skończyć poważnymi konsekwencjami ze strony
Europejskiego Biura do Walki z Oszustwami (OLAF), które kontroluje prawidłowość
wydatkowania w krajach członkowskich środków z Unii Europejskiej.
Pytań jest więcej niż odpowiedzi.
Pierwsze z nich dotyczy zasadności
przyznania bardzo dużej dotacji dla spółki w której prominentny polityk był
prokurentem, jego żona udziałowcem, a teściowa prezesem. W czasach, gdy
prawdziwie innowacyjne przedsięwzięcia nie dostają grosza, dotacja na „rozbudowę spółki” oraz otwarcie lokalu
gastronomicznego, może budzić wątpliwości.
Inna sprawa. Każdy przedsiębiorca
ma prawo do błędów i niepowodzeń – to jest wpisane w logikę przedsiębiorczości –
ale były polityk SLD, były szef Poczty Polskiej i wiceprezes Wojewódzkiego
Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wiedział i wie doskonale, że
ujmując rzecz kolokwialnie „wszystko
śmierdzi”.
Urząd Marszałkowski unika jasnej
odpowiedzi, czy województwo poniosło w wyniku upadłości spółki straty. Zasłania
się przy tym konstatacją: „W wyniku
rozwiazania umowy o dofinansowanie projektu została wystawiona decyzja o zwrot
dofinansowania”.
Marszałkowscy urzędnicy pytani czy odzyskano chociaż złotówkę z wypłaconej
dotacji, mają z tym problem i gołym okiem widać, że temat jest wrażliwy.
„Do czasu zakończenia postępowania upadłościowego
Instytucja Zarządzająca LRPO nie może dokonywać innych czynności związanych z
odzyskiwaniem dofinansowania wynikającego z umowy o dofinansowanie projektu od HAPPY
HOME. Zgodnie z informacjami uzyskanymi w dniu dzisiejszym tj. 9 grudnia 2015
r. z Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim, postępowanie upadłościowe nie
zostało jeszcze zakończone” – odpowiedziała na pytanie NW dyrektor Drożak.
Inaczej sprawę widzi były
udziałowiec spółki R. Lorenc. „W prokuraturze Urząd
Marszałkowski nie czuł się pokrzywdzony pomimo tego, że nie został uznany w I
kategori tylko w IV czyli stracił całą wypłaconą dotację” – stwierdziła w
rozmowie z NW.
Rzeczy mają się więc tak –
Urząd Marszałkowski nie wie czy odzyska pieniądze od byłej spółki rodziny Gurców,
ale prywatnie wśród urzędników aż huczy od plotek. Wszyscy zastanawiają się,
jak to możliwe, że rodzina ważnego polityka, a dzisiaj dyrektora TVP Gorzów
dostała tak dużą dotację na prywatny lokal gastronomiczny, a potem ich spółka
upadła, choć żona i teściowa
na tym nie stracili, a inna spółniczka tak.
Ten przykład pokazuje, że unijne dotacje są tym, czym w czasach PRL-u
był niedostepny w sklepach koniak: napojem dla wszystkich, ale spijanym ustami
ich przedstawicieli. Podobnie z dotacjami – niby dla wszystkich, ale jednak dla
swoich.
Dziś wiadomo dlaczego jest jeszcze dyrektorem TVP - nie dlatego jakoby był silny, ale dlatego iż ma słabości, a jedna mogłaby mu zaszkodzić. Dzisiaj ta słabość pomaga politykom, a szkodzi dziennikarzom podległej mu stacji ...